Nowa odsłona kryzysu na linii Waszyngton – Rijad

W Kongresie pojawił się projekt wycofania wojsk USA z Arabii Saudyjskiej (AS), a administracja Bidena mówi o potrzebie ponownej oceny stosunków z AS. To reakcja na zmniejszenie wydobycia ropy naftowej przez OPEC+. USA odbiera to jako spiskowanie przez Saudów z Rosją.

Prezydent USA Joe Biden
Prezydent USA Joe Biden
Źródło zdjęć: © East News | Patrick Semansky
oprac. BKW

W ostatnich latach relacje USA z Saudami były bardzo napięte. W dużej mierze powodem była postać saudyjskiego następcy tronu, Mohammeda bin Salmana, który najpierw doprowadził do interwencji w Jemenie (2015 r.), wywołał kryzys w stosunkach z Katarem (2017 r.), a nawet porwał premiera Libanu.

Awanturniczej polityce "na zewnątrz" Królestwa, towarzyszyła burzliwa polityka wewnętrzna. W 2017 r. MbS przeprowadził "czystkę" w rodzinie królewskiej – w specyficzny sposób, bo zamykając swoich krewniaków w hotelu Ritz Carlton, a następnie zmuszając ich do oddania majątków i stanowisk.

Dzięki "czystce" z 2017 r. MbS zneutralizował wszystkich konkurentów w saudyjskiej grze o tron, a w kolejnych miesiącach zaczął przejmować faktyczną władzę w Królestwie – jego ojciec, król Salman, jest już schorowany i stary (87 lat).

Mimo swojego awanturniczego charakteru, MbS szybko zyskał wielu sojuszników w Ameryce. Wszystko dzięki zaprezentowanemu przez MbS’a projektowi Saudi Vision 2030, który zakłada liberalizację społeczną w Królestwie i szybki rozwój gospodarczy kraju.

"Romans" z Ameryką nie trwał jednak długo. W 2018 r. w stambulskim konsulacie AS zginął Dżamal Chaszukdżi, saudyjski dziennikarz. W prasie szybko pojawiły się przecieki z amerykańskich agencji wywiadowczych, że to właśnie MbS wydał "wyrok" na Chaszukdżiego.

Kongres naciskał na Biały Dom, aby podjąć kroki przeciwko saudyjskiemu księciu. Jednak prezydent Trump nie chciał tego robić, obawiając się jak wpłynęłoby to na relacje z Arabią Saudyjską, ważnym sojusznikiem USA na Bliskim Wschodzie. Trump był tym niechętny podejmować działania przeciwko Arabii Saudyjskiej, że utrzymywał bliskie osobiste kontakty z MbS'em – obu polityków zbliżyła konfrontacyjna polityka Trumpa wobec Iranu.

Kryzys w relacjach między USA a AS był jednak faktem, a sprawa pociągnięcia MbS’a do odpowiedzialności stała się nawet jednym z tematów podczas wyborów prezydenckich w 2020 r. Joe Biden – wówczas jeszcze jako kandydat– zapowiedział, że zmieni Królestwo w "pariasa".

Ostatecznie Biden nie podjął żadnych kroków w celu ukarania MbSa, jednak kryzys w relacjach trwał nadal. Okazją do naprawy relacji okazał się wybuch wojny na Ukrainie. Ceny ropy naftowej podskoczyły w marcu do 125 dolarów za baryłkę, a za tym poszły także podwyżki cen paliw.

Próbując ratować sytuację prezydent Biden w lipcu tego roku udał się do Rijadu. Jednym z tematów było zwiększenie wydobycia ropy naftowej przez OPEC.

MbS ujął sprawę dość dosadnie – AS wydobywa ropę z wykorzystaniem całości swoich "mocy produkcyjnych", a zwiększenie tych mocy do 13 mln baryłek dziennie możliwe będzie dopiero w 2027 r.

Amerykanie nie byli w pełni zadowoleni z rezultatów wizyty Bidena, ale prawdziwy szok przyszedł podczas październikowego szczytu OPEC+ , czyli organizacji powstałej w 2016 r., w skład której – oprócz krajów OPEC – wchodzi także m.in. Rosja.

Na październikowym szczycie OPEC+ podjęto decyzję o zmniejszeniu wydobycia ropy o 2 mln baryłek względem obecnych planów wydobywczych – OPEC+ nie wywiązuje się z tych planów, więc oznacza to, że w praktyce na rynku będzie ok. 1 mln baryłek ropy mniej.

Decyzja OPEC+ wywołała oburzenie w Waszyngtonie, bo zdaniem Amerykanów doprowadzi ona do podwyżek cen ropy naftowej powyżej 100 dolarów za baryłkę, co będzie korzystne dla zmagającej się z sankcjami Rosji. Szczególnie krytycznie Amerykanie ocenili rolę Saudów w tym dealu.

Amerykanie zaczęli oskarżać Saudów o popieranie Rosji. Jednocześnie zaczęto grozić Saudom wycofaniem amerykańskich wojsk z Królestwa, zakazem eksportu uzbrojenia do AS, czy nawet wyciągnięto "z zamrażarki" projekt ustawy NOPEC – pozwalający pozywać przed amerykańskimi sądami kraje OPEC za praktyki monopolistyczne.

