Saperzy od rozbrajania min-pułapek jadą do Iraku
Kilkuset wojskowych specjalistów do zwalczania bomb domowej roboty i min-pułapek jedzie do Iraku w składzie drugiej zmiany kontyngentu amerykańskiego. Ma on liczyć ok. 110 tys. żołnierzy.
Bomby domowej roboty, w amerykańskim żargonie wojskowym noszące nazwę "improwizowanych urządzeń wybuchowych", w skrócie IED (od "improvised explosive device"), są obecnie najpopularniejszą bronią partyzantów irackich. Podkładają oni bomby na poboczu dróg lub ulic i zdalnie uruchamiają ładunek sygnałem radiowym, gdy w miejscu zasadzki znajdzie się pojazd lub pieszy patrol wojsk koalicyjnych. Po eksplozji często ostrzeliwują zaatakowanych z broni strzeleckiej lub granatników, po czym uciekają.
W listopadzie Amerykanie wzmogli patrolowanie najniebezpieczniejszych odcinków dróg tzw. trójkąta sunnickiego, gdzie zamachów jest najwięcej, i liczba ataków dokonywanych przy użyciu IED zaczęła spadać. Choć jednak zabijają i kaleczą teraz mniej żołnierzy, są nadal skuteczną bronią psychologiczną, szczególnie przeciwko patrolom w dużych miastach.
IED nękają nie tylko Amerykanów. W grudniu w dwóch tego rodzaju atakach odniosło rany czterech polskich żołnierzy.
Przedstawiciel Pentagonu zakomunikował w czwartek wieczorem, że "Grupa Operacyjna IED", wysyłana obecnie do Iraku, będzie liczyć 200-300 wojskowych. Wyposaża się ich w wielką ilość najnowocześniejszego sprzętu do wykrywania, unieszkodliwiania i rozbrajania ładunków wybuchowych. Otrzymają ponadto sprzęt do walki z samochodami - pułapkami, prowadzonymi przez zamachowców - samobójców.
Przedstawiciel Pentagonu nie chciał powiedzieć reporterom, czy "Grupa Operacyjna IED" będzie rozporządzać aparaturą do zagłuszania sygnałów radiowych uruchamiających detonatory bomb. Oświadczył jednak, że w Iraku wypróbuje się w najbliższym czasie różne obiecujące urządzenia i jeśli tylko okażą się skuteczne, Pentagon zakupi je dla potrzeb wojska. Szczegółów nie wyjawił, tłumacząc, że "chcemy zawsze wyprzedzać przeciwnika".