Są na kluczowej flance. Ale Finlandii i Szwecji nie spieszy się do NATO
Czy atak Rosji na Ukrainę zaprowadzi Finlandię i Szwecję do NATO? - Oba państwa nordyckie przez lata zacieśniały współpracę z Sojuszem, ale nie drażnią Moskwy i nie rozważają na poważnie akcesji również ze względu na podzielone elity polityczne i społeczeństwo. "Furtka" do NATO jest dla nich jednak wyjściem awaryjnym – mówi Justyna Gotkowska z Ośrodka Studiów Wschodnich, ekspertka europejskiej polityki bezpieczeństwa.
"Wczorajszy dzień zszokował nas wszystkich" – tak premierka Finlandii Sanna Marin skomentowała agresję Rosji na Ukrainę. Oceniła, że nie ma obecnie zagrożenia dla Finlandii, ale sytuacja ma oczywiście wpływ zarówno na jej kraj, jak i na Rosję. Z kolei fiński prezydent Sauli Niinistö na spotkaniu z przedstawicielami NATO nie podniósł kwestii członkostwa Finlandii w Sojuszu.
Z perspektywy mierzącej się od zawsze z rosyjskimi imperialnymi zakusami Europy Wschodniej postawa Szwedów i Finów, którzy żyją tuż przy Rosji i nie korzystają z "otwartych drzwi" - bo tak nazywa się oficjalna polityka NATO wobec nich – może wydawać się co najmniej niezrozumiała. Ale rzeczywistość tych dwóch państw jest bardziej złożona.
FINLANDIA: OD BIAŁEJ ŚMIERCI DO SWOBODY WYBORU
1313 kilometrów granicy, już raz obronionej w obrośniętej legendą wojnie zimowej, która i dla Finów, i dla Rosjan do dziś ma upiorną twarz "Białej Śmierci" – Simo Hayhy, fińskiego snajpera o morderczej skuteczności. 44 lata neutralności, która była ceną za to, że sowiecki but po rozjechaniu III Rzeszy nie rozgniótł Finlandii. I trzy dekady po upadku ZSRR, w których trakcie Finlandia jednak nie dołączyła do NATO.
- Zamiast tego utkała z państwami Sojuszu Północnoatlantyckiego gęstą sieć powiązań sojuszniczych i wojskowych. Podobnie, a nawet w większym stopniu robi to Szwecja – mówi Justyna Gotkowska, koordynatorka programu bezpieczeństwa regionalnego Ośrodka Studiów Wschodnich, specjalizująca się w polityce bezpieczeństwa i obronny państw nordyckich, państw bałtyckich i Niemiec.
Ostatnie miesiące współpracy Finlandii z NATO to regularne komunikaty polityków o "pogłębionej współpracy", podkreślanie "wspólnych interesów bezpieczeństwa" i wspomnianej polityki "otwartych drzwi". I rozniecona na nowo debata o wejściu do Sojuszu, podsycona działaniami Rosji.
Bo kremlowskie żądanie faktycznego wycofania sił NATO z krajów przyjętych po 1997 roku – czyli w istocie demilitaryzacja NATO na całym obszarze dawnej strefy radzieckich wpływów – oraz domaganie się prawnego zobowiązania NATO do powstrzymania się od rozszerzenia na wschód (czyli o Szwecję, Finlandię i w dalszej perspektywie mające natowskie ambicje Ukrainę czy Gruzję), połączone z koncentracją wojsk wokół Ukrainy, musiało zadziwić nawet znawców polityki Moskwy.
- Przychylenie się do żądań Rosji trafiłoby rykoszetem w Szwecję i Finlandię, ponieważ oba kraje traktują swoją furtkę do NATO jako bardzo ważną. Finlandia ma "opcję natowską" zapisaną w doktrynie polityki bezpieczeństwa. To groźba wobec Rosji: jeśli będzie groziła Finlandii militarnie, stawiała ją pod polityczno-wojskową presją, Helsinki przez tę furtkę przejdą – wyjaśnia Gotkowska.
Równocześnie podkreśla, że Finowie od lat uprawiali politykę równowagi.
- Z jednej strony starali się utrzymywać dialog i współpracę gospodarczą z sąsiadem, z którym dzielą ponad 1300 kilometrów granicy – a jednocześnie zacieśniali współpracę z NATO i USA. Balansowali między dialogiem, odstraszaniem i obroną, utrzymując na przykład nawet po zakończeniu zimnej wojny silną obronę terytorialną.
Czy w momencie, gdy Rosja w ciągu kilku dni sama zdegradowała się do roli państwa bandyckiego, pariasa w stosunkach międzynarodowych, z którym przez co najmniej najbliższe parę lat robienie interesów nie będzie czymś super opłacalnym, Finlandia nie porzuci tego podejścia?
- Jeszcze przed 24 lutego można było interpretować żądania Rosjan jako groźby umieszczenia broni ofensywnej czy wojsk bliżej Finlandii, ale nadal na terytorium rosyjskim. Dyskusję, która rozgorzała w Finlandii, premierka Sanna Marin zamknęła komunikatem, że jej kraj nadal nie ubiega się o członkostwo w NATO. Ale po 24 lutego Finowie będą się zastanawiać, czy Rosjanie nie zastosują wobec nich bardziej bezpośrednich środków – prowokacji czy nawet ataku zbrojnego. To pytanie kalkulacje fińskie będą musiały uwzględnić – odpowiada dr Gotkowska.
