Samuraje zawitali do Legnicy
Siedem różnych twarzy Japonii pokazano w ciągu tygodnia w Legnicy. Byłem dumny, gdy ambasador Japonii stwierdził, że w Legnicy najlepiej zorganizowaliśmy dni kultury jego kraju – przyznaje Andrzej Kaczkowski, szef Klubu Karate Kyokushin.
Ambasador Ryuichi Tanabe jest przedstawicielem Japonii w Polsce dopiero od jedenastu miesięcy, ale już po raz drugi odwiedził Legnicę. Latem był razem z małżonką w japońskiej firmie TB Mecca na terenie specjalnej strefy ekonomicznej. – Odbyliśmy krótki spacer po Legnicy i żonie bardzo spodobało się miasto – powiedział "Panoramie" ambasador Japonii. – Teraz nie mogła być razem ze mną, bo pojechała do Japonii, ale obiecaliśmy sobie, że razem jeszcze raz odwiedzimy wasze miasto.
Ten pierwszy rok w Polsce był bardzo intensywny dla japońskiego dyplomaty. Przejechał ponad 22 tys. kilometrów, odwiedzając japońskie firmy w naszym kraju oraz organizacje propagujące kulturę japońską. – Jestem zaskoczony, że tak wielu Polaków chce się uczyć naszego języka – przyznaje ambasador. – Kiedy Japończycy słyszą nazwę waszego kraju to od razu kojarzy im się z nazwiskami Fryderyka Chopina i Lecha Wałęsy. Dużo moich rodaków odwiedza Europę, ale rzadko na ich trasie jest Polska, a myślę, że tkwi tu duży potencjał dla turystyki i gospodarki.
Ponowne odwiedziny Legnicy Ryuichi Tanabe planuje w przyszłym roku. A w czasie Dni Kultury Japońskiej otworzył wystawy zdjęć dokumentujących 50-lecie ponownego nawiązania stosunków dyplomatycznych pomiędzy obydwoma krajami i wcześniejszych kontaktów oraz ekspozycję poświęconą zrzuceniu bomb atomowych na Hiroszimę i Nagasaki.
Na wojnę i do półmiska
Nazajutrz po wizycie ambasadora legniczanie zobaczyli o-yoroi. To średniowieczna zbroja dla wojowników, których głównym orężem były łuki. Jak zapewnia Czesław Zabiegło z Bytomia, który zajmuje się wyrabianiem samurajskich pancerzy, pasowały na każdego wojownika, ponieważ rozmiar był regulowany sznurkami. Do Legnicy przywiózł swoją replikę wzorowaną na rycinie przedstawiającą bohatera Yoshitsune Minamato, który przez kilka lat uciekał przed swoim zawistnym bratem – szogunem. – Rycina jest niewyraźna, dlatego nie widać wzorów namalowanych na pancerzu – tłumaczy Zabiegło. – Namalowałem lwy skradające się po roślinach, które znajdują się na japońskich talerzach w Muzeum Narodowym w Krakowie.
Jeśli już o talerzach mowa, to trzeba wspomnieć o Sakie Hiyoshi, która od dwóch lat prowadzi w Polsce kursy wiedzy o Japonii. Prezentowała pokaz przyrządzania sushi. – Z polskich potraw najbardziej lubię bigos, ogórkową i grochową – przyznaje Japonka. – Sama nie umiem ich gotować, ale koleżanki potrafią albo mogę kupić w sklepie.
Komiksy na uniwersytecie
Zaskakujące, że dopiero podczas siódmej edycji dni japońskich pojawił się temat mangi (komiksu). Jak wyjaśnia Masakatsu Yoshida, który prowadzi zajęcia o kulturze japońskiej na Uniwersytecie Łódzkim, tradycja japońskiego komiksu jest wszechobecna na wyspach. – Przeciętnie Japończyk kupuje 10-15 tytułów tygodniowo, bo książeczki są bardzo tanie – przyznaje Yoshida. – Każda liczy po kilkaset stron, dlatego najczęściej po lekturze wyrzucamy je do kosza, bo nie byłoby gdzie ich trzymać. Masakatsu Yoshida dodaje, że archiwalne albumy mangi można znaleźć w uniwersyteckiej bibliotece. Z reguły to największy i najbardziej przez studentów oblegany dział, a niektóre komiksy zaliczane są nawet do podręczników.
Tomasz Woźniak