Rosjanie próbują się wybielić na tle konfliktu w Gazie

Nie chciał wchodzić do tej piwnicy. Znał jej przeznaczenie z czasów rosyjskiej okupacji, wszyscy w Cyrkunach je znali. Nieduże pomieszczenie pod budynkiem miejscowej szkoły już w pierwszych dniach "ruskiego miru" przekształcono w katownię. A samą szkołę w koszary - pisze dziennikarz Marcin Ogdowski.

Wojna w Ukrainie
Wojna w Ukrainie
ALEKSEY FILIPPOV

24.11.2023 18:40

Ten materiał prezentujemy w ramach współpracy z Patronite.pl. Marcin Ogdowski jest pisarzem, dziennikarzem, byłym korespondentem wojennym. Pracował w Iraku, Afganistanie, w Ukrainie, Gruzji, Libanie, Ugandzie i Kenii. Możesz wspierać autora bezpośrednio na jego profilu na Patronite.

Na początku sądziłem, że oglądam niechlujną, zaimprowizowaną instalację elektryczną, służącą do poprowadzenia prądu w głąb piwnicy. Jednak maleńkie klemy wieńczące druty nie pasowały do tego wyobrażenia. Oklejone przezroczystą taśmą kartoniki również miały się nijak do pierwotnie przypisanej funkcji. Przytwierdzono je do kabli i opisano po rosyjsku. "Usta", "oczy", "nos" - każdy kartonik miał swój własny przewód.

- Oni tym torturowali ludzi - odezwał się mój przewodnik. - Jakich? - spytałem. - Najpierw nauczycieli, urzędników, miejscową elitę, a potem łapali i przetrzymywali w piwnicy, kogo popadnie. Z początku krzywdzili naszych planowo, później chyba tylko dla przyjemności - mężczyzna uśmiechał się smutno.

- Trochę strach tu siedzieć - usłyszałem z ust przewodnika. - Te druty, jeśli rzeczywiście nimi torturowano, to narzędzie zbrodni - zauważyłem. - Ktoś powinien je zabezpieczyć.

- Daj spokój, takich piwnic były w Ukrainie setki… - mężczyzna machnął ręką.

Wkurzyła mnie ta nonszalancja, ale nie był to pierwszy raz, kiedy się z nią zetknąłem. Zobojętnienie wspólnoty, z której wywodzą się ofiary, to jeden z efektów skali rosyjskich zbrodni. Jest w Ukrainie sporo pieczołowicie prowadzonych śledztw - zwłaszcza te, w które angażują się podmioty międzynarodowe - ale jest też masa jedynie zarejestrowanych zdarzeń, czemu nie towarzyszy gromadzenie obfitego materiału dowodowego. Wspomniane zobojętnienie to raz, dwa, zapewne nie bez znaczenia jest w tym kontekście wschodnie bałaganiarstwo, wzmocnione wojennym chaosem. Ale w jednym mój rozmówca miał rację - katowni było w Ukrainie mnóstwo.

Kilkanaście dni temu natknąłem się na rysunek francuskiego satyryka. Przedstawiał on karykaturalne postaci Putina i Szojgu, wpatrzone w ekran telewizora. "Jak ci Żydzi mogą tak bombardować cywilów w Gazie?" - pytał pierwszy. Na co drugi odparł: "Ale panie prezydencie, to są zdjęcia naszych z Ukrainy…".

Satyra wykrzywia świat, w tym konkretnym przypadku przypisując Putinowi naiwność, o którą nie sposób go podejrzewać. Ma bawić - temu zwykle służy owo odkształcenie - a zarazem sygnalizować już całkiem poważne problemy.

Wojna w Izraelu spadła Rosji niczym gwiazdka z nieba, a jeden z najatrakcyjniejszych wymiarów tego daru ma charakter propagandowy. Determinacja, z jaką Izraelczycy przeprowadzają zbrojną ripostę wobec Hamasu - skutkująca dużą liczną ofiar ubocznych wśród cywilnych Palestyńczyków - służy Moskalom do relatywizacji zbrodni popełnionych przez nich w Ukrainie.

"Spójrzcie na Żydów. My, w porównaniu z nimi, wcale nie jesteśmy tacy źli/Rosjanie wcale nie są tacy źli" - przekonują kremliny i pracujący dla nich aktywiści medialni z innych krajów, także ci z naszego podwórka.

Narracja ta - żerując na naiwności użytecznych idiotów, antysemityzmie, ukrainofobii, ale i zupełnie zrozumiałym moralnym oburzeniu (wszak każdego zdrowego psychicznie człowieka oburza widok zabitego dziecka) - zyskuje ograniczoną, ale wcale niemałą popularność. Tymczasem jest niczym innym jak gwałtem na logice, faktach i przyzwoitości.

Wróćmy do początku pełnoskalowej wojny. Dziennikarskie śledztwo "The New York Times" pozwoliło odtworzyć chronologię masakry w Buczy. Dochodzenie oparto o zapisy z kamer monitoringu, treści przechwyconych rozmów telefonicznych Rosjan (w tym rozmów prowadzonych z telefonów ofiar), odszyfrowane wiadomości radiowe i zeznania świadków. W okupowanej między 5 a 31 marca 2022 roku Buczy znaleziono łącznie ponad 400 zabitych cywilów. Mordercami z ul. Jabłońskiej - gdzie było szczególnie dużo ofiar - okazali się żołnierze 234. Pułku Desantowo-Szturmowego z Pskowa, elity rosyjskiej armii. Zidentyfikowano ich na podstawie sprzętu, naszywek, radiowych kodów czy tak banalnych z pozoru danych jak oznaczenia skrzynek amunicyjnych (z "NYT" współpracowali eksperci z Instytutu Studiów nad Wojną).