SZWECJA: OD DZIEWIĘCIU CZOŁGÓW DO 25. ARMII ŚWIATA
Druga połowa września 2017 r. Łukaszenka z Putinem inaugurują coroczne ćwiczenia Zapad, trenujące wojska tak zwanego ZBiRu, czyli Związku Białorusi i Rosji, w scenariuszach konfliktu z Zachodem. W tym samym czasie w Szwecji 19 tysięcy żołnierzy rozpoczyna ćwiczenia Aurora. Termin nie jest przypadkowy.
To pierwsze od lat 90. ćwiczenia wojskowe obrony Szwecji, która, choć jako członkini UE nie jest neutralna, a ma status państwa bezsojuszowego, stawia swoje siły zbrojne w stan podwyższonej za każdym razem, gdy Rosja intensyfikuje aktywność wojskową w basenie Morza Bałtyckiego. Szwecji, która w 2015 roku radykalnie zmieniła kierunek rozwoju szwedzkiej armii i ustaliła nowe priorytety obrony kraju dla wszystkich rodzajów sił zbrojnych. A Aurora 17 była demonstracją współpracy wojskowej Sztokholmu z NATO. Demonstracją, która miała zostać zauważona w Moskwie, bo szwedzki piwot obronny ma swoją początkową datę – aneksję przez Rosję Krymu.
Ale, inaczej niż w Finlandii, w Szwecji debata o akcesji do NATO praktycznie nie istnieje. Rządzą socjaldemokraci i Zieloni, a członkowie tych partii – i co ważniejsze – ich liczny elektorat – wcale tej akcesji nie chce.
Czy teraz to się zmieni? Dlaczego Szwecja, która się zbroi, która uważa na to, co robi Kreml, dyskusji o akcesji do NATO praktycznie nie prowadzi?
- Zarówno Szwedzi, jak i Finowie już w tej chwili bardzo ściśle współpracują z NATO. Do tego stopnia, że jeśliby Putin zaatakował na przykład należące do Sojuszu państwa bałtyckie, to Finlandia będzie współpracowała w ich obronie z krajami NATO. Podobnie Szwecja – komentuje Gotkowska. I wyjaśnia:
- Rządzą socjaldemokraci z Zielonymi. Wprawdzie to rząd mniejszościowy, ale socjaldemokraci to największa szwedzka partia. Aby wejść na ścieżkę akcesji do NATO, w Szwecji potrzebny jest konsensus polityczny. I o ile konserwatywna opozycja jest za akcesją do Sojuszu, to socjaldemokraci już nie. W tej partii istnieją silne ruchy pacyfistyczne. Do tego żywa jest szwedzka tradycja 200 lat bez wojen i formalnej neutralności w tracie II wojny światowej. To są dziś mrzonki i mity - funkcjonują jednak silnie w szwedzkiej lewicy. Rząd, zdając sobie sprawę z powagi sytuacji, nie wdaje się w wewnętrzną dyskusję w obu tworzących go partiach, tylko po prostu współdziała z NATO, z USA, Wielką Brytanią, Finlandią, Norwegią, Danią i tworzy tę samą gęstą sieć pajęczą sojuszniczych powiązań, co Finlandia. Po prostu w coraz większym stopniu oba kraje stają się faktycznymi członkami Sojuszu, bez formalnej akcesji.
Gotkowska zaznacza jednak, że takie wchodzenie do Sojuszu Północnoatlantyckiego tylnymi drzwiami, tak, aby nie drażnić Kremla, a realnie być w natowskim klubie, sprawdza się – ale do momentu, w którym Rosjanie postanowiliby Zachód przetestować. Gdyby Rosja uderzyła w Szwecję lub Finlandię, to nie dałoby się przecież uruchomić Art. 5 NATO - dotyczy on wyłącznie sojuszników, o czym boleśnie przekonuje się Ukraina.
- I stąd na przykład to podnoszenie gotowości wojsk po rosyjskich żądaniach rewizji europejskiego systemu bezpieczeństwa. Oba państwa są na tyle istotnymi częściami regionalnej układanki bezpieczeństwa, że myślę, iż Zachód zmobilizowałby się w ich obronie. Ale na granicy z Rosją bezpiecznie już nie jest.
Gdyby jednak oba kraje się zdecydowały na akcesję, jak szybka byłaby ich ścieżka do Sojuszu? Gotkowska podkreśla, że taka sytuacja, jak sceptycyzm wobec członkostwa Ukrainy, w przypadku obu krajów nordyckich nie ma miejsca i europejscy politycy wielokrotnie to sygnalizowali. NATO nie zrobi im żadnych problemów, włącznie z największymi krajami, Francją i Niemcami.
Ile taki proces by potrwał i jak by wyglądał? Jak wyjaśnia ekspertka, zacząłby się od nieformalnych rozmów między największymi partiami. Jeśli osiągnęłyby konsensus, przyszedłby czas na niepubliczne konsultacje z NATO. I dopiero na samym końcu ogłoszenie decyzji obywatelom.
A potem nastąpiłaby naprawdę szybka ścieżka do członkostwa. Wprawdzie do akcesji potrzeba ratyfikacji umowy przez parlamenty wszystkich państw sojuszniczych, ale i ten formalny proces raczej zostałby ułatwiony. Problem – zdaniem dr Gotkowskiej - byłby inny – potencjalne działania dezinformacyjne, hybrydowe i zbrojne Rosji wobec obu krajów.
- Szwecja i Finlandia są świadome tych kosztów. Pytanie, czy są gotowe je teraz ponieść. Ze względu na politykę wewnętrzną na ten moment nie widzę żadnego z tych państw składającego w bliskim terminie wniosku akcesyjnego do NATO.