PolskaRządowe wojny na kilku frontach

Rządowe wojny na kilku frontach

Notowania władzy wykonawczej - rządu, premiera i prezydenta - są złe i trudno się temu dziwić. Ekipa Jarosława Kaczyńskiego rozpętała w ostatnim czasie co najmniej kilka wojen na różnych frontach. Kancelarię premiera od wielu dni oblegają zdesperowane pielęgniarki, a swój strajk w ponad 300 szpitalach prowadzą lekarze. Negocjacje zakończyły się fiaskiem, a rozpoczęły się od dość aroganckiego zachowania premiera wobec protestujących. W sondażach widać wyraźnie, że rządowi nie udało się osłabić sympatii społecznej wobec środowiska medycznego.

Rządowe wojny na kilku frontach
Źródło zdjęć: © AKPA

13.07.2007 | aktual.: 19.07.2007 08:24

W zeszłym tygodniu rząd przegrał batalię w sprawie unijnego szczytu z końca czerwca. Mimo silnej propagandy, która przekonywała opinię publiczną, że prezydent i nasza delegacja odniosła w Brukseli sukces, podczas sejmowej debaty nie udało się tego dowieść, a fatalne wrażenie pogłębiło zawieszenie Pawła Zalewskiego, szefa sejmowej komisji spraw zagranicznych z ramienia PiS. Ukarano go tylko za to, że uporczywie wypytywał minister Annę Fotygę o rezultaty rokowań.

W ostatnią niedzielę w Częstochowie premier chciał zrobić ukłon wobec „czwartego koalicjanta”, czyli środowiska Radia Maryja. W bezprecedensowym spektaklu, z wysokości jasnogórskiego ołtarza, wołał do miłośników toruńskiej rozgłośni: „Tu jest Polska!”, by chwilę później znaleźć się w arcygłupiej sytuacji po ujawnieniu „taśm Rydzyka”. Wobec obelg pod adresem prezydenta i jego małżonki premier nie będzie mógł przejść obojętnie.

Wreszcie we wtorek powstał nowy, gigantyczny front ze zdymisjonowanym Andrzejem Lepperem, który oznacza bardzo poważny kryzys rządowy. Czy koalicja jeszcze istnieje? Nikt w Polsce nie jest w stanie, przynajmniej na razie, odpowiedzieć na to pytanie.

Przy tak niskich notowaniach władzy, zastanawia wciąż wysokie poparcie dla partii rządzącej. Przyczyn jest pewnie kilka. Po pierwsze z notowań wynika niezbicie, że PiS wchłonął już prawie w całości i chłonie nadal elektorat „przystawek”, jak sarkastycznie nazywa się partie koalicyjne: Samoobronę i LPR. Po drugie, mimo konfliktów z niektórymi grupami społecznymi, PiS-owi służy niezła koniunktura gospodarcza i wielkie pieniądze płynące do polski z UE. Nie jest to oczywiście zasługa ani partii ani rządu, ale ogólna poprawa zarobków pracuje na ich korzyść.

Przypuszczam, że jeśli układu koalicyjnego nie uda się już odtworzyć, Jarosław Kaczyński nie zdecyduje się na dryfowanie w rządzie mniejszościowym. Pójdzie na wcześniejsze wybory. Ma spore szanse na zwycięstwo. Włada publicznymi mediami, ma do dyspozycji wszystkie organy państwa łącznie ze specsłużbami i prokuraturą. Poszedłby do wyborów jako „nieprzejednany szeryf”, który rozwalił nawet własny rząd, by rozprawić się z korupcją. Wybory dają też Kaczyńskiemu szansę ucieczki - przynajmniej na jakiś czas - od reformowania systemu ochrony zdrowia. Gdyby PiS nie uzyskało w przedterminowych wyborach władzy, stałoby się z pewnością niezwykle silną opozycją, która w dodatku ma po swej stronie prezydenta. To byłby ciężki przeciwnik dla nowego gabinetu. Jeśli PiS będzie w następnej kadencji w opozycji mogłoby to zwiększyć szanse Lecha Kaczyńskiego na reelekcję.

Mikołaj Lizut dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)