"Zbrodnia w Buczy była częścią celowego i systematycznego, bezwzględnego aktu zabezpieczenia drogi do Kijowa" - napisano w raporcie. Żołnierze "przesłuchiwali i strzelali do nieuzbrojonych mężczyzn w wieku poborowym i zabijali tych, którzy stanęli im na drodze, niezależnie od tego, czy były to rodziny z dziećmi próbujące wydostać się z miasta, miejscowi wychodzący do sklepu, czy po prostu jadący do domu na rowerze".

Zobacz także

Wiosną bieżącego roku opublikowano raport komisji dochodzeniowej Rady Praw Człowieka ONZ. Wyszczególnia on cały katalog zbrodni popełnionych przez Rosję: umyślne zabójstwa, ataki na ludność cywilną, nielegalne przetrzymywanie ludzi w niewoli, gwałty i przymusowe deportacje dzieci.

"Wiele umyślnych zabójstw, przypadków nielegalnego pozbawiania wolności, gwałtów i aktów przemocy seksualnej nastąpiło podczas przeszukań domów, których celem było znalezienie członków ukraińskich sił zbrojnych lub broni" - stwierdza raport.

Samowolnie więzieni ludzie byli często przetrzymywani przez rosyjskie siły zbrojne w fatalnych warunkach w przepełnionych celach.

"W jednym przypadku dziesięcioro starszych ludzi zmarło z powodu nieludzkich warunków w piwnicy jednej ze szkół, a inne więzione osoby, w tym również dzieci, musiały dzielić to samo pomieszczenie z ciałami zmarłych" - czytamy.

Podczas gwałtów członków rodziny, także tych najmłodszych, zmuszano do oglądania zbrodni.

Według najnowszych danych Biura Wysokiego Komisarza ONZ ds. Praw Człowieka, od początku inwazji Rosji na Ukrainę zginęło ponad dziewięć tys. cywilów, a blisko 16 tys. zostało rannych. W raporcie podkreśla się, że rzeczywiste liczby ofiar cywilnych są znacznie wyższe, należy bowiem wziąć pod uwagę opóźnienia w otrzymywaniu informacji z miejsc, w których toczą się walki oraz fakt, że wiele doniesień jest wciąż niepotwierdzonych. Dotyczy to w szczególności Mariupola, Lisiczańska, Popasnej i Siewierodoniecka, miast okupowanych przez Rosjan, którzy odmawiają przekazywania szczegółowych danych. Zachodnie agencje wywiadowcze szacują - w oparciu na przykład o dane z obserwacji satelitarnej - że tylko w Mariupolu zginęło co najmniej 20-25 tys. cywilów. Do takich wniosków przywodzi m.in. analiza przyrostu obszarów przeznaczonych na pochówki.

W związku z tym ogólna liczba ofiar cywilnych może być nawet siedem razy wyższa. I oczywiście, część z tych osób mogła zginąć bezpośrednio na skutek działań armii ukraińskiej. Ale obrońcy Mariupola nie musieliby się bronić, gdyby nie zostali napadnięci. Nie ryzykowaliby życiem cywilów, gdyby Rosjanie pozwolili mieszkańcom wyjść z miasta - na co Moskale przystali dopiero po pewnym czasie, wcześniej strzelając do kolumn uciekinierów. Niezależnie od przebiegu pojedynczych incydentów, odpowiedzialność za wszystkie śmierci spoczywa na Rosji.

To Rosja wreszcie ponosi odpowiedzialność za śmierć ćwierci miliona żołnierzy (z czego dwie trzecie własnych) i rany kolejnych ponad 300 tys. (w tym 120 tys. Ukraińców). Tak, takie są statystyki tej wojny. I nie umniejszą ich zabiegi typu: "a w Gazie i Izraelu przez miesiąc zginęło 10 tys. ludzi".

Nie wiem, czy rzeczywiście aż dziewięć tys. Palestyńczyków straciło życie po 7 października (Izrael zgłasza śmierć 1,3 tys. własnych obywateli). Mam mocno ograniczone zaufanie do danych napływających z Gazy, niemniej gęstość zaludnienia, gęstość zabudowy, jej fizyczne zintegrowanie z infrastrukturą Hamasu (podwójne zastosowanie szkół, szpitali, piekarni itp., będących zarazem koszarami, pozycjami obronnymi czy magazynami amunicji), oraz intensywność izraelskiego ostrzału skłaniają mnie do wniosku, że ofiar musi być dużo.

To oczywisty humanitarny dramat, z którym, mimo wielkiej sympatii dla państwa żydowskiego, nie zamierzam dyskutować. Ale nie stanowi on pretekstu do wybielania Rosjan, nie jest dla nich okolicznością łagodzącą czy powodem amnestii. Co się stało, już się nie odstanie - odebranych przez Moskali i za ich sprawą żyć, nic nie wskrzesi. Kara zatem musi być, także w postaci napiętnowania Rosji i Rosjan.

Marcin Ogdowski

Źródło artykułu:Bez Kamuflazu
Wybrane dla Ciebie