Społeczeństwo"Sąsiadka waliła tłuczkiem do mięsa w moje drzwi"

"Sąsiadka waliła tłuczkiem do mięsa w moje drzwi"

Nie pożyczają cukru, nie mówią "Dzień dobry", ani nie uprzedzają o większych spotkaniach rodzinnych czy towarzyskich. Czy tak właśnie zachowują się względem siebie dzisiejsi sąsiedzi? Niekoniecznie. Powstaje coraz więcej portali, pomagających w nawiązaniu kontaktu z ludźmi mieszkającymi obok. Inną formą przybliżenia czy nawiązania kontaktu są różnego rodzaju inicjatywy. Choć odpowiedź na pytanie jak wyglądają obecnie relacje sąsiedzkie nie jest prosta.

"Sąsiadka waliła tłuczkiem do mięsa w moje drzwi"
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

07.04.2009 | aktual.: 07.04.2009 10:15

Dobre relacje z sąsiadami, tak jak i wszelkie inne dobre relacje, nie tworzą się same – trzeba w ich powstawanie włożyć trochę wysiłku. W przypadku sąsiadów bywa to trudne, przede wszystkim dlatego, że często są to przypadkowi ludzie, z którymi nic nas nie łączy, ale też których sobie nie wybieraliśmy. Czasem czujemy się na nich skazani, albo tak od nich odlegli w sensie mentalności czy statusu społecznego, że trudno nam sobie wyobrazić jakikolwiek kontakt z nimi. – Mimo wszystko warto podjąć taką próbę, bo od niej zależy nie tylko nasze bezpieczeństwo, ale też komfort psychiczny – radzi psycholog i antropolog kultury Małgorzata Rutkowska.

Sceny jak z horroru

Na pytanie "czy masz uciążliwych sąsiadów”, 50% Internautów Wirtualnej Polski odpowiedziało "tak”, a pozostałe 50% "nie”. Sonda, w której udział wzięło 2469 osób, pokazuje jak bardzo różni mogą być sąsiedzi – od wspaniałych po trudnych i męczących. Zdaniem Małgorzaty Rutkowskiej liczne badania psychologiczne dowodzą, że stres spowodowany przez różne czynniki, takie jak hałas, pośpiech, przemęczenie, zatłoczenie przestrzeni, powoduje ogromną agresję, dezorientację w relacjach z innymi i może mieć dramatyczne konsekwencje dla zdrowia fizycznego i psychicznego. Choćby z tych powodów warto dbać o to, żeby stosunki z sąsiadami były przynajmniej poprawne. Jednak, jak pokazują niektóre historie, czasami jest to bardzo trudne.

Małgorzata pamięta najbardziej naprzykrzającą się sąsiadkę, która mieszkała piętro niżej w mieszkaniu, znajdującym się w bloku przy Al. Jerozolimskich w Warszawie. Był to czas, w którym jej syn uczył się chodzić i często po kilku krokach upadał na podłogę. Pewnego dnia nagle ktoś zaczął walić do drzwi. Gdy mąż Małgorzaty otworzył drzwi, zobaczył sąsiadkę z dołu z tłuczkiem do mięsa w dłoni. Natychmiast zaczęła krzyczeć, że ktoś w mieszkaniu sąsiadów strasznie hałasuje i nic ją nie obchodzi, że jakiś bachor uczy się chodzić. Samotna kobieta, która mogła mieć około 70 lat, nie chciała zrozumieć tego, że małe dziecko często upada w trakcie nauki chodzenia.

Sytuacja z sąsiadką walącą do drzwi powtórzyła się, gdy pewnego dnia, około południa, Małgorzata odkurzała. Wówczas starszej pani wydawało się, że ktoś w mieszkaniu nad nią przesuwa meble. Nic nie pomogły tłumaczenia, że to tylko odkurzacz. Skończyło się na wyzwiskach w rodzaju „parszywi Żydzi!”, „wynocha stąd Żydy”. Po tej sytuacji Małgorzata poszła do administracji, by zgłosić sprawę uciążliwej sąsiadki. Po opisaniu urzędnikom sprawy i podaniu dokładnego adresu dowiedziała się, że osoba ta jest już bardzo dobrze znana. Okazało się, że starsza pani od wielu lat komplikuje życie swoim sąsiadom. Jak zapewnił urzędnik, to nic w porównaniu z awanturami, które urządzała ona sąsiadom swojej córki, mieszkającej na Ursynowie. Małgorzata przyznaje, że mieszkanie wprawdzie było akustyczne, ale jedyne na czym zależało tej kobiecie to uprzykrzanie życia innym. – Nie było sposobu na to, by się z tą panią dogadać. Problem skończył się, gdy kobieta umarła – dodaje Małgorzata.

