ŚwiatRzymskie metro jest zatłoczone i niebezpieczne

Rzymskie metro jest zatłoczone i niebezpieczne

W rzymskim metrze i na stacjach kolei podmiejskich nie ma strażników, nie widać też patroli policyjnych. Jest za to coraz bardziej niebezpiecznie - kradzieże w biały dzień, agresja z błahego powodu, kłótnie, pobicia, pchnięcia nożem a nawet zabójstwa.

Rzymskie metro jest zatłoczone i niebezpieczne
Źródło zdjęć: © AFP | Alberto Pizzoli

19.03.2012 | aktual.: 20.03.2012 09:52

Rzymskie metro to jedno z najgorszych w Europie. Kolejki podmiejskie dowożące codziennie tysiące ludzi do pracy są tragiczne. Małe, ciasne i brudne wagony, często bez klimatyzacji. Tłok i tłumy zmęczonych, zestresowanych ludzi, dla których droga do domu w komunikacji miejskiej jest drogą przez mękę. W takiej sytuacji nie trudno o agresję i kłótnie z błahych powodów - choćby o miejsce siedzące.

W tłumie nie jest wcale bezpiecznie

Tłum to również najlepsze środowisko pracy dla kieszonkowców. Z policyjnych statystyk wynika, że w Rzymie jest, co roku ponad 10 tys. kradzieży kieszonkowych. Jest to najczęściej dokonywane przestępstwo w stolicy Włoch. Zaczepki słowne i fizyczne - szturchanie, popchnięcia czy wywołanie sprzeczki to bardzo często celowe działania pomocników złodziei, mające na celu odwrócenie uwagi, bo w chaosie łatwiej kraść.

Ponieważ stacje metra i pociągów podmiejskich nie są kontrolowane przez strażników - złodzieje stają się coraz bardziej bezczelni. W ubiegłym tygodniu okradziono w biały dzień niemiecką dziennikarkę, która wracała z pracy pociągiem podmiejskim relacji Flaminio - Prima Porta. Miała w ręku iPhona i pisała SMS. Złodziej wyrwał jej telefon z ręki, gdy wysiadła z pociągu i uciekł. Nikt go nawet nie próbował zatrzymać, choć na stacji byli ludzie. Także polscy turyści zwiedzający Wieczne Miasto, w tutejszym metrze nie czują się bezpiecznie. - Jest nieprzyjemnie, kiedy jedzie się wieczorem. Człowiek nie czuje się pewnie. Już bezpieczniej jest w Warszawie - powiedziała mi Polska para zagadnięta przypadkowo na ulicy.

Nożem pod żebra, pięścią w twarz

W marcu ubiegłego roku, pewna młoda Polka wsiadając do metra B na stacji Magliana, niechcący potrąciła w tłoku 53-letniego Włocha, który odwrócił się i z całej siły uderzył ją gazetą w twarz. Inny, 36-letni Włoch stanął w obronie kobiety, mówiąc, co myśli o "damskich bokserach". Kiedy wysiadł na stacji - obrażony damski bokser wysiadł za nim i pchnął go nożem, a potem uciekł. Na szczęście rana nie była groźna.

Dwa lata temu Włochów zszokowała historia zabójstwa w metrze rumuńskiej pielęgniarki. 32-letnia Maricica Hahaianu, pracująca w rzymskiej klinice Villa Fulvia, została zabita w metrze A na stacji Anagnina przez 22-letniego Włocha Alessio Burtone. Dwoje pasażerów pokłóciło się już w metrze, po wyjściu za bramki, chłopak uderzył Rumunkę pięścią w twarz. Kobieta upadła na ziemię, uderzając głową o posadzkę. Zmarła po tygodniu w rzymskim szpitalu. Całą scenę zarejestrowały kamery metra i bezsensowna agresja zakończona śmiercią została pokazana w dzienniku telewizyjnym. Po tym, jak Maricica upadła na ziemię, młody chłopak spokojnie odszedł, nie udzielając jej pomocy. Został zatrzymany przy wyjściu z podziemi metra, przez wojskowego w cywilu, który pobiegł za nim - gdyby nie jego reakcja, zabójca imigrantki uciekłby.

Alessio Burtone został skazany na 9 lat więzienia i 126 tys. euro odszkodowania, które musi zapłacić mężowi, dziecku, bratu i Urzędowi Miasta Rzymu. Prokurator żądał 20 lat, ale sędzia nie uznał, że mężczyzna nie działał z premedytacją i przychylił się do wersji obrony - zabójstwa nieumyślnego. Adwokaci Włocha mają nadzieję, że w procesie apelacyjnym kara zostanie jeszcze zmniejszona, gdyż jak twierdzą, że rumuńska pielęgniarka sprowokowała uderzenie, ponieważ pierwsza splunęła na chłopaka.

Czy jednak splunięcie (spowodowane tym, że została obrażona), może usprawiedliwić zabójstwo? W przypadku Maricici Hahaianu nasuwa się wątpliwość, czy tak niska kara dla jej zabójcy nie była spowodowana tym, że on był Włochem, a ona imigrantką.

Pchnęła ją parasolką w oko

Rzymianie nie mogą zapomnieć również tragicznej śmierci 21-letniej Włoszki Vanessy Russo, która zaledwie kilka dni wcześniej ukończyła studia. Dziewczyna została pchnięta parasolką w oko przez 23-letnią Rumunkę Doinę Matei, na centralnej stacji metra Termini, 24 kwietnia 2007 roku. Zmarła następnego dnia w szpitalu. Historia wydaje się być niewiarygodna. Zabójstwo było wynikiem kłótni, która wywiązała się w wagonie metra, gdy pociąg ostro zahamował i dziewczyny wpadły na siebie. Wymiana ostrych słów ciągnęła się aż do stacji Termini.

Kiedy Vanessa wysiadła Doina podniosła parasolkę i pchnęła ją w oko. Rumunka podróżowała w towarzystwie swojej nieletniej koleżanki. Po fakcie obie odeszły, jakby nic się nie stało wyszły z metra i zniknęły. Portret podejrzanej sporządzono na podstawie obrazu zarejestrowanego przez kamery na stacji i pokazano go w telewizji. Obie były już znane policji, jako prostytutki. Doina Matei miała w Rumuni dwójkę dzieci, które utrzymywała wykonując we Włoszech najstarszy zawód świata. Imigrantka twierdziła, że Włoszka chciała ją pobić, gdy wysiadły z wagonu - dlatego podniosła parasol. Nie zorientowała się nawet, że wyrządziła krzywdę drugiej osobie. Została skazana na 16 lat więzienia.

Mieszkańcy tracą cierpliwość

Czy burmistrz Rzymu Gianni Alemanno będzie potrafił poradzić sobie z narastającym problemem drobnej przestępczości, skoro nie potrafił poradzić sobie z kilkoma centymetrami śniegu, który spadł tej zimy? Gwałty, pobicia, kradzieże - jest ich coraz więcej i mieszkańcom Wiecznego Miasta zaczyna doskwierać brak bezpieczeństwa.

Z Rzymu dla polonia.wp.pl
Agnieszka Zakrzewicz

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Zobacz także
Komentarze (0)