"Sami się integrujcie. To jest nasza ziemia"
Medialnym trzęsieniem ziemi okazała się opublikowana przez litewski dziennik "Respublika" wypowiedź europosła, lidera Akcji Wyborczej Polaków na Litwie - Waldemara Tomaszewskiego. - Polacy mieszkają na Litwie od zawsze, to nasza ziemia i to Litwini powinni się integrować - powiedział europoseł w odpowiedzi na pytanie, w jaki sposób przedstawiciele mniejszości polskiej na powinni się integrować ze społeczeństwem litewskim.
- Myślę, że tą sprawą, w obronie interesu publicznego, powinna się zająć prokuratura. Takie wypowiedzi przedstawicieli partii politycznych, europarlamentarzystów, są - jeżeli nie przestępstwem, to jawnym nawoływaniem do niezgody i konfliktów narodowościowych - stwierdza pragnący zachować anonimowość wysoki urzędnik Samorządu Miasta Wilna.
"Swoi i cudzy"
Komentarze internautów (wypowiedź Waldemara Tomaszewskiego cytują wszystkie litewskie portale internetowe) jednoznacznie, w często niecenzuralnych słowach, odsądzają lidera AWPL od czci i wiary.
Do tej pory dla Litwinów kwestia Wilna i Wileńszczyzny, jak i ocena nie tylko dwudziestolecia międzywojennego, ale także całego okresu Rzeczpospolitej Obojga Narodów, czyli czasów począwszy od (sic!) Unii Lubelskiej, jest kwestią tak mglistą jak i bolesną. Nie istnieje, bowiem jasne i jednoznaczne kryterium, na podstawie, którego można by dokonać podziału na "swoich" i "cudzych", czego tak pragnęliby Litwini, zwłaszcza w odniesieniu do Wileńszczyzny. Fakty historyczne mówią same za siebie, a interpretacja ich - mimo iż powinna być jednoznaczna, bez względu na przynależność narodowościową, czy wyznawane poglądy - często staje się narzędziem w rękach różnych osób pragnących bazując na wywoływanych emocjach zbić kapitał polityczny.
Prawda w oczy kole. Tak można podsumować reakcję Litwinów na wypowiedź Tomaszewskiego. Źródła litewskie mówią o 3%, a polskie o 0,5% Litwinów w przedwojennym Wilnie. Przyjmując nawet dane litewskie (choć podobnie jak w przypadku polskich z dystansem należy podchodzić do ich obiektywności) Litwinów w przedwojennym Wilnie praktycznie nie było.
Żywioł litewski
Tak zwany "żywioł litewski" pojawiał się dopiero w przygranicznych gminach przedwojennego powiatu trockiego i święciańskiego. Można zastanawiać się nad przyczyną, dlaczego ich nie było, ale jednoznacznie należy stwierdzić, że - jakby nie traktować tzw. Buntu Żeligowskiego, okresu Litwy Środkowej, czy całego dwudziestolecia międzywojennego, to wysiedleń, deportacji, "repatriacji" czy nawet dobrowolnych migracji z Wileńszczyzny na Litwę nie było.
Był natomiast problem z brakiem Litwinów na tym terenie - po przekazaniu im przez Stalina w 1939 r. Wilna i Wileńszczyzny. "Kaimiečiai ir kauniečiai" czyli mieszkańcy wsi i Kowna - tak nazywano sprowadzaną do Wilna, w znacznej większości przypadków na siłę, ludność litewskojęzyczną.
O ile nasilona w ostatnim czasie medialna nagonka na Tomaszewskiego i wileńskich Polaków miała charakter raczej lokalny i nie wychodziła poza Wileńszczyznę, o tyle teraz poruszona została cała, tak zwana opinia publiczna, od Kłajpedy po Olitę, od Szawli i Wiłkowyszki.
- Takie ekstremistyczne wypowiedzi, których podstawą są rozgrywki polityczne, są całkowicie pozbawione sensu. Na Litwie od czasów Wielkiego Księstwa Litewskiego zgodnie żyło wiele narodów. W jaki sposób Polacy znaleźli się w Wilnie - to już historia. Nie wolno tu fantazjować. Żyjemy w jednym państwie, musimy je chronić, a Tomaszewski chce je zburzyć. - komentuje Voitechas Deniusas, starosta miejscowości Rusnė (dawniej Ruß) na litewskim pomorzu.
O zaistniałym w ostatnich czasach napięciu w stosunkach polsko-litewskich mówi się, co raz częściej. Nierozwiązywane od lat problemy zwrotu ziemi, pisowni nazwisk i nazw miejscowych oraz podpisana ostatnio przez prezydent Dalię Grybauskaite ustawa o szkolnictwie - jednoznacznie zdają się świadczyć o stosunku byłych i obecnych władz do mniejszości polskiej na Litwie.
Tomaszewski walczy o Wilno
Z drugiej jednak strony zastanawia słuszność tak radykalnych wypowiedzi przedstawicieli tej mniejszości. Czy nie jest to dolewanie przysłowiowej oliwy do ognia. Czy Waldemar Tomaszewski, nie podejmuje zbyt dużego ryzyka politycznego - w odniesieniu do siebie samego i swoich wyborców? Pokaże to z pewnością najbliższa przyszłość - skala udziału Polaków w rządzeniu Wilnem (po niepodważalnym sukcesie w wyborach samorządowych) oraz nadchodzące wybory parlamentarne.
Z Wilna dla polonia.wp.pl
Michał Rudnicki