Zarzuty dla sprawcy wypadku na Pomorzu. Prokuratura wnioskuje do Danii
Mężczyzna przyznał się do spowodowania wypadku drogowego oraz nieudzielenia pomocy - przekazała Iwona Wojciechowska-Kazub z wejherowskiej prokuratury. Chodzi o 33-latka, który podejrzewany jest o spowodowanie śmiertelnego wypadku na Pomorzu. We wtorek wieczorem wjechał autem w grupę nastolatków i uciekł. W wypadku zginął 10-letni chłopiec. Mężczyzna po wypadku porzucił auto i - jak przekazała prokuratura - odjechał taksówką.
W czwartek prokuratura przesłuchała 33-latka podejrzewanego o spowodowanie tragicznego wypadku w Łebieńskiej Hucie.
Jak przekazała dziennikarzom prokurator rejonowa z Wejherowa Iwona Wojciechowska-Kazub, mężczyzna usłyszał trzy zarzuty: spowodowania wypadku drogowego, nieudzielenie pomocy medycznej ofiarom oraz kierowanie pod wpływem alkoholu i środków odurzających.
- Przyznał się do spowodowania wypadku drogowego oraz nieudzielenia pomocy. W pozostałym zakresie nie przyznał się, zasłaniając się częściowo szokiem i niepamięcią - relacjonowała Wojciechowska-Kazub.
Sankcje na Rosję. Ekspert dosadnie o ciosach w Putina: miały ograniczony charakter
Pytana o to, w jaki sposób mężczyzna po spowodowaniu wypadku i porzuceniu rozbitego samochodu dostał się do kolejnej miejscowości, prokurator powiedziała, że 33-latek "odjechał taksówką".
- Na pewno to człowiek nieodpowiedzialny, bez choćby odrobiny jakiejś empatii, przyzwoitości - oceniła, pytana, czy przesłuchiwany mężczyzna wyraził skruchę.
Jak wskazała prokurator, mężczyzna był skazany za podobne przestępstwo na terenie innego kraju. Śledczy wystąpili już do władz Danii o przesłanie dokumentów w tej sprawie do Polski.
Okazało się również, że kierowca w ogóle nie miał uprawnień do prowadzenia pojazdów.
- Do jazdy samochodem jest potrzebny samochód, kluczyki i benzyna - powiedziała prokurator.
Śmiertelny wypadek w Łebieńskiej Hucie
Do śmiertelnego wypadku doszło na wiejskiej drodze, poza terenem zabudowanym w Łebieńskiej Hucie. Samochód wjechał w grupę czterech chłopców w wieku od 10 do 16 lat. Najmłodszy z nich, Igor zginął na miejscu, a pozostali zostali przewiezieni do szpitala z poważnymi obrażeniami. Jednemu z rannych chłopców trzeba było amputować nogę. Kierowca uciekł z miejsca zdarzenia.
Po kilku godzinach policja poinformowała, że zatrzymano 33-latka. Mężczyzna odmówił poddania się badaniu alkomatem i narkotestem. Pobrano krew do jego badań. Okazało się również, że uprawnienia do kierowania samochodem stracił w kwietniu po tym, jak kierował autem pod wpływem alkoholu.
Źródło: WP