Sylwia miała inny problem z sąsiadami. Nowi mieszkańcy, którzy mieli około 30 lat, wyjątkowo głośno się kochali nie bacząc na to, że ktoś za ścianą może ich usłyszeć. Miłosne jęki zakończyły się, gdy sąsiadka zaszła w ciążę.

Internauta o nicku alek miał problemy z pupilem swojej sąsiadki, który codziennie przez trzy godziny wył i szczekał, gdy jego pani wychodziła na zakupy. Po upomnieniu sąsiadki usłyszał tylko, że „to już Pański problem”. Stanley uważa, że „dobry sąsiad to martwy sąsiad”. Jak pisze nie ma sąsiada i dzięki temu ma święty spokój.

Paulina ma problem z sąsiadami, mieszkającymi piętro wyżej, którzy mają dwójkę małych dzieci: dwuletniego chłopca i trzyletnią dziewczynkę. Głównej trudności nie stanowi fakt, że dzieci zachowują się głośno, czyli tupią, śpiewają krzyczą, ale to, że grają one w domu w piłkę i jeżdżą rowerkami. Nic nie pomogło zwrócenie uwagi. Podłoga w mieszkaniu sąsiadów jest wyłożona gresem, więc gdy jest odbijana piłka ma się wrażenie, jakby piętro wyżej ktoś ciągle przesuwał meble. Paulina przyznaje, że cała sytuacja wywołuje w niej wściekłość i chciałaby zrobić im jakiś niemiły żart, by choć przez chwilę poczuli się tak jak ona. Zastanawia się czy nie podłożyć gwoździ pod koła samochodu sąsiadów.

W mieszkaniu ciężko jej czytać książki, czy oglądać telewizję, bo jest za głośno. Choć sąsiedzi mieszkają w nowym mieszkaniu od roku, mało się przejmują tym, że mogą zakłócać życie innym. – Nie jest to dla mnie komfortowa sytuacja, by w niedzielę chodzić do nich i upominać, by uciszyli swoje dzieci, bo od ciągłego odbijania piłki pęka mi głowa – opowiada Paulina. Ponieważ sąsiedzi nie reagowali na jej uwagi postanowiła, że w momencie, gdy hałas będzie nieznośny zacznie walić w rury. W ten sposób czasami choć na chwilę udaje się zaprowadzić w bloku ciszę. Jednak ten sposób nie zawsze działa – bywa, że sąsiedzi odpukują i nic więcej się nie zmienia.
Paulina opowiada, że jej znajoma przez ciągłe i bezskuteczne wojny z sąsiadami w końcu sprzedała mieszkanie i kupiła sobie dom. Dziś jest bardzo szczęśliwa i mówi, że uciążliwi sąsiedzi wyszli jej na dobre. – Bardzo prawdopodobne, że gdy już zupełnie stracę cierpliwość zrobię to samo – mówi Paulina. Napaści na sąsiadów, niszczenie mienia, a nawet postrzał czy morderstwo to tylko niektóre ze „spraw sąsiedzkich”, o których słyszymy prawie każdego dnia z mediów. Jednym z takich przypadków jest historia Krzysztofa G. skazanego 10 marca br. na pół roku więzienia. Mężczyzna od wielu lat gnębił lokatorów kamienicy przy ul. Podbrzezie 6 na krakowskim Kazimierzu. Krzysztof G. został skazany za groźby pozbawienia życia sąsiada, które wypowiedział w obecności świadków.

