Rzecznik rządu: "Gazeta Wyborcza" kłamie
Nigdy nie miałem żadnego własnego biznesu,
nigdy nie prowadziłem żadnej firmy i nawet nie zarejestrowałem
działalności gospodarczej - nie złamałem więc ustawy
antykorupcyjnej - oświadczył rzecznik rządu Marcin
Kaszuba. Odniósł się w ten sposób do publikacji w
"Gazecie Wyborczej", w której zarzucono mu, że łamie tę ustawę.
23.04.2004 | aktual.: 23.04.2004 18:43
_ "To jest po prostu absurd, to jest kłamstwo i manipulacja"_ - oświadczył Kaszuba na specjalnie zwołanej konferencji prasowej. Powiedział, że całą sprawę traktuje jako polityczny atak na jego osobę i próbę odebrania mu wiarygodności.
W "GW" ukazał się artykuł pt. "Biznes ministra", w którym napisano, że Kaszuba będąc rzecznikiem rządu ma też prywatną firmą, co oznacza, że złamał ustawę antykorupcyjną. Według "GW", w ewidencji gospodarczej warszawskiego Śródmieścia od 1998 r. figuruje firma Kaszuby o nazwie Cashalex.
Ponadto - napisał dziennik - w 1998 r. Kaszuba wynajął lokal użytkowy w śródmieściu Warszawy, za który nie płacił czynszu, choć wynosił on tylko 5 zł za metr kwadratowy i jego zaległości z tytułu opłat za lokal sięgają 5 tys. zł.
Jest to, według "GW", najniższa warszawska stawka, którą wyjątkowo otrzymują organizacje non-profit. Dziennik napisał, że z dokumentów wynika, iż Kaszuba "skorzystał z możliwości wynajęcia lokalu poza konkursem", a zdecydować o tym miał SLD-owski poprzednik obecnego szefa śródmiejskiego zarządu domów Krzysztofa Gerbszta.
Artykuł z "gruntu nieprawdziwy"
Według Kaszuby, wszystko w tym artykule "jest z gruntu nieprawdziwe" poza informacją, że nie płacił czynszu.
Dodał, że w 1998 r. jako 24-letni student dziennikarstwa szukał mieszkania i myślał o założeniu własnej firmy. Powiedział, że zgłosił się do gminy, gdzie usłyszał, że nie ma mieszkania do wynajęcia, jest tylko lokal użytkowy, którego nikt nie chce, bo jest w złym stanie. Wspominał, że to była "zagrzybiona nora" - mieszkanie, które przekwalifikowano na lokal użytkowy.
Według Kaszuby, w gminie powiedziano mu, że aby wynająć ten lokal, musi dopełnić pewnych formalności. Dlatego dokonał wpisu do ewidencji gospodarczej, ale nigdy nie zarejestrował działalności gospodarczej w sądzie i nigdy jej nie prowadził. Podkreślił, że firma wymieniona w artykule "GW" nie istnieje, nie ma REGON-u ani NIP-u, a on nigdy nie wystawił żadnej faktury na tę firmę.
Kaszuba powiedział, że prawnik wyjaśnił mu, iż wpis do ewidencji gospodarczej to dokonanie formalności, które świadczą jedynie o tym, że zamierza się rozpocząć działalność gospodarczą.
Fakt, że nie wycofał tego wpisu z ewidencji, wyjaśnił tym, że wszystko działo się 6 lat temu, a on później nie miał żadnej firmy. "Jeśli nigdy nie prowadziłem żadnej działalności gospodarczej, to niby czemu miałbym się wypisywać z czegoś, czego nigdy nie robiłem" - powiedział. Ocenił, że z powodu "gapiostwa" próbuje się go zdyskredytować i zarzuca mu się złamania prawa.
Kaszuba przyznał, że nie płacił czynszu za wynajem lokalu użytkowego, ale - jak podkreślił - był to wynik jego sporu z władzami miasta. Powiedział, że nie płacił, bo własnym kosztem wyremontował lokal. Dodał, że nieprawdą jest to, co powiedział "GW" Gerbszt, iż umowa najmu nie przewiduje zwrotu nakładów.
Według niego, umowa, którą zawarł z gminą, w paragrafie 11 stanowi, że najemca może żądać nakładów poniesionych, za zgodą wynajmującego, na modernizację lokalu. Kaszuba powiedział też, że z tego, co wie, osoby wynajmujące lokale w tym samym miejscu płacą dokładnie taką samą stawkę, jaką on płacił (5 zł za metr kw).
Jako "totalną aberrację i mieszanie go w politykę" określił informację, że o wynajęciu mu lokalu zdecydował SLD-owski poprzednik Gerbszta. Powtórzył, że w 1998 miał 24 lata, był studentem, nie miał do czynienia z polityką, i nawet nie wyobrażał sobie, że będzie kiedykolwiek piastował jakiś urząd.
Kaszuba "brutalnie zgwałcony"
Kaszuba powiedział, że w rozmowie z autorem artykułu w "GW" przedstawił m.in. oświadczenie urzędu skarbowego, iż nigdy nie prowadził działalności gospodarczej, i materiał z Rządowego Centrum Legislacji, z którego wynika, że nie złamał prawa.
Całą sprawę Kaszuba uznał za próbę odebrania mu wiarygodności, na co - zaczynając, jak powiedział, dopiero drogę zawodową - nie może pozwolić. Zapewnił, że jest uczciwy, nigdy nie złamał prawa, może poza przekroczeniem prędkości samochodem.
"Moi znajomi mówią mi: Nie przejmuj się, no cóż, straciłeś dziewictwo. A ja mówię: Tak, straciłem dziewictwo, bo zostałem brutalnie zgwałcony. Dla mnie jest to po prostu realizacja politycznego zamówienia" - powiedział Kaszuba.
Poinformował, że nie wystąpi na drogę sądową przeciwko Agorze, wydawcy "GW", ale bardzo poważnie rozważa proces cywilny przeciwko autorowi artykułu.