Saudowie nie mają sobie jednak nic do zarzucenia. Szef MSZ-u Królestwa nazwał reakcję USA "emocjonalną" i jeszcze raz podkreślił że decyzja o cięciach wydobycia ropy naftowej była podyktowana tylko i wyłącznie kwestiami gospodarczymi.

Zmierzając do brzegu, o co tak naprawdę chodzi Saudom? We wrześniu kraje G7 zgodziły się na tzw. price cap – limity cenowe na rosyjską ropę. Kraje OPEC, w szczególności AS, zaczęły obawiać się, że to tylko początek, a wkrótce przyjdzie czas na obłożenie limitami także saudyjskiej ropy.

W cięciach OPEC+ tak naprawdę nie chodzi o wspieranie Rosji (chociaż Rosja jest beneficjentem tych cięć), a raczej o zabezpieczenie pozycji OPEC+ jako tego gracza, który dyktuje warunki na rynku ropy naftowej. Ostatnie cięcia to utarcie nosa G7 oraz próba zarobienia grubych pieniędzy na podwyżkach cen ropy.

Oprócz oskarżeń o sojusz z Rosją, wobec Saudów wysuwane są podejrzenia o próby ingerowania w politykę wewnętrzną USA. Cięcia wydobycia przez OPEC+ wejdą w życie 1 listopada, natomiast tydzień później odbędą się wybory do amerykańskiego Kongresu. Cześć komentatorów sugeruje, że w ten sposób Saudowie próbują polepszyć notowania Republikanów na ostatniej prostej przed wyborami. Nie jest bowiem tajemnicą, że Saudowie posiadają bardzo dobre kontakty z przedstawicielami Partii Republikańskiej, a sam Mohammed bin Salman nawiązał bliską relację z prezydentem Trumpem. Z perspektywy Rijadu przejęcie kontroli nad Kongresem przez Republikanów, a następnie powrót Donalda Trumpa do Białego Domu w 2024 r. byłoby wymarzonym scenariuszem.

Co w tej sytuacji może zrobić USA? Niewiele. To nie jest tak, że decyzja o cięciach wydobycia ropy naftowej stanowi diametralną zmianę w polityce zagranicznej Arabii Saudyjskiej. Ta zmiana tak naprawdę postępuje od co najmniej kilku lat.

MbS to przedstawiciel nowej generacji arabskich przywódców. Chce zerwać ze statusem swoistego "wasala" Ameryki i – wykorzystując bogactwo zasobów naturalnych – prowadzić niezależną politykę zagraniczną, lawirując między Waszyngtonem, Moskwą i Pekinem.

MbS nie jest zresztą unikatem w regionie. Podobną politykę prowadzi Mohammed bin Zayed (MbZ), prezydent Zjednoczonych Emiratów Arabskich, który – mimo że starszy od MbS’a o 24 lata – to jest przedstawicielem tego samego ambitnego, próbującego wybić się na niezależność pokolenia.

Tacy liderzy jak MbS, czy MbZ, nie wierzą już w amerykańską dominację na Bliskim Wschodzie. Upokarzający odwrót z Afganistanu, fiasko w rozmowach z Iranem to dla nich dowody na słabnięcie amerykańskiego kolosa. Dlatego nie czekając na Waszyngton, MbS próbuje sam rozwiązywać regionalne problemy (z których część zresztą sam wywołał). Dobrym przykładem jest chociażby podjęcie bezpośrednich rozmów między AS a Iranem w Bagdadzie.

USA dysponuje środkami nacisku, jednak nie ma magicznej różdżki, którą mogłaby zmusić MbS’a aby zachowywał się "odpowiednio". USA mogą np. wycofać część obrony p-lot z AS, zakazać eksportu uzbrojenia do AS, wznowić sprawę Chaszukdżiego czy przyjąć ustawę NOPEC (opcja atomowa).

Trzeba jednak pamiętać, że MbS także może odpowiedzieć, jeszcze większą eskalacją. Gdy w 2019 r. Kongres chciał jego głowy, książę pojechał do Chin, spotkał się z Xi Jinpingiem i obiecał Chińczykom 10 mld $ inwestycji. Obawy przed sojuszem AS-Chin ostudziły nastroje na Kapitolu.

Rijad posiada także swoją własną "opcję nuklearną", którą jest możliwość wprowadzenia embarga na eksport ropy do krajów Zachodu – tak jak zrobiło to OPEC w 1973 r.

Szykuje się zatem gorąca końcówka roku gdy idzie o stosunki na linii Waszyngton-Rijad. Ameryka zrobiła błąd nie doceniając niezależności AS i ZEA, i biorąc wsparcie tych krajów dla rozwiązania kryzysu energetycznego za pewnik.

Rzeczywistość polityczna krajów Zatoki Perskiej ulega dynamicznym zmianom i mimo że trwają one już od kilku lat to Ameryka zdaje się ich nie zauważać lub je lekceważyć. To kolejny błąd.

Na koniec trzeba też podkreślić, że kraje OPEC nie posiadają lekarstwa na kryzys. "Zdolności produkcyjne" OPEC są obecnie ograniczone, a brakuje zagranicznych inwestycji na ich podniesienie. Dlaczego? Bo w ostatnich latach pieniądze były pompowane w zieloną energię.

Źródło: Puls Lewantu

Autor: Tomasz Rydelek - założyciel Pulsu Lewantu, redaktor Układu Sił, członek Abhaseed Foundation Fund

Źródło artykułu:Puls Lewantu
Wybrane dla Ciebie