Bo razem łatwiej

Małgorzata Rutkowska radzi, by być uprzejmym w stosunku do sąsiada, gotowym do niesienia pomocy czy zaprzyjaźnienia się. Bardzo ważna jest też zasada otwartego mówienia o tym, co nam przeszkadza w zachowaniu sąsiadów. – Niestety, nasze uprzejme zwrócenie uwagi nie zawsze i nie w stosunku do każdego sąsiada odniesie skutek, ale zawsze warto od niego zacząć – proponuje psycholog.

Wzajemna pomoc sąsiedzka jest ważnym elementem nie tylko zdrowia psychicznego i fizycznego, ale również ochrony domu. Rodzina Sikora z Dzierżysławic (woj. opolskie), poszkodowana w pożarze domu w kwietniu 2007r., otrzymała pomoc właśnie ze strony sąsiadów. W styczniu 2009 roku w miejscowości Cyców w województwie lubelskich dwóch mężczyzn uratowało życie sąsiadowi, samotnie mieszkającemu w nieogrzewanej przyczepie kempingowej. Takie historie uświadamiają, jak to dobrze mieć sąsiada.

Michał Kwiecień, jeden z założycieli Ciekawych Inicjatyw Sąsiedzkich, mieszkał w przeszłości na warszawskich Kabatach. Wtedy zwrócił uwagę na samotność i anonimowość ludzi, którzy tam mieszkają. Choć żyją obok siebie to nie nawiązują ze sobą relacji, nie znają się nawet, jeżeli mieszkają na tym samym piętrze w bloku. Często są to ludzie, którzy przyjechali do Warszawy z innych miast i nie mają znajomych. Mają potrzebę nawiązania relacji z innymi, ale boją się wyjść sami do nieznajomych ludzi – potrzebują jakiejś okazji, inicjatywy, która by im to ułatwiła. Na tę właśnie potrzebę odpowiadają Ciekawe Inicjatywy Sąsiedzkie. – Zależy nam na tym, żeby sprowokować ludzi do wyjścia ze swoich czterech ścian w celu nawiązania relacji z ludźmi, których codziennie mijamy w metrze, w sklepie i na ulicach naszego osiedla – mówi Michał Kwiecień.

Pierwszą inicjatywą był grill sąsiedzki. Później rozpoczęły się warsztaty plastyczne, np. techniki decoupage, które przyciągnęły na Ursynów ludzi z całej Warszawy. Organizatorzy warsztatów i spotkań sąsiedzkich ogłaszają się w internecie. Jak przyznaje Michał Kwiecień nie udało się zaktywizować najbliższych sąsiadów, choć zawiązała się silna grupa znajomych z tego samego osiedla.
Pan Michał poza spotkaniami sąsiedzkimi organizuje cotygodniowe spotkania biblijne polegające na wspólnym czytaniu Biblii, modlitwie i zachęcaniu siebie nawzajem do wprowadzania w życie biblijnych zasad. – Te działania są dopełnieniem mojej wiary. Staram się w ten sposób okazać innym miłość i chcę nawiązać jakąś relację z bliźnim – dodaje.

Prezes Stowarzyszenia BORIS (Biuro Obsługi Ruchu Inicjatyw Społecznych), współorganizującego między innymi Akademię Inicjatyw Sąsiedzkich, Paweł Jordan uważa, że poprzez swoją działalność i szkolenia zaczynają tworzyć podwaliny ruchu sąsiedzkich animatorów. Stowarzyszenie pomaga aktywistom integracji sąsiedzkiej na trzech poziomach. Pierwszy dotyczy mieszkańców, którym nie odpowiada to, że sąsiedzi nawzajem sobie nie pomagają – jest to grupa nieformalnych liderów. Drugą grupą są stowarzyszenia sąsiedzkie czy społecznościowe, które powstają formalnie na rzecz jakiegoś miejsca, jak np. Sąsiedzkie Włochy czy Stowarzyszenie Smolna. Trzecią są przedstawiciele rady osiedlowej, którzy reprezentują mieszkańców lokalnie na najniższym szczeblu struktury samorządu lokalnego, dotyczącego osiedla. – Chcemy w przyszłości stworzyć katalog dobrych praktyk, by inicjatywy sąsiedzkie stały się zauważalne – mówi Paweł Jordan.

Sylwia Mróz, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
dommieszkanieinternauci
Zobacz także
Komentarze (180)