Saddamowski sędzia broni wyroku śmierci na 148 szyitów
Były sędzia, który nadzorował proces 148 szyitów oskarżonych o spisek na życie Saddama Husajna w roku 1982, powiedział, że skazał ich na śmierć, ale twierdził, iż sądzono ich uczciwie.
Zaatakowali prezydenta republiki i przyznali się do winy - oświadczył Awad Hamid al-Bandar, były przewodniczący Sądu Rewolucyjnego, odpowiadając na pytania trybunału, który sądzi jego oraz Saddama Husajna i sześć innych osób za masakrę szyitów z miejscowości Dudżail, dokonaną po zamachu na dyktatora przed 24 laty.
Sam były prezydent przyznał na rozprawie 1 marca, że oddał 148 szyitów pod Sąd Rewolucyjny, który następnie skazał ich na śmierć. Były dyktator tłumaczył jednak, że miał prawo tak postąpić, bo ludzie ci byli oskarżeni o próbę zamachu na jego życie. Gdzie tu przestępstwo? - zapytał.
W poniedziałek podobnie argumentował Bandar. Oświadczył, że straceni szyici byli częścią spisku zorganizowanego podczas wojny iracko-irańskiej przez korzystającą z pomocy Iranu partię Dawa (Zew Islamu).
Wywołał to Iran. To byli członkowie Dawy. Przywódcy Dawy przebywali w Iranie - dodał.
Wojna iracko-irańska trwała od 1980 do 1988 roku i pochłonęła życie około miliona ludzi.
Przywódcą partii Dawa jest obecnie tymczasowy premier Iraku Ibrahim Dżafari. Jego rząd nalega na szybkie przeprowadzenie procesu Saddama i pomocników, toczącego się z przerwami od 19 października.
Proces wszedł w nową fazę w niedzielę, gdy główny sędzia prowadzący sprawę Rauf Rahman zaczął kolejno przesłuchiwać oskarżonych.
Podczas dotychczasowych rozpraw Saddam i inni podsądni często zabierali głos, kwestionując zeznania świadków oskarżenia lub spierając się z sędzią. Obecnie jednak sędzia i oskarżyciel mogą po raz pierwszy pytać ich bezpośrednio o to, jaką rolę odegrał każdy z nich w masakrze szyitów z Dudżailu.
Oskarżeni odpowiadają nie tylko za śmierć 148 mężczyzn i nastolatków z tej miejscowości, ale także za sprzeczne z prawem torturowanie i uwięzienie jej mieszkańców, a ponadto za zniszczenie ich domostw i upraw rolnych oraz internowanie dzieci i kobiet. Grozi im kara śmierci.
Bandar tłumaczył w poniedziałek, że jego Sąd Rewolucyjny "nie miał wyboru, jak tylko zastosować się do przepisów prawa".
Celem zamachu była głowa państwa, a byliśmy w stanie wojny z Iranem. [Saddam] dowodził naszymi siłami zbrojnymi (...). Proces trwał dwa tygodnie. Stu czterdziestu ośmiu mężczyzn przyznało się do winy. To wszystko jest w dokumentach - mówił.
Oskarżyciele argumentują, że proces przed Sądem Rewolucyjnym był fikcją, a oskarżeni nawet nie stawali przed sędziami. Według prokuratora, reżim saddamowski zastosował zasadę odpowiedzialności zbiorowej, aresztując całe rodziny i torturując mężczyzn i kobiet.
W poniedziałek sędzia Rahman pytał, jak sąd saddamowski mógł w ciągu dwóch tygodni wysłuchać 148 oskarżonych, i kwestionował twierdzenie Bandara, że wszyscy skazani na śmierć mieli ukończone 18 lat.
Prokurator Dżafar Musawi przedstawił dokumenty, z których wynika, że część oskarżonych nie przeżyła przesłuchań i zapytał Bandara, czy rzeczywiście przed sądem stanęli wszyscy skazani. Bandar upierał się, że tak, ale w końcu wykrzyknął: Czy to takie dziwne i zaskakujące, że ktoś mógł umrzeć w trakcie przesłuchania?!.
W niedzielę na pytania sędziego odpowiadała trójka mniej ważnych oskarżonych, aktywistów partii Baas w Dudżailu. Oskarżyciel zarzucił im, że denuncjowali mieszkańców miejscowości przed agentami służby bezpieczeństwa, Muchabaratu.
Wszyscy trzej byli aktywiści twierdzili, że są niewinni. Abdullah Kazim Ruaid oświadczył, że "nigdy nikogo nie aresztował" i "nie potrafi skrzywdzić nawet owada". Żalił się też, że w partii Baas "prawie każdego miesiąca otrzymywał kary lub ostrzeżenia".
Głównymi oskarżonymi oprócz Saddama i byłego sędziego Bandara są: były wiceprezydent Iraku Taha Jasin Ramadan oraz były szef Muchabaratu - Barzan Ibrahim at-Tikriti, przyrodni brat Saddama.