ŚwiatRzym kontra Bruksela i Berlin. Premier Włoch Matteo Renzi rzuca wyzwanie Unii Europejskiej i Niemcom

Rzym kontra Bruksela i Berlin. Premier Włoch Matteo Renzi rzuca wyzwanie Unii Europejskiej i Niemcom

• Włochy obrały kurs konfrontacyjny w stosunku do UE i Niemiec

• Tarcia trwają od kilku miesięcy, zaczęło się od kwestii uchodźców

• Kolejną kością niezgody jest temat gazociągów

• Włochy zarzucają Niemcom podwójne standardy w kwestii gazociągów

• Rzym celowo blokuje inicjatywy UE, np. pomoc finansową dla Turcji

Rzym kontra Bruksela i Berlin. Premier Włoch Matteo Renzi rzuca wyzwanie Unii Europejskiej i Niemcom
Źródło zdjęć: © AFP | Alberto Pizzoli
Dominika Ćosić

03.02.2016 | aktual.: 04.02.2016 07:23

- Premier Włoch, Matteo Renzi, którego tak kocham, robi błąd, obrażając mnie - mówił kilka tygodni temu szef Komisji Europejskiej, Jean-Claude Juncker. Słowa te można by uznać za zabawne, gdyby nie fakt, że dotyczą jednego z największych krajów unijnych, który wybrał kurs konfrontacyjny zarówno w stosunku do Brukseli, jak i Berlina. I trudno całkowicie odmówić włoskiemu premierowi racji.

Kość niezgody nr 1 - uchodźcy

Tarcia na linii Rzym-Bruksela oraz równolegle Rzym-Berlin zaczęły się kilka miesięcy temu. Pierwotną przyczyną była realizacja unijnej polityki w sprawie uchodźców. Faktem jest, że to Włochy są jednym z unijnych krajów granicznych (obok Grecji), do którego dociera największa liczba uchodźców. I które tym samym mają największy kłopot i obciążenie finansowe.

Z tego powodu Włochy starały się o zmniejszenie dyscypliny finansowej, nakładanej na kraje członkowskie przez Komisję Europejską. Zdaniem unijnego komisarza ds. finansów, Pierre’a Moscoviciego, Bruksela poszła na rękę Rzymowi. Jednak w opinii Renziego, niewystarczająco.

Uchodźcy to także inny problem - zarówno Komisja, jak i niektóre kraje członkowskie (np. Francja i Niemcy) oskarżają Włochy, że nie wywiązują się ze zobowiązań kraju należącego do strefy Schengen. Czyli nie rejestrują przybywających uchodźców, nie pobierają od nich odcisków palców i sprzyjają temu, by tamci swobodnie przemieszczali się do innych krajów - docelowo do Niemiec. W ten sposób Włochy same pozbywają się problemu. I te oskarżenia dolały oliwy do ognia. Renzi uznał, że zwłaszcza rzecznik prasowy Junckera wyraża "za mało szacunku w stosunku do Włoch".

Kość niezgody nr 2 - gazociągi

Rzym skonfliktował się także z Berlinem i Brukselą z innego powodu. W ubiegłym roku KE zdecydowała, że projekt budowanego przez Rosję gazociągu South Stream jest niezgodny z unijnymi regulacjami (tzw. III pakiet energetyczny). Po unijnych obiekcjach i naciskach na m.in. Bułgarię, by wycofała się z projektu, także Rosja zawiesiła prace nad nim i projekt odłożono ad acta. A tymczasem analogiczny, niemiecko-rosyjski projekt Nord Stream 2 nie napotyka na tego typu przeszkody. I te podwójne standardy rozwścieczyły Renziego, który zarzucił Brukseli i Berlinowi hipokryzję. Trudno odmówić mu racji, bo jeśli zakazuje się gazociągu południowego, to czemu nie zakazuje się północnego? Jeden i drugi są w sprzeczności nie tylko z III pakietem energetycznym, ale i omijają sankcje na Rosję. Zatem Renzi mówiący o dyskryminowaniu południa Europy ma rację.

Przy tej okazji Renzi zaatakował także Niemcy i zaproponował stworzenie koalicji, sprzeciwiającej się "niemieckiej dominacji w Unii". Cóż, taka argumentacja łatwo trafi do Greków, Cypryjczyków a nawet Francuzów.

Rozwścieczony Renzi winą za fiasko projektu South Stream obarczył swojego ambasadora przy Unii i zdymisjonował go, mówiąc, że "nie dbał o interes włoski". Samo w sobie nie byłoby niczym bulwersującym, gdyby nie fakt, że następcą ambasadora został mianowany obecny wiceminister ds. przemysłu, Carlo Calenda. Mianowanie polityka bez doświadczenia dyplomatycznego ambasadorem w tak ważnej placówce zostało odczytane w Brukseli jako celowy afront i jeszcze dodatkowe zaostrzenie tarć. Swoją drogą list protestujący przeciw tej nominacji podpisało ponad 200 dyplomatów. Przy okazji oberwało się także szefowej dyplomacji unijnej, koleżance partyjnej Matteo Renziego - Federice Mogherini. Także i jej włoski premier zarzucił, że nie dba o pozycję Włoch.

Włochy na złość Unii

Najbardziej niepokojąca jest jednak inna decyzja Renziego - zablokowanie 3 mld euro unijnej pomocy dla Turcji (na ośrodki dla uchodźców). Co do sensowności samej decyzji o tej dotacji można mieć wątpliwości, ale premier Włoch miał czas na ich zgłoszenie podczas ostatniego szczytu unijnego, na którym (przy zgodzie Włoch) decyzja zapadła. Sabotowanie jej teraz jest ewidentnym działaniem na złość instytucjom unijnym.

Renzi ewidentnie wybrał kurs konfrontacyjny z instytucjami unijnymi. I choć trudno mu całkowicie odmówić racji (bo np. zarzut podwójnych standardów jest słuszny), faktem jest że w obecnej, wyjątkowo trudnej sytuacji, w jakiej jest Unia, jest to po prostu szkodliwe. Konsekwencje takich działań dla całej Unii są bardzo negatywne. Śmieszyć może, że w takiej sytuacji dla niektórych unijnych polityków to Węgry i Polska są większym powodem do zmartwienia. Ale cóż, logika polityczna często ma niewiele ma wspólnego z klasyczną logiką.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (312)