Naukowcy nie wierzą, że cele klimatyczne zostaną osiągnięte. Co to oznacza?
Naukowcy spytali o przyszłość badaczy, którzy współtworzyli najważniejszy raport o zmianie klimatu. Aż 86 proc. ekspertów nie wierzy, że cele klimatyczne zostaną osiągnięte, przez co przewidywany wzrost temperatury przyniesie katastrofalne konsekwencje - pisze dla Wirtualnej Polski Szymon Bujalski, "Dziennikarz dla Klimatu".
03.12.2024 12:16
Obecnie działania człowieka ogrzały Ziemię o 1,3 st. C. Wiele osób myśli, że w związku z tym straszenie globalnym ociepleniem jest przesadzone. Ale absolutnie nie jest. Różnica między ociepleniem o 1,5 a 2,7 st. C to albo niecałe 500 milionów, albo dwa miliardy ludzi żyjących w średniorocznej temperaturze przynajmniej 29 st. C. Czyli warunkach typowych dziś dla Sahary. Ocieplenie o 2,7 st. C przyniesie również ogromne zagrożenie dla produkcji od jednej czwartej do nawet jednej drugiej żywności na świecie oraz gigantyczne zaburzenia w obiegu wody.
Im bardziej ogrzejemy planetę, tym więcej suszy, powodzi, huraganów, fal upałów i innych zjawisk mogących poważnie zagrozić nie tylko ludziom, ale i całym gospodarkom.
W skrócie: ocieplenie Ziemi o prawie 3 st. C nie oznacza drobnej zmiany. Oznacza postawienie znanego nam świata na głowie. Dlatego przewidywania naukowców są naprawdę niepokojące.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Naukowcy nie wierzą w cele
W czasopiśmie "Nature Communications" przedstawiono wyniki sondy przeprowadzonej wśród naukowców, którzy współtworzyli ostatni raport Międzyrządowego Zespołu ds. Zmiany Klimatu (IPCC). Jego wnioski - przynajmniej w teorii - powinny stanowić podstawę do działań rządów i nakreślają cele, których realizacja powinna być uznana za priorytet.
Ten najważniejszy cel to dążenie do ograniczenia globalnego ocieplenia najlepiej do 1,5 st. C, a w najgorszym razie "zdecydowanie poniżej" 2 st. C. Ze względu na lekceważenie ochrony klimatu pierwszy z progów zostanie przekroczony za kilka lat, a w przypadku drugiego może do tego dojść gdzieś w połowie XXI w. Jedynym ratunkiem jest radykalne ograniczenie emisji gazów cieplarnianych.
Większość naukowców biorących udział w ankiecie nie wierzy jednak, że do tego dojdzie. 211 respondentów ankiety było generalnie pesymistycznie nastawionych do osiągnięcia celów klimatycznych. Aż 86 proc. z nich oszacowało, że globalne ocieplenie do 2100 r. przekroczy 2 st. C. Mediana szacunków wyniosła zaś wspomniane na początku 2,7 st. C. Oznacza to, że połowa naukowców przewiduje mniejsze ocieplenie, a połowa – większe.
- Te odpowiedzi nie są prognozą przyszłego ocieplenia, ale raczej wskaźnikiem tego, w co wierzy społeczność naukowa - komentuje prof. Damon Matthews, współautor badania, który sam jest jednym z autorów raportu IPCC.
Zobacz także
Wszystko w rękach polityków
Przewidywania naukowców są spójne z poprzednimi szacunkami dotyczącymi tego, jakie będą konsekwencje realizacji istniejących polityk klimatycznych. Większość raportów wskazuje na ocielenie na poziomie od 2,5 do 3 st. C.
Nie oznacza to jednak, że przewidywania te muszą się spełnić.
- Naukowcy zajmujący się klimatem z pewnością mają specjalistyczną wiedzę na temat systemów klimatycznych i transformacji energetycznej, ale to wdrażanie polityki i zmiany społeczne będą decydować o tym, jak szybko emisje spadną emisje - twierdzi prof. Matthews.
Nadzieja z wielkim "ALE"
Większość naukowców uważa przy tym, że ludzkość może przestać emitować gazy cieplarniane w drugiej połowie XXI w. Oznacza to, że cele klimatyczne co prawda nie zostaną zrealizowane, ale mogą być "przestrzelone" nie o 1,5 lecz 0,5 st. C.
Jak wspominaliśmy na początku, 1 czy 1,5 st. C to ogromna różnica dla klimatu Ziemi, a w rezultacie również i warunków, w jakich przyjdzie funkcjonować ludzkości. Dlatego im mniejszy ostatecznie będzie poziom globalnego ocieplenia, tym lepiej.
Zdaniem większości badaczy możliwe jest też rozwinięcie technologii, które będą w tym pomocne i pozwolą "wychwytywać" nadmiarowy dwutlenek węgla z atmosfery. Problem w tym, że na ten moment jest to raczej myślenie życzeniowe. O takich rozwiązaniach mówi się już od XX w., a mimo to przez ostatnie lata powstała garstka tego typu instalacji - wszystkie są niezwykle kosztowne i nieefektywne.
- Ostatecznie decyzja, co zrobimy i jak zareagujemy na wyzwanie klimatyczne, należy do decydentów i społeczeństwa, które oni reprezentują. Myślę, że cały wachlarz możliwości wciąż pozostaje bardzo aktualny - podsumowuje prof. Matthews.
Dla Wirtualnej Polski Szymon Bujalski, "Dziennikarz dla Klimatu"