PolskaSaakaszwili kazał strzelać, a potem się uśmiechał?

Saakaszwili kazał strzelać, a potem się uśmiechał?

Strzały w pobliżu samochodu, którym jechał
prezydent Lech Kaczyński, były gruzińską prowokacją - tę
kontrowersyjną wersję wydarzeń w Gruzji za najbardziej
prawdopodobną uznaje ABW - ujawnia "Dziennik".

Saakaszwili kazał strzelać, a potem się uśmiechał?
Źródło zdjęć: © PAP/EPA

Szef agencji Krzysztof Bondaryk wysłał raport na ten temat do 16 najważniejszych osób w państwie.

Zdaniem ABW najpewniej to Gruzini wyreżyserowali incydent z udziałem polskiego prezydenta i to oni oddali strzały tuż obok konwoju, którym jechał Lech Kaczyński.

Co ma potwierdzać tę tezę? Polskie służby argumentują w raporcie tak: kiedy padła pierwsza seria z broni maszynowej, gruzińska ochrona w ogóle nie zareagowała. ABW zwraca też uwagę na zachowanie prezydenta Micheila Saakaszwilego, który w trakcie zajścia był rozluźniony i uśmiechnięty (co widać na zdjęciu obok, w powiększeniu).

Agencja podkreśla, że tuż przed incydentem autobus z dziennikarzami został przepuszczony na początek kolumny, by reporterzy zarejestrowali całe wydarzenie. Nie ma też dowodów, co zaznacza ABW, że strzały oddano w kierunku konwoju - żaden z samochodów nie miał śladów po pociskach.

W poufnym raporcie służby zwracają uwagę, że zajście było na rękę Saakaszwilemu. W piątą rocznicę rewolucji róż chciał on odwrócić uwagę od problemów wewnętrznych.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)