Saddam solą w oku Amerykanów
Najbardziej
fantastyczne plotki krążą po Bagdadzie na temat losów Saddama
Husajna, obalonego, ale wciąż nieuchwytnego dyktatora irackiego,
drażniąc Amerykanów, którzy bez powodzenia polują na niego już
czwarty miesiąc (licząc od pierwszego nalotu na Bagdad 20 marca).
27.06.2003 | aktual.: 27.06.2003 14:31
Dziennikarka amerykańskiego "Boston Globe" Ellen Barry przepytała w Bagdadzie kilkudziesięciu Irakijczyków, aby dowiedzieć się, co ich zdaniem stało się z Saddamem. Usłyszała, że Saddam jest na Białorusi albo na Hawajach, albo w kryjówce prowadzonej wspólnie przez CIA i KGB, albo zginął już przed laty i odtąd zastępował go sobowtór.
Usłyszała także wiele dowcipów o Saddamie, w tym ten, jak były dyktator przebrany za starą kobietę w szacie zasłaniającej go od czubka głowy po pięty podszedł do innej staruszki i żebrał o papierosy. "Bardzo proszę, przywódco!" - odparła staruszka. Okazało się, że był to przebrany wiceprezydent Iraku, też nadal nieujęty.
Amerykanom wcale nie jest do śmiechu. Mnożące się napaści na żołnierzy w Iraku powodują, że na schwytaniu Saddama lub udowodnieniu, że nie żyje, zależy Waszyngtonowi obecnie nawet bardziej niż w pierwszych tygodniach po wojnie. Niepewność co do losów byłego władcy ośmiela bowiem jego zwolenników do atakowania wojsk okupacyjnych. Sytuację pogarsza niezadowolenie z przedłużającego się powojennego chaosu.
Według Associated Press nie ma prawie godziny bez nowej informacji o napadzie na żołnierzy amerykańskich i rzecznicy sił zbrojnych USA w Iraku nie nadążają ze sprawdzaniem doniesień. Większość informacji pochodzi od naocznych świadków.
Amerykańska firma doradcza Kroll w raporcie na temat perspektyw rozwoju sytuacji w Iraku, sprzedawanym biznesmenom po 5.800 dolarów, rozważa cztery scenariusze: stabilne "łagodne lądowanie", "lądowanie z kłopotami", "rewolta" i "rozpad kraju". Analitycy firmy niemal wykluczają łagodne lądowanie i rozpad, a dwa pozostałe warianty (lądowanie z kłopotami i rewolta) uważają za jednakowo prawdopodobne.
W tej sytuacji amerykańskie siły specjalne nie ustają w przeszukiwaniu miejsc w Iraku, gdzie mógł ukryć się Saddam. Wielkie nadzieje wiązali Amerykanie z wynikami badań DNA osób zabitych w zeszłym tygodniu podczas amerykańskiego ataku na podejrzany konwój w pobliżu granicy z Syrią.
Wyników tych dotychczas nie ogłoszono. Jednak Irakijczycy tak bardzo nie ufają informacjom amerykańskim, że nawet gdyby badania DNA wykazały, że w konwoju zginął Saddam, trudno byłoby ich o tym przekonać.
W Bagdadzie bardzo wiele osób nie wierzy na przykład, że Amerykanie rzeczywiście schwytali 18 czerwca "asa karo", czyli osobistego sekretarza Saddama, Abida Hamida Mahmuda at-Tikriti. Jeśli go złapano, pytają sceptycy, to dlaczego Amerykanie nie pokazali go w nadanej na żywo relacji telewizyjnej?
32-letni Dia Nimnim, sprzedawca pirackich płyt kompaktowych w Bagdadzie, powiedział "Boston Globe", że coraz więcej osób z jego pokolenia zaczyna przypuszczać, iż Amerykanie zmówili się z Saddamem i całą wojnę rozegrano według "scenariusza".
Ale "jeśli pokażą go (Saddama) w telewizji, akcje sabotażowe ustaną, bo wszyscy będą wiedzieli, że przywódców schwytano" - dodał.
Kilku Irakijczyków oświadczyło, że jedynym sposobem przekonania ich, iż Saddam nie żyje lub dostał się w ręce Amerykanów, byłoby nadanie na żywo wywiadu telewizyjnego z byłym dyktatorem - lub pokazanie jego egzekucji.
Co prawda jest jeden szkopuł. Jak powiedział inny mieszkaniec Bagdadu, Adel Torik Abdullah, narzekający, jak cała ludność stolicy, na częste przerwy w dopływie elektryczności: "Przypuśćmy, że będzie transmisja telewizyjna, ale jak ją zobaczymy, jeśli zabraknie prądu?".
Jeszcze innego zdania jest kolejny rozmówca dziennikarki "Boston Globe", Mohammed Abdullah. Powiedział, że Amerykanie powinni zrozumieć, iż w gruncie rzeczy wcale nie chodzi o Saddama. Moje dzieci - dodał - piją niefiltrowaną wodę z rzeki (bo nie działają wodociągi) i chorują wskutek upału (a brak prądu nie pozwala korzystać z wentylatorów).
"To nie jest kraj Saddama, to jest nasz kraj - powiedział Abdullah. - Nie obchodzi nas, czy on żyje, czy nie. Chcemy po prostu normalnie żyć".(iza)