Efekt pożarów w Los Angeles? Nieoczywisty kryzys
"Jedną z najbardziej praktycznych i już doświadczanych oznak zmiany klimatu w USA jest kryzys ubezpieczeniowy. Bo kto ubezpieczy od takiego ognia, jaki miał miejsce w Kalifornii, jeśli zagraża już regularnie?" - pisze dla Wirtualnej Polski Szymon Bujalski, "Dziennikarz dla Klimatu".
W Kalifornii w latach 1980–2024 średnio co roku przydarzała się jedna katastrofa pogodowa i klimatyczna, której koszty przekraczały 1 miliard dolarów. W ostatnich pięciu latach średnia ta wzrosła do 1,6.
W stanie tym szczególnie widoczny jest wzrost intensywności i częstotliwości pożarów. Jak wskazuje Uniwersytet Kalifornijski w San Diego, obszar spalony przez pożary w omawianym stanie wzrósł między 1972 a 2018 r. aż pięciokrotnie. Co więcej, modele przewidują dalszy wzrost o 77 proc. do końca wieku, jeśli emisje gazów cieplarnianych nie zostaną ograniczone.
Ale nasileniu ulegają nie tylko pożary. Stan coraz częściej nękają też inne ekstrema – od suszy po powodzie. Poprzednia zima przyniosła zaś Kalifornii pierwszy od około 100 lat sztorm tropikalny.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz też: Nagrywali pożar w Los Angeles. Nagle pojawiło się rzadkie zjawisko
Co to wszystko oznacza? Że… sektor ubezpieczeniowy w Kalifornii jest na skraju załamania. A trwające pożary w hrabstwie Los Angeles pchnęły go w tym kierunku jeszcze bardziej.
Ubezpieczyciele uciekają z Kalifornii
W odpowiedzi na rosnące ryzyko związane z katastrofami naturalnymi wiele firm ubezpieczeniowych ogranicza swoją działalność w Kalifornii.
Przykładowo, State Farm – największy ubezpieczyciel w USA – przestał oferować nowe polisy na nieruchomości w tym stanie. W uzasadnieniu firma podała rosnące ryzyko katastroficzne, wysokie koszty odbudowy i trudny rynek reasekuracji. Inne firmy, takie jak Allstate czy AmGUARD, również wycofały się z rynku.
"Logika ubezpieczyciela polega na tym, że wiele osób wykupuje polisy, ale tylko niewiele ponosi szkody. Dla firmy ubezpieczeniowej oferowanie świadczeń ubezpieczeniowych ma sens tylko wtedy, gdy przynosi zyski" – wyjaśnia serwis "Deutsche Welle".
Tymczasem niektóre ekstremalne zjawiska pogodowe przekroczyły już możliwości finansowe firm ubezpieczeniowych. Same firmy ubezpieczają się u tak zwanych reasekuratorów, którzy w związku z rosnącą liczbą katastrof zawyżają i swoje oczekiwania, i stawki.
"W ostatnich dziesięcioleciach branża ubezpieczeniowa w Kalifornii poniosła straty rzędu od jednego do trzech miliardów dolarów rocznie, a dziś – już ponad dziesięć miliardów" - mówi Ernst Rauch, ekspert ds. klimatu w firmie reasekuracyjnej MunichRe, jednej z największych tego typu firm na rynku.
100 tys. osób straciło polisy
Jak za Kalifornijskim Departamentem Ubezpieczeń podaje PAP, 7 z 12 największych firm w stanie ograniczyło zakres ubezpieczenia w ciągu ostatnich czterech lat. "Analiza danych stanowych przeprowadzona przez San Francisco Chronicle wykazała, że ponad 100 tys. Kalifornijczyków straciło ubezpieczenie w latach 2019-2024" – informuje serwis FakeHunter.
"Gazeta Ubezpieczeniowa" zauważa, że Stany Zjednoczone już teraz są największym na świecie rynkiem ubezpieczeń klęsk żywiołowych i pożarowych, zarówno pod względem przychodów ze składek, jak i kosztów likwidacji szkód. Według niej zdolność klientów do nadążenia za stale rosnącymi składkami w najbliższych latach jest więc "wątpliwa".
"Branża ubezpieczeniowa (i ludzie mieszkający na obszarach wysokiego ryzyka) obawiają się, że ryzyko staje się nieubezpieczalne. Byłaby to katastrofa dla właścicieli domów, którzy musieliby wziąć ryzyko na siebie, a do tego patrzeć, jak wartość ich domów spada. Prawdopodobnie problem powtarza się na całym świecie, czy to na obszarach podobnego ryzyka w Australii, czy w miejscach narażonych na powodzie" - komentuje Ben Carey-Evans, analityk ubezpieczeniowy z Global Data.
Nie ma ubezpieczeń, są problemy
W odpowiedzi na kryzys na rynku ubezpieczeniowym Kalifornia wprowadziła program FAIR Plan. To podstawowe ubezpieczenie dla osób, które nie mogą uzyskać ochrony od prywatnych firm. Zakres tego programu jest jednak ograniczony i nie pokrywa pełnych kosztów strat.
Jednocześnie kalifornijskie przepisy ograniczają możliwość podnoszenia składek przez firmy ubezpieczeniowe, co zmniejsza ich rentowność i skłania je do wycofywania się z rynku. Ale możliwości te są ograniczone, a nie zablokowane. W rezultacie składki i tak rosną, tyle że wolniej. Mimo to już teraz wielu mieszkańców musi rezygnować z ubezpieczeń lub decydować się na mniej korzystne programy publiczne.
Skąd te kryzysy?
W latach 2017–2023 średnie składki na ubezpieczenie domów wzrosły w USA aż o jedną trzecią, a w niektórych regionach jeszcze bardziej. Dlaczego tak się dzieje?
"Istnieje kilka powodów, ale jest jeden wspólny wątek: zmiana klimatu powoduje bardziej ekstremalne zjawiska pogodowe, a ubezpieczyciele odpowiadają na rosnące roszczenia o odszkodowania. Straty są pogłębiane przez częstsze ekstremalne zjawiska pogodowe uderzające w gęsto zaludnione obszary, rosnące koszty budowy i właścicieli domów doświadczających szkód, które kiedyś były rzadsze" – pisze dla "The Conversation" prof. Andrew J. Hoffman z Uniwersytetu Michigan, ekspert ds. zarządzania, zrównoważonego rozwoju i zrównoważonej przedsiębiorczości.
Z powodu zmiany klimatu Kalifornia staje się coraz bardziej sucha i podatna na pożary. Ale to nie jedyne wyjaśnienie. Znaczenie ma też to, że ludzie budują domy na terenach coraz mniej zabudowanych, coraz bardziej zapuszczając się w miejsca zagrożone pożarami. Po części wpływa też na to fakt, że takie domy można zbudować taniej.
Według firmy Milliman, która zajmuje się m.in. oceną ryzyk, pożary w Kalifornii już w latach 2017–2018 wymazały 25 lat zysków branży ubezpieczeniowej w tym stanie.
Najdroższa katastrofa w historii
Agencje rządowe nie przedstawiły jeszcze wstępnych szacunków szkód, jakie wywołały pożary w Kalifornii. Trudno zresztą o takie szacunki, skoro pożary wciąż trwają i nie wiadomo, kiedy się skończą ani jak rozwiną.
AccuWeather, firma dostarczająca dane na temat pogody i jej wpływu, szacuje jednak, że szkody i straty gospodarcze wyrządzone przez ogień do połowy stycznia wyniosły już około 250-275 miliardów dolarów. Oznacza to, że mówimy o najdroższej katastrofie naturalnej w historii nie tylko Kalifornii, ale i USA.
Do tej pory najkosztowniejszą katastrofą był huragan Katrina, który w 2005 r. z największą siłą uderzył w stan Luizjana. Wyrządzone przez niego straty oszacowano na blisko 200 mld dolarów.
Dla Wirtualnej Polski Szymon Bujalski, "Dziennikarz dla Klimatu"