Rządowa ustawa sparaliżuje media? "Za informacje trzeba będzie płacić"
Koordynator służb specjalnych pokazał założenia nowej ustawy dot. jawności. Niektóre jej zapisy sprawią, że media stracą możliwość kontroli tego, co robi władza. - Urzędnicy będą mogli stwierdzić, że zanim odpowiedzą na pytanie dziennikarz powinien zapłacić kilka tysięcy złotych. Dostaną też prawo odmowy udzielenia informacji, jeśli uznają, że są o nie proszeni "zbyt uporczywie" - mówi nam Szymon Osowski, prezes Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska.
25.10.2017 | aktual.: 25.10.2017 15:44
Karolina Rogaska: W zaproponowanej ustawie pojawiają się zapisy, że udostępnienie informacji będzie zależało od wniesienia opłaty. Co to oznacza?
Szymon Osowski: Zanim dostaniemy odpowiedź na zadane pytanie będziemy musieli zapłacić, jeśli urzędnik uzna, że koszta przygotowania tej odpowiedzi są duże. Do tej pory opłaty za informacje też funkcjonowały, ale płaciło się za nie dopiero, gdy już się otrzymało informację. Przykładowo: nasza organizacja miała spór z Krajową Szkołą Sądownictwa i Prokuratury o ujawnienie umów, za ich skany kazano nam zapłacić 13 tysięcy złotych. Spieraliśmy się o te koszta, ale tak czy inaczej najpierw dostaliśmy informację, o którą prosiliśmy. Teraz musielibyśmy zapłacić te tysiące właściwie w ciemno. To mechanizm, który zniechęca do zadawania pytań.
Jeszcze jeden zapis wzbudza duże kontrowersