Henryk Dobrzański ps. "Hubal". Ostatni "zagończyk"
Bohaterstwo i patriotyzm miał we krwi. Henryk Dobrzański ps. "Hubal" w trakcie II wojny światowej mocno dawał się we znaki hitlerowcom. W końcu go dopadli.
Henryk Dobrzański urodził się 22 czerwca 1897 roku w Jaśle. Pochodził ze szlacheckiej rodziny. Jego ojciec, również Henryk, legitymował się herbem Leliwa, natomiast matka, Maria Lubieniecka, herbem Rola. Patriotyzm miał we krwi. Jego pradziadek hrabia Hipolit Lubieniecki walczył w postaniu listopadowym, a dziadek Włodzimierz Lubieniecki w styczniowym. Z kolei pradziadek ze strony ojca, Łukasz Dobrzański, walczył w armii Napoleona.
Wczesną młodość Henryk spędził w Krakowie, do którego przeprowadził się z rodzicami. Uczył się w Wyższej Szkole Realnej. Już wtedy ciągnęło go do wojska. W roku 1912 wstąpił do Polskich Drużyn Strzeleckich w Krakowie. Sfałszował nawet w tym celu swoją datę urodzenia, postarzając się o rok. Kiedy wybuchła I wojna światowa, 1 grudnia 1914 roku zgłosił się do stacji Legionów Polskich w Krakowie. W grudniu następnego roku – już jako kapral – na własną prośbę został przeniesiony do 3 szwadronu 2 Pułku Ułanów Legionów Polskich. Brał udział w walkach na froncie, powstrzymując rosyjską ofensywę. Został później za to odznaczony austriackim Krzyżem Cesarza Karola oraz "Medalem za Waleczność".
W styczniu 1918 roku skierowano go do Szkoły Podchorążych II Brygady w Mamajestii na Bukowinie. W tym czasie polscy legioniści zbuntowali się na wieść o pokoju zawartym pomiędzy Niemcami, Austro-Węgrami i Ukraińską Centralną Radą. Dobrzański został więc – tak jak wielu rodaków – internowany na Węgrzech. Nie było jednak na niego mocnych. Zbiegł z obozu (a konkretnie z lazaretu), w którym przebywał.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Niezrównany na wszystkich frontach
Koniec wojny oznaczał dla Henryka Dobrzańskiego przywdzianie nowego munduru. Nareszcie polskiego. Już pod koniec 1918 roku wszedł w skład 2 Pułku Ułanów Wojska Polskiego. Zgłosił się jako jeden z pierwszych. Otrzymał też awans – jako plutonowy zajął się szkoleniem żołnierzy. W międzyczasie wybuchła wojna polsko-ukraińska. Zasłużył się w jej trakcie, dowodząc szwadronem "Odsieczy Lwowa", który wchodził w skład dywizji Władysława Sikorskiego. Jego postawa bojowa została doceniona. Awansowano go do stopnia podporucznika. Dodatkowo został trzykrotnie odznaczony Krzyżem Walecznych.
Jednak wielkimi krokami zbliżała się już kolejna wojna – tym razem polsko-bolszewicka, podczas której Dobrzański dowodził plutonem kawalerii. Jego żołnierze bili się z 1 Armią Konną Siemiona Budionnego. Walczyli pod Bielajewką, Szczurowicami i Komarowem. Za akcję pod Borowem odznaczono go nie tylko Krzyżem Walecznych (już po raz czwarty), ale również Krzyżem Srebrnym Orderu Wojennego Virtuti Militari. W roku 1920 został porucznikiem. Wyrażano się o nim w samych superlatywach. No może jedynie twierdzono, że jest zbyt wymagający…
Rotmistrz olimpijczyk
Gdy wojenny kurz wreszcie opadł, Dobrzański mógł… zająć się sportem. Jak się bowiem miało okazać, był wybitnym jeźdźcem konnym. Interesował się tym zresztą od młodości. Wówczas za przeszkody służyły mu… krowy. Skok na koniu przez jedną z nich przypłacił niestety upadkiem i wstrząsem mózgu. Profesjonalne treningi w tej dyscyplinie podjął po tym, jak przeniesiono go do Bielska. Z czasem zaczął też brać udział w zawodach hippicznych. Najpierw krajowych, później międzynarodowych. Wszedł nawet w skład reprezentacji Polski. W międzyczasie otrzymał w 1922 roku awans na rotmistrza.
