Sami prezesi i prezydenci - a o Polaków nikt nie dba
W Wielkiej Brytanii działa co najmniej kilkaset różnych polskich organizacji. Są też federacje i federacje zrzeszające federacje. Gdzie okiem sięgnąć prezes, powiernik lub sekretarz. Czy jesteśmy najlepiej zorganizowaną mniejszością na Wyspach?
21.12.2010 | aktual.: 21.12.2010 16:25
Zjednoczenie Polskie w Wielkiej Brytanii, przedstawiane często jako największa organizacja reprezentująca tutaj Polaków, to właśnie taka federacja licznych stowarzyszeń, związków, kół i innych instytucji. Jest wśród nich Stowarzyszenie Polskich Kombatantów, które samo pełni rolę federacyjną wobec licznych kół SPK na Wyspach, a jeszcze ponadto wchodzi w skład struktur o zasięgu globalnym.
Skądinąd, to właśnie pozostali na Wyspach po wojnie kombatanci dali początek produkcji polskich organizacji na skalę przemysłową. Dlaczego w końcu miałoby być jedno stowarzyszenie żołnierzy 2 Korpusu Polskiego, skoro każdy związek taktyczny korpusu może mieć swoje? Powołaniem przeróżnych organizacji nie parały się zresztą tylko byłe formacje wojskowe. Zrzeszali się, m.in. rodacy rzuceni w czasie wojny do Indii, dawni ziemianie i junacy szkoły kadetów. Nic w tym złego. Gdyby ktoś się podochocił wybrać na spotkanie organizacji o kuszącej nazwie Związek Szkół Młodszych Ochotniczek, to powinien wziąć po uwagę, że ochotniczki... są obecnie nieco starsze.
Jest sporo organizacji dobroczynnych, acz często stawiających sobie szczytniejsze cele niż pomaganie jakimś tam rodakom klepiącym biedę na brytyjskiej ziemi. Nie brakuje instytucji branżowych, czy też zawodowych. Zwłaszcza dla zawodów artystycznych i równie nieużytecznych. Choć nie doczekaliśmy się na Wyspach od prawie stu lat drugiego Józefa Konrada Korzeniowskiego, to w Londynie działają dwie organizacje literatów. Złośliwi twierdzą, że jak będzie jeszcze jedna, może zabraknąć literatów.
Jednak nie tylko stare, emigracyjne organizacje mają upodobanie do namnażania się niczym drożdże. Nowe także wykazują na tym polu imponującą kreatywność. Młodzi, wykształceni i dobrze ustawieni w londyńskim City założyli sobie dwa stowarzyszenia - Polish City Club i Polish Professionals. Profil obu i cele wydają się mocno zbliżone, choć aktywiści każdego z nich są innego zdania.
Jest publiczną tajemnicą, że część z tej wielkiej masy polskich organizacji już od dawna nie prowadzi żadnej konkretnej działalności. Od lat, nawet od dziesięcioleci. Został tylko szyld, prezes, resztki organizacyjnego majątku do wydania oraz... zaszczyty i odznaczenia do przyjęcia.
Tu prezesurka, tam komitecik
Prezesów tymczasem w polskim Londynie dostatek. Także przewodniczących i prezydentów - jak tytułują swoich szefów niektóre instytucje. Dodać też trzeba powierników - to członkowie władz fundacji. Do tego rzesza wiceprezesów, sekretarzy (generalnych też), skarbników i członków zarządów. Zapał do pracy społecznej jest tak wielki, że niektórzy piastują po kilka funkcji jednocześnie. Tu prezes, tam powiernik, a jeszcze w międzyczasie komitet honorowy, rada parafialna, klub samotnego spadochroniarza oraz kwesta na wdowy i sieroty po bohaterach spod Grunwaldu.
Ta społeczna harówka ma jednak dobroczynny wpływ na zdrowie i kondycję. Niektórzy, ciężar prezesowania albo kilku prezesowań naraz, dźwigają już po kilkadziesiąt lat i wciąż są jednogłośnie wybierani na kolejne kadencje. Ponoć jednogłośnie znaczy czasem, że jednym głosem, przy braku przeciwnych i wstrzymujących. Nie szczędząc sił ani prywatnego czasu zawsze są gotowi zaszczycić albo uświetnić swoją osobą jakąś akademię ku czci lub przyjąć symboliczny dowód wdzięczności w postaci orderu do klapy. W tym miejscu trzeba uczciwie powiedzieć, że o ile ojczyzna z umiarkowanym entuzjazmem wyciąga pomocną dłoń do imigrantów, to dłoń z medalami wyciąga często i chętnie. Sam uczestniczyłem w uroczystości, gdy pewien minister hurtowo obdzielił "blaszkami" ponad stu zasłużonych.
Nie dla "Polaków z Polski"
Z podpytywaniem o zasługi lepiej zachować umiar, albo zadowolić się stwierdzeniem, że ktoś pracował społecznie "Polsce i wolnym Polakom na pożytek" - jak głosi hasło wyryte na Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym (POSK) w Londynie. Bardzo różnie ta praca wyglądała kiedyś i wygląda dziś. Nietrudno znaleźć wiele szczytnych inicjatyw i trwałych śladów tegoż pożytku. Różne też są pomysły na działania dla "wolnych Polaków" obecnie. Niektórzy uaktywniają się np. gdy tutejsze media szkalują imigrantów, ale ostatnio coś szkalują słabo, więc nie ma wiele do roboty.
Jak to często bywa, nieraz więcej pożytecznego robią ci, którzy mniej brylują w mediach, na przyjęciach, odsłonięciach pomników i uroczystościach rocznicowych. Dlatego warto zauważyć młode organizacje Polaków spoza Londynu. Te założone tam, gdzie wcześniej nie było żadnych, albo niezależnie od już istniejących. Media niejednokrotnie donosiły o konfliktach między starą emigracją (nazywającą samą siebie Emigracją Niepodległościową, broń Boże nie Polonią), a nowymi którym odmawiano nawet prawa do "tytuły" imigranta. Występowała i nierzadko nadal występuje jawna, albo z trudem skrywana niechęć do "Polaków z Polski" - jak zwykli mawiać przedstawiciele starszego pokolenia, a ów często powtarzany zwrot ma wydźwięk jednoznacznie pejoratywny.
Do konfliktów dochodziło także wtedy, gdy nowi zbyt dosłownie interpretowali deklaracje rodaków starszej generacji o przekazywaniu dorobku następnym pokoleniom. Nie rozumieli, że chodzi o dorobek duchowy, a nie o prezesury lub nieruchomości.
Nowo przybyłym przyszło więc czasem od podstaw tworzyć własny dorobek, zresztą z całkiem dobrym skutkiem. Żeby była jasność, przykłady dobrej współpracy różnych pokoleń też się znajdą jak trzeba.
Okres świąteczno-noworoczny, to czas wytężonej pracy licznych organizacji, a to za sprawą spotkań opłatkowych. W tym czasie, jak również po Wielkanocy, gdy w podobnej formule odbywa się "święcone" albo "jajeczko" przypominają o swoim istnieniu niezliczone stowarzyszenia, związki, koła, zjednoczenia, itp. Każdy organizuje swoja imprezę - bywa, że ci najmniej aktywni i najbiedniejsi szczególnie wystawne.
Właściwie zawsze, ale teraz tym bardziej, gdy w POSK-u chcemy się do kogoś zwrócić, to można w ciemno tytułować taką osobę per "pani prezes", albo "panie prezesie". 100% gwarancji, że nikt się nie obrazi.
Z Londynu dla polonia.wp.pl
Robert Małolepszy