Sąd wymierzył surowe kary za zbrodnię w kopalni Wujek
Po blisko 15-letnim procesie na kary bezwzględnego pozbawienia wolności katowicki Sąd Okręgowy skazał wczoraj członków plutonu specjalnego ZOMO, oskarżonych o strzelanie do górników kopalni Wujek i Manifest Lipcowy. Dowódcy, 60-letniemu Romualdowi Cieślakowi, który dał sygnał do ataku i strzelił pierwszy, wymierzył 11 lat więzienia i wydał nakaz jego tymczasowego aresztowania na czas do listopada br. Podlegli mu funkcjonariusze otrzymali maksymalnie 3 lata, bo objęła ich amnestia i kary należało obligatoryjnie obniżyć. Wszystkie ich czyny uznano za zbrodnie komunistyczne.
Wyrok przyjęto oklaskami. Z miejsc, gdzie były rodziny ofiar, ranni górnicy rozległo się: "Jeszcze Polska nie zginęła". Mama zastrzelonego Janka Stawisińskiego płakała. - Dziękuję. Wszystkim dziękuję - powtarzała. - Już mi lżej na sercu.
- Taktyka działania plutonu specjalnego w kopalni w grudniu 1981 roku miała jeden cel - zlikwidować strajk wszelkimi sposobami - uzasadniała przewodnicząca składu orzekającego Monika Śliwińska. - Strzały oddano po to, by zmobilizować pozostałych funkcjonariuszy sił porządkowych do dalszej walki. Nigdy jednak nie da się wyjaśnić wszystkich okoliczności użycia broni.
Jest to trzeci proces w tej sprawie. Pozostałe dwa zakończyły się uniewinnieniem bądź umorzeniem postępowania wobec wszystkich oskarżonych z powodu przedawnienia. Wówczas na sali sądowej rozlegały się okrzyki: "Hańba!".
- Ten wyrok jest bliższy prawdzie niż poprzednie - mówił w kuluarach sądu adwokat Jerzy Feliks, ale zapowiedział apelację w imieniu jednego ze swoich skazanych klientów. Prokurator i pełnomocnicy oskarżycieli posiłkowych również zapowiedzieli apelacje. Żaden z 17 oskarżonych nie stawił się na ogłoszenie wyroku. Sąd uniewinnił tylko jednego z nich - byłego wicekomendanta wojewódzkiego MO w Katowicach, Mariana Okrutnego, uznając, iż nie ma dowodów na to, że kierował akcją pacyfikacji kopalń. Kara nie dosięgnęła Teopolda Wojtysiaka ze specplutonu, który uczestniczył tylko w akcji w Manifeście. Objęła go amnestia.
Proces w sprawie pacyfikacji kopalni Wujek i Manifest Lipcowy w grudniu 1981 roku należy do najtrudniejszych z punktu widzenia prawa karnego i najboleśniejszych z punktu widzenia historii Polski, okresu stanu wojennego - mówiła wczoraj przewodnicząca składu orzekającego Monika Śliwińska. - Z przykrością trzeba stwierdzić, że proces ten, mimo skazującego wyroku, nie czyni zadość społecznemu poczuciu sprawiedliwości. Prawdopodobnie do końca nigdy nie da się wyjaśnić wszystkich mechanizmów, jakie legły u podstaw użycia broni palnej wobec strajkujących górników.
Wielokrotnie w czasie uzasadnienia skazującego wyroku w sprawie tragicznych wydarzeń sprzed 26 laty sąd przypominał o zacieraniu śladów i zaniedbaniach milicji oraz byłych prokuratorów wojskowych, którzy nie zabezpieczyli śladów tuż po tragicznych wydarzeniach. Przestrzelono broń, w którą w kopalni Wujek wyposażony był pluton specjalny ZOMO, a to świadczy, że obawiano się prawdy.
- Już wówczas, w grudniu 1981 roku nikt nie wątpił, że strzelał pluton specjalny i w wyniku tego doszło do ofiar śmiertelnych - uzasadniał sąd, odrzucając wersję o użyciu broni przez wojsko, tzw. grupę Perka, obce służby itp. Sąd przyjął też, że broni użyli wszyscy oskarżeni, choć nikt nie widział w czasie akcji tak dużej grupy strzelających (19 osób). Wobec jednak ich zmowy milczenia, nie można ustalić, kto konkretnie oddał śmiertelne strzały. Co więcej, oddano strzały w momencie, kiedy życie innych funkcjonariuszy sił porządkowych nie było zagrożone, milicjanci byli w odwrocie.
Sąd odrzucił tezę oskarżonych, że wyjeżdżali do kopalni Wujek w trybie alarmowym, więc każdy z nich brał broń, "jak popadło", dlatego trudno ustalić, kto z jakiego egzemplarza strzelał.
- Nie było trybu alarmowego, oskarżeni spokojnie zjedli śniadanie, więc mieli też czas na zanotowanie, kto jaką broń bierze na akcję - uzasadniała sędzia Śliwińska i dodała, że zaginęła książka ewidencji broni plutonu specjalnego ZOMO. Wszystko to świadczy o tym, że po wydarzeniach w kopalni robiono wiele - w sposób precyzyjny i przemyślany - by uniemożliwić wyjaśnienie tej sprawy.
Sąd analizował zachowania poszczególnych oskarżonych w każdej z pacyfikowanych kopalń. Za każdym razem wykazywał, że bezpodstawnie użyli broni.
Najsurowszą karę wymierzył 60-letniemu Romualdowi Cieślakowi z Katowic, dowódcy specplutonu. Sąd, powołując się także na raport taterników, uznał za udowodnione, że dał on sygnał do otwarcia ognia. Wymierzył mu karę łączną 11 lat pozbawienia wolności. Dwunastu oskarżonych o użycie broni w kopalni Wujek skazał na kary po 5 lat więzienia, a na podstawie amnestii karę obniżył do 2,5 roku. Dwóch z oskarżonych uczestniczących w pacyfikacji obu kopalń skazał na karę łączną po 3 lata. Jedna osoba została uniewinniona, wobec jednej sprawę umorzono.
Gdy przewodnicząca Monika Śliwińska zapowiedziała przed ogłoszeniem wyroku, że wyraża zgodę na ujawnienie danych osobowych i wizerunku oskarżonych ze względu na społeczny interes, było jasne, że ten wyrok będzie inny od dwóch poprzednich. I tak się stało. Czy to jest ta wola polityczna, by skazać winnych, o której pod kopalnią Wujek mówił w grudniu ub. roku prezydent Lech Kaczyński? Czy to tylko świadczy o niezawisłym sądzie, jak uważają inni? Jedno jest pewne, nie pojawił się w tej sprawie żaden nowy, przełomowy dowód.
Katarzyna Kopczak-Zagórna, córka zastrzelonego Bogusława Kopczaka Czuję ulgę i znów uwierzyłam w sprawiedliwość. Nie liczyłam już bowiem ani na wyrok skazujący, ani na skruchę oskarżonych. Gdy tata zginął, miałam dwa lata. Znam go tylko z opowiadań.
Stanisław Płatek, górnik ranny w kopalni Wujek
Czuję ulgę, że proces się skończył, ale nie czuję satysfakcji, bo nie potrafię się cieszyć z czyjegoś nieszczęścia. Sąd wymierzył im dotkliwe kary. Ja oczekiwałem tylko uznania oskarżonych za winnych tego, że do nas strzelali. Nie czuję satysfakcji także dlatego, że nie zostali dotąd osądzeni ci, którzy zdecydowali o wprowadzeniu stanu wojennego.
Jerzy Feliks, adwokat
Przypuszczam, że wśród skazanych są tacy, którzy nie strzelali, ale na pewno wszyscy nie są niewinni. Uważam, że lepsza jest sytuacja, kiedy uniewinni się jednego winnego niż skazuje kogoś, kto jest niczemu niewinny. Jedynymi osobami, które wiedzą, jak było w kopalni Wujek, są funkcjonariusze plutonu specjalnego. Wiedzą, ale nie mówią. I dlatego uważam, że tej sprawy nigdy nie da się do końca wyjaśnić.
Teresa Semik