Samobójstwo na oczach komorniczki? "Nie słyszałam żadnych strzałów"
- Media sugerują, że mężczyzna popełnił samobójstwo podczas eksmisji. To nieprawda! To wydarzyło się przed - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską komorniczka, biorąca udział w tragicznych wydarzeniach w Krakowie. W piątek podczas egzekucji wyroku eksmisji w mieszkaniu na krakowskim osiedlu Dąbie strzałem w głowę życie odebrał sobie 57-letni Piotr K. Z doniesień prasy wynika, że mężczyzna zabił się w chwili, gdy komorniczka i rozwiercający zamek ślusarz stali po drugiej stronie drzwi. Został wezwany, bo Piotr K. nie otwierał drzwi. W rozmowie z WP kobieta opisuje dramatyczne zdarzenia i odpowiada na ważne pytania. Dlaczego do mieszkania Piotra K. poszła bez asysty policji i bez psychologa. Ze względów osobistych prosi o nieujawnianie personaliów.
22.05.2016 | aktual.: 22.05.2016 11:24
WP: Jak wyglądała pani wizyta w mieszkaniu na osiedlu Dąbie w Krakowie? Piotr K. był uprzedzony, że tego dnia będzie eksmitowany? Miał być eksmitowany „na bruk”? A jeśli nie to czy wiedział, gdzie będzie mieszkał?
Komorniczka: Trwa postępowanie prowadzone przez policję i prokuraturę. Z uwagi na dobro i tajemnicę toczącego się postępowania nie mogę rozmawiać o szczegółach. Mogę jedynie powiedzieć, że eksmisja nie była na bruk. Pan Piotr maił zapewniony lokal, wiedział kiedy i dokąd będzie eksmitowany.
Czy był jakiś kontakt z Piotrem K.? Rozmawialiście przez drzwi zanim przyjechał ślusarz? Co mówił?
- Stały kontakt z panem Piotrem miałam w trakcie postępowania. Był on dobry. Ostatni raz rozmawiałam z nim kilka dni wcześniej. Przed wejściem do mieszkania nie dochodziły z niego żadne odgłosy, nic nie wskazywało na tragiczny koniec.
Według doniesień prasowych mężczyzna odebrał sobie życie, gdy pani i ślusarz staliście za drzwiami, gdy był rozwiercany zamek. To prawda? Słyszała pani strzał?
- Nie, nie słyszałam żadnych strzałów.
Co zastaliście po wejściu do środka?
- To co zobaczyłam po wejściu do mieszkania Pana Piotra zeznałam do protokołu na komisariacie policji. Mogę powiedzieć jedynie, że - pomimo ogromnego szoku - natychmiast wezwaliśmy pogotowie i policję.
Media sugerują, że mężczyzna odebrał sobie życie niemalże na Pani oczach. Czy faktycznie tak było?
- To nieprawda! To wydarzyło się przed eksmisją. Jestem tak samo wstrząśnięta sytuacją, jak zapewne wszyscy. Myślę też, że przyczyny tej tragedii, leżą poza samą egzekucją. Media w sposób nieuprawniony sugerują, że mężczyzna popełnił samobójstwo podczas eksmisji.
Dlaczego nie było z panią policji od samego początku?
- Zgodnie z przepisami obecność policji podczas czynności eksmisji nie jest obowiązkowa. Wzywana jest jeżeli istnieje realna obawa stawiania oporu przez, w tym przypadku, eksmitowanego. A z panem Piotrem od początku miałam dobry kontakt. Zawsze chętnie ze mną rozmawiał. Spokojnie ustaliśmy nawet wszystkie szczegóły tej przymusowej przeprowadzki. Wiem, że egzekucja komornicza jest trudna dla dłużnika, a szczególnie eksmisja, pozbawia go dotychczasowego dobra, jakim jest jego mieszkanie. Natomiast uczestnictwo policji w takich czynnościach dodatkowo przygnębia i stresuje.
Eksmisja jest dla człowieka traumatycznym przeżyciem. Dlaczego nie towarzyszył Pani psycholog? Jest w ogóle taka możliwość?
- Przepisy prawa nie przewidują takiego rozwiązania. Przepisy opisują procedurę, nie rozwiązują jednak problemu człowieka. Myślę, że przepisy powinny być po to, aby służyć ludziom. Pomoc i opieka psychologa powinny być obligatoryjnym elementem przy eksmisji. Krajowa Rada Komornicza zresztą wystosowała taki postulat i będzie go popierała w rozmowach z Ministrem Sprawiedliwości.
Czy patrząc na tę tragiczną sprawę z perspektywy czasu zrobiłaby pani coś inaczej? Czy ma Pani sobie coś do zarzucenia?
- Jestem komornikiem od niedawna. Eksmisja nie jest dla mnie kolejną teczką z aktami, to historia człowieka, często tragiczna. Bywa, że najbliższe osoby decydują się na eksmisję swojego ojca, matki, brata (jak w tym przypadku przyp. red. ), siostry, dziecka. Postępowanie komornicze poprzedza długi proces sądowy. To powoduje nie tylko eskalację konfliktów rodzinnych, ale przede wszystkim wyczerpuje człowieka psychicznie. Zawsze staram się wykonywać eksmisje z poszanowaniem człowieka, jego godności. Tak po prostu, po ludzku, jestem w szoku i wraz z kolegami zrobię wszystko, by w tak traumatyczne sytuacje obligatoryjnie wpisana była pomoc psychologa, nawet na wcześniejszych etapach niż sama eksmisja.
Rozmawiał Mariusz Szymczuk, Wirtualna Polska