W roku 1925 został członkiem Grupy Przygotowawczej Sportu Konnego, której działalnością kierował ppłk Karol Rómmel. Szczególnie owocne okazały się dla niej zawody w Nicei. Wtedy to reprezentacja naszego państwa zdobyła Puchar Narodów. Indywidualnie zaś Henryk Dobrzański wygrał kilka różnych nagród. Występował także na zawodach w Londynie, Mediolanie, Neapolu i Monaco. W tym ostatnim ponownie sięgnął po zwycięstwo. Już jako major, którym został w 1927 roku, zwyciężył w I Międzynarodowych Mistrzostwach Konnych w Warszawie. Nie powstrzymał go przed tym nawet upadek w trakcie rozgrzewki, który przypłacił utratą przytomności. Był także rezerwowym zawodnikiem w ekipie, która reprezentowała Polskę na igrzyskach w Amsterdamie w 1928 roku.
Z wojskowej emerytury na front
W roku 1936 Dobrzański stacjonował w Wilnie, gdzie był kwatermistrzem 4 Pułku Ułanów Zaniemeńskich. Od roku 1938 dowodził szwadronem zapasowym 4 Pułku Ułanów w Wołkowysku. Okazał się jednak człowiekiem dość konfliktowym, co sprawiło, że odesłano go na wojskową emeryturę. Znany był z niewyparzonego języka i pogardy dla karierowiczów oraz nepotyzmu. A i pomysły miewał cokolwiek oryginalne – jak np. szarża w miejskim parku, za co w 1929 roku karnie go przeniesiono. 31 lipca 1939 roku przeszedł w stan spoczynku, ale nie było mu dane długo się tym cieszyć.
We wrześniu nazistowskie Niemcy napadły na Polskę. Henryk Dobrzański został zmobilizowany i musiał stawić się w Ośrodku Zapasowym w Białymstoku. Został zastępcą ppłk Jerzego Dąmbrowskiego, który objął dowodzenie nad 110 Rezerwowym Pułkiem Ułanów. Znaczący wpływ na dalszą aktywność bojową tej jednostki miała agresja ZSRR z 17 września 1939 roku. Pułk Dąmbrowskiego skierował się na Grodno, ale miasto w tym czasie upadło. Wówczas oddział otrzymał rozkaz przekroczenia granicy polsko-litewskiej, lecz – za radą Dobrzańskiego – go nie posłuchał. Zamiast tego próbował przedzierać się dalej, wykrwawiając się w bojach z Rosjanami.
Straty okazały się na tyle duże, że ppłk Dąmbrowski zdecydował się rozwiązać pułk. Część żołnierzy się jednak wyłamała. Ich nowym dowódcą został Henryk Dobrzański, który zadecydował o marszu na odsiecz Warszawie. Ta jednak skapitulowała, zanim do niej dotarli. Trzeba było zastanowić się, co dalej. Większość ułanów złożyła broń. Pozostała garstka, skupiona wokół majora, postanowiła spróbować przebić się w stronę Węgier.
Narodziny "Hubala"
Marsz na południe też się nie powiódł. Ostatecznie Henryk Dobrzański i jego podkomendni utknęli w Górach Świętokrzyskich. Bynajmniej nie oznaczało to końca walki. Ułani Dobrzańskiego planowali poczekać na rychłą ofensywę aliantów. Niestety nie było szans, aby się doczekali. Ale to właśnie wtedy powstał Oddział Wydzielony Wojska Polskiego, będący de facto pierwszą zbrojną grupą partyzancką działającą w pełnym umundurowaniu.
Wówczas też narodził się "Hubal". Taki bowiem pseudonim przyjął Henryk Dobrzański. Był to rodowy przydomek gałęzi jego rodziny. Wywodził się on od staroruskiego słowa "guba", czytanego "huba" i oznaczającego wargi (cechą rodzinną Dobrzańskiego były wydatne usta). Jego żołnierzy zaczęto wkrótce określać hubalczykami. 2 października 1939 roku odnieśli pierwsze zwycięstwo w potyczce pod Wolą Chodkowską.
W międzyczasie "Hubal" spotkał się w Warszawie z gen. Michałem Tokarzewskim-Karaszewiczem. Dobrzański został wtedy dowódcą okręgu SZP w Kielcach. Do stolicy udał się po cywilnemu, z przystrzyżoną brodą i w okularach, z dokumentami na nazwisko Chrząszczewski. Dostał zielone światło na rozbudowę swojego oddziału, który urósł do ponad 300 żołnierzy.
Ale każdy kij ma dwa końce. Sukcesy hubalczyków pociągnęły za sobą ofiary wśród ludności cywilnej, mordowanej z zemsty przez nazistów. Ponadto Stefan "Grot" Rowecki, który kierował Związkiem Walki Zbrojnej, nie był entuzjastą partyzanckich oddziałów. Ostatecznie 13 marca 1940 roku pułkownik Leopold Okulicki przekazał Henrykowi Dobrzańskiemu rozkaz demobilizacyjny. Przy "Hubalu" zostało jednak kilkudziesięciu żołnierzy. A gdy ich dowódcę upomniano, że nie rozwiązał całkowicie oddziału, grożąc mu sprawą karną za nieposłuszeństwo, ten odpisał: "Rozkazy takowe mam w dupie i na przyszłość przyjmować nie będę".
Polowanie na "szalonego majora"
Tymczasem Niemcy rozpoczęli polowanie na niewygodnego polskiego dowódcę, którego nazywali "szalonym majorem", i jego podkomendnych. Wysłali przeciwko nim SS, Wehrmacht, a nawet czołgi. Mimo to ułani Dobrzańskiego w dalszym ciągu dawali się okupantom we znaki. Chociażby pod Huciskiem, gdzie hitlerowcy ponieśli spore straty. W odwecie coraz brutalniej mścili się na ludności, niszcząc wsie i zabijając setki osób.
Hubalczycy jednak również tracili siły, wyrywając się z kolejnych prób osaczenia. W końcu Niemcy dopadli ich w okolicach Anielina. Swoje zrobili także konfidenci, którzy poinformowali wroga o ruchach OWWP. 30 kwietnia 1940 roku oddział Dobrzańskiego został znienacka zaatakowany. I ten atak miał okazać się dla "Hubala" tragiczny. Został trafiony kilkoma kulami. Zginął na miejscu. Jego ciało wpadło potem w ręce Niemców, którzy po wykonaniu kilku zdjęć, zakopali je w nieznanym miejscu.
Resztki oddziału hubalczyków walczyły jeszcze do 25 czerwca 1940 roku, kiedy skapitulowała Francja. Wówczas porzucili mundury, ukryli broń i rozeszli się, szukając nowych sposobów na to, by przysłużyć się wyzwoleniu Polski. Ich legendarny dowódca pośmiertnie został w 1966 roku awansowany na pułkownika i odznaczony Krzyżem Złotym Orderu Virtuti Militari. Bezwzględnie na to zasłużył. Był Bohaterem przez naprawdę duże "B".
Źródło: Ciekawostki Historyczne
Bibliografia
- M. Białas, 80 rocznica śmierci majora Henryka Dobrzańskiego ps. "Hubal", cbw.wp.mil.pl, dostęp: 23.01.2024.
- M. Jedynak, "Hubal" – legendarny dowódca na Kielecczyźnie, krakow.ipn.gov.pl, dostęp: 23.01.2024.
- H. Sobierajski, A. Dyszyński, "Hubal" major Henryk Dobrzański 1897-1940, Oficyna Wydawnicza RYTM, Warszawa 2012.
- E. Wiązowski, O majorze "Hubalu" zawsze mówię z dumą, "Nasza Służba", nr 19/1996.