Dyskusja o deficycie finansów publicznych w niebezpieczny sposób dryfuje w kierunku rozwiązań doraźnych. Po stronie dochodów - podniesienie podatków bezpośrednich i pośrednich, po stronie wydatków - m.in. zniesienie indeksacji świadczeń. Mówi się wyłącznie o budżecie, a nie o całym sektorze finansów publicznych, którego budżet jest mniej niż połową. Wreszcie, oprócz dwóch wyjątków (wypowiedź ministra Bauca o konieczności reintegracji funduszy publicznych z włączeniem części środków skomercjalizowanych do budżetów samorządów oraz posła Kaczmarka o funduszach emerytalnych) brak elementów dyskusji systemowej - pisze w piątkowej Rzeczpospolitej prof. socjologii Jadwiga Staniszkis.
Należy nie tylko podejmować nieuchronne, bolesne działania, aby zapiąć budżet, ale również moim zdaniem zastanowić się nad dwiema kwestiami: możliwością radykalnego przeorientowania istniejących strumieni pieniędzy oraz strukturalnymi przyczynami obecnego kryzysu, bo deficyt finansów publicznych jest objawem głębszych zjawisk - uważa Staniszkis.
Kryzys bywa niekiedy ozdrowieńczym szokiem. Ale tylko wtedy, gdy pojawi się polityczna wola głębokiej rekonstrukcji, łącznie z przebudową administracji państwa pod względem ilości, struktury, kompetencji i filozofii rządzenia. Konieczne są działania długofalowe, nastawione na rozwój i doraźne, antykryzysowe, w których nie może zabraknąć społeczeństwa, od społeczności lokalnych poczynając. Chodzi o to, by w kłopotach stały się one naprawdę wspólnotami samopomocy i solidarności. Jak kiedyś, w 1980 r. Marzy mi się społeczeństwo zdolne do kooperacji: dziś w kryzysie, kiedyś w produkowaniu wiedzy, w samoorganizacji działań na potrzeby XXI wieku. Wymaga to skoku w sferze myślenia - stwierdza socjolog. (mag)