PolskaSąsiad sąsiadowi zgotował taki los

Sąsiad sąsiadowi zgotował taki los

Wiesz, kto mieszka za ścianą twojego mieszkania? Tyran, flejtuch, morderca, a może natrętna baba? Dzięki tej ostatniej dowiedzieliśmy się, kto zabił małego Szymona z Cieszyna. Widać, czasami wścibstwo popłaca.

Sąsiad sąsiadowi zgotował taki los
Źródło zdjęć: © WP.PL | Internauta Poraj
Ewa Koszowska

18.07.2012 | aktual.: 20.10.2012 12:11

Tak było w przypadku sprawy małego Szymona z Będzina. Niespełna dwuletniego Szymona szukał cały kraj, a nawet zagranica, ponieważ nie wykluczano, że chłopiec może pochodzić z Czech. W końcu prokuratura umorzyło śledztwo z powodu niewykrycia sprawców. Przełomowym momentem był telefon "złośliwej" mieszkanki Będzina, która zauważyła, że dziecka sąsiadów nie ma w domu. Kobieta zawiadomiła Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej, a ten policję. Po nitce do kłębka i sprawa się wyjaśniła. Po paru dniach zatrzymano podejrzanych, którymi, o zgrozo, okazali się rodzice dziecka. Prokuratura zarzuciła matce zabójstwo, a jej partnerowi nieudzielenie pomocy dziecku, które znajdowało się w położeniu zagrażającym życiu, w połączeniu z nieumyślnym doprowadzeniem do śmierci. Za czyn, który zarzucono kobiecie, grozi kara do 25 lat więzienia lub dożywocie. Mężczyźnie grozi kara do 5 lat więzienia. Oboje zostali aresztowani.

Większość Polaków (58 proc.) zachowuje dystans wobec swoich sąsiadów. Zależy im na poprawnych, ale niezbyt bliskich stosunkach. Dystans nie oznacza jednak całkowitego odcinania się od osób mieszkających w sąsiedztwie. - W wielkim mieście nie jest możliwe nawiązanie żywych i życzliwych kontaktów ze wszystkimi współmieszkańcami, jest ich po prostu zbyt wielu. Jednak większość z nas nawiązuje takie kontakty z niektórymi ze swych sąsiadów, aż do świadczenia sobie wzajem - z niektórymi - drobnej pomocy w sprawach dnia codziennego (coś pożyczyć, pójść do apteki) - uważa dr Ewa Kaltenberg-Kwiatkowska, socjolog.

Czujny sąsiad to prawdziwy skarb

Taką postawę przyjmują mieszkańcy jednego z bloków na Podolszycach (dzielnica Płocka). Dzięki nim ich sąsiadka nadal żyje. Kobieta jest chora psychicznie i mimo że życie blisko niej nie należy do najprzyjemniejszych, wszyscy starają się jej pomóc. - Kiedy sąsiadka przyjmuje leki wszystko jest w porządku - zapewniają sąsiedzi. - Sprawa zaczyna się komplikować, gdy o tym zapomina - dodają. Kobieta odcina się wtedy od wszystkich, nie wychodzi z domu, nie robi zakupów, nie otwiera okien. Na szczęście ma dobrych sąsiadów, którzy interweniują w takiej sytuacji: dzwonią na policję, po straż pożarną, do urzędu miasta, do prokuratury. W zeszłym roku kompletnie wycieńczoną kobietę zabrała karetka pogotowia. Gdy ją znaleźli, ważyła zaledwie 40 kg. Kolejny raz udało się uratować jej życie.

W 2011 roku policja przeprowadziła 584 279 interwencji domowych. Ile z nich zostało zgłoszonych przez sąsiadów? - nie wiadomo. Ale na pewno sporo. - Lepiej się pomylić i zadzwonić na policję, nawet wtedy, gdy może się okazać, że nic złego się nie dzieje za ścianą, niż nie zareagować. Często istnieje obawa, czy wzywanie funkcjonariuszy jest potrzebne. To policja jest od tego, by to sprawdzić - mówi podinsp. Grażyna Puchalska z zespołu prasowego Komendy Głównej Policji.

Ponad 80 proc Internautów, którzy zagłosowali w sondzie Wirtualnej Polski nie interesuje się tym, co robią ich sąsiedzi. 20 proc. odpowiedziało, że chce wiedzieć, co dzieje się za ścianą ich mieszkania.

Do tej mniejszości należy sąsiadka pana Mariusza - Jadwiga. To ona wezwała policję, gdy pewnego dnia usłyszała żałosny skowyt psa sąsiada. Gdy straż dostała się do mieszkania mężczyzny ich oczom ukazał się tragiczny widok. Pan Mariusz wyglądał jak żywy kościotrup. Leżał we własnych odchodach, a po podłodze biegały insekty. Lekarz, który przyjechał z karetką, wpisał w karcie: "do zgonu". - Od paru lat wrażliwość społeczna w naszym kraju rośnie - mówi podinsp. Grażyna Puchalska. - Coraz więcej spraw jest zgłaszanych na policję - dodaje.

W Mielcu na Podkarpaciu też pojawiła się karetka po tym, jak wezwał ją zatroskany sąsiad starszego pana. Mieszkaniec bloku zamartwiał się tym, co się dzieje u sąsiada, którego nie widział od kilku dni. W końcu zaniepokojony zaalarmował policję i dzięki temu uratował emerytowi życie. Mężczyzna konał od dwóch dni w swoim łóżku. Okazało się, że staruszek podczas spaceru przewrócił się, złamał bark i rozciął głowę. Ostatkiem sił wrócił jakoś do mieszkania i doczołgał się do łóżka, skąd już nie wstał. Co by się z nim stało, gdyby nie troskliwy sąsiad? Lepiej nawet o tym nie myśleć.

Według raportu CBOS co dziesiąty badany (10 proc.) twierdzi, że unika jakichkolwiek kontaktów z sąsiadami. Tak musiało być w przypadku 75-letniego gdańszczanina, którego zwłoki we własnym mieszkaniu leżały prawie 2 miesiące. Mężczyznę zaczęły zjadać koty. - Nie wiem, dlaczego mieszkańcy tego bloku, po takim czasie dopiero zorientowali się, o co chodzi - mówi Marta Grzegorowska, rzecznik gdańskiej policji.

Konała za ścianą własnego mieszkania

Najbardziej charakterystyczną postawą jest ograniczanie się tylko do kontaktów grzecznościowych, tzn. witania się z napotkanymi sąsiadami. Ponad cztery piąte Polaków (83 proc.) utrzymuje tego rodzaju kontakty z większością sąsiadów. Dość powszechne (73 proc.) jest także świadczenie sobie drobnych przysług, np. pożyczenie przysłowiowego jajka czy przypilnowanie dziecka. Jednak zdecydowana większość badanych (62 proc.) przyznaje, że tak zażyłe stosunki łączą ich tylko z nielicznymi sąsiadami.

Rodzice Kasi "dobrze żyli" ze swoim sąsiadem. Mężczyzna mieszkał sam w małym miasteczku na Opolszczyźnie. Sąsiadom było go szkoda, więc często zapraszali go do siebie, częstowali jedzeniem. Był nawet jednym z gości na przyjęciu pierwszokomunijnym Kasi. Dziewczynka była jedynaczką, uczyła się w trzeciej klasie podstawówki i była wzorową uczennicą. Pewnego dnia zaginęła w drodze na lekcje. Wszyscy mieszkańcy włączyli się w poszukiwania, które trwały kilka dni. Jej rozczłonkowane ciało znaleziono w okolicach dzikiego wysypiska, poupychane w foliowych workach. Mordercą okazał się sąsiad. Najpierw przez kilka godzin znęcał się nad nią, gwałcił a potem udusił i pociął brzeszczotem do cięcia metalu. Podczas gdy wszyscy szukali dziewczynki, ona konała w męczarniach za ścianą własnego mieszkania. A trochę tak jakby we własnym mieszkaniu, bo kilka lat wcześniej rodzice Kasi zamienili się na mieszkania z sąsiadem. W chwili zatrzymania przez policję pod blokiem Kasi i jej sąsiada zebrał się spory tłum, który chciał go
zlinczować. Po wszystkim mieszkańcy przypomnieli sobie, że gdy oni szukali dziewczynki, sąsiad biegał po mieście z reklamówkami.

Tej makabrycznej zbrodni nie sposób zapomnieć, tym bardziej, że ofiarą była dziewięcioletnia dziewczynka. W tej sytuacji dziecko stało się ofiarą - ale w przypadku sąsiadów - dzieci najczęściej są czynnikiem sprzyjającym nawiązywaniu więzi.

Dzieci czynnikiem integrującym

- Mam trzyletniego synka - opowiada Kasia. - Często z nim chodzę na plac zabaw pod blokiem. Mimo że niedawno się przeprowadziliśmy w nowe miejsce, to znalazłam wspólny język z paroma sąsiadkami. Podczas gdy dzieci bawią się w piaskownicy, my zestawiamy dwie ławki naprzeciwko siebie i godzinami potrafimy opowiadać, co też nasze pociechy nowego wykombinowały, który lekarz jest najlepszy, jakich pieluch nie używać. Wymieniamy się przepisami na ciasta, uwagami o przedszkolach i polecamy najlepsze miasto na wakacyjny wyjazd. Jest naprawdę miło - przekonuje Kasia.

Według dr Ewy Kaltenberg-Kwiatkowskiej elementem integrującym musi być jakaś sytuacyjna wspólnota. - Bywało, że wynikała ona z miejsca pracy, gdy całe budynki zasiedlano pracownikami tych samych instytucji. Ale w pewnej fazie zamieszkiwania najważniejszym czynnikiem łączącym sąsiadów są małe dzieci. Dlatego, że rodzice z małymi dziećmi poruszają się głównie w bliskiej przestrzeni przydomowej, jeżeli jest ona bezpieczna i do tego przystosowana. Jeżeli - gdyż czynnikiem również wpływającym na możliwość takich kontaktów jest właśnie organizacja przestrzeni - uważa dr Ewa Kaltenberg-Kwiatkowska.

Na forum internetowym Seeni pisze: - Znam dobrze wszystkich sąsiadów, ze znaczną częścią jestem na "ty" - sąsiadujemy ze sobą już 18 lat. Sąsiad spod jedynki uratował mi życie (przy okazji pozostałym mieszkańcom bloku), kiedy ugasił płonącą w moim mieszkaniu butlę z gazem. Sąsiadka z naprzeciwka wielokrotnie załatwiła mi półdarmo karnety na miejscową siłownię. Od sąsiadów spod ósemki notorycznie pożyczam fajki - jak mi zabraknie, a z sąsiadami spod dziesiątki nie raz piliśmy wódkę, urządzając karaoke i kalambury. Co roku spędzamy też razem wigilię (już po rodzinnych biesiadach), czasami jeździmy na wakacje, a moje młodsze dziecko od zawsze przyjaźni się z ich dzieckiem. Dobry sąsiad ,sąsiadka to skarb - poratuje cię jak wysiądzie twoja wiertarka, pożyczy kieckę na bal przebierańców i zimne piwo z lodówki - wymienia Seeni.

Jak Kargul i Pawlak

Według raportu CBOS stosunkowo niewiele osób (6 proc.) jest skonfliktowanych z sąsiadami. Do tej garstki należy dwóch mieszkańców małej miejscowości koło Warszawy - Woli Stanisławowskiej. Panowie są sąsiadami i miłośnikami gołębi. Wydaje się, że wspólna pasja powinna ich łączyć, niestety w tym przypadku tak nie było. Jakież było przerażenie jednego z sąsiadów, który jak co rano wszedł do gołębnika i zamiast wesoło gruchających ptaków, zastał 56 trucheł. Jak się okazało, zabił jej sąsiad. Sąsiedzi często się kłócili na tle hodowli. W końcu jeden z nich nie wytrzymał i w ten sposób postanowił się zemścić.

Rozlewem krwi zakończył się tez inny spór, z tym, że tym razem była to ludzka krew. Domy sąsiadów Floriana i Czesława z miejscowości Nierada dzieli tylko miedza. Spór toczy się o ziemię i trwa już 40 lat. Byle pretekst wystarczy, by sąsiedzi stanęli naprzeciwko siebie z widłami, drągami czy siekierami. Ostatnia kłótnia skończyła się pobytem w szpitalu pana Floriana. Wylądował tam z pękniętą nerką, złamanym nosem, stłuczeniem żeber i wstrząśnieniem mózgu.

Takich przypadków jest dużo więcej. Mimo, że rola więzi sąsiedzkich ciągle się zmniejsza, równocześnie widać nostalgię za tego typu relacjami. Niektóre społeczności organizują nawet Dzień Sąsiada. Może zamiast doprowadzać do tego, by zatargi sąsiedzkie urosły do rozmiarów prawdziwej wojny lepiej "podejść do płota" jak Pawlak do Kargula podchodził. W końcu sąsiad to rzecz nieunikniona i każdy jest na niego skazany.

Ewa Koszowska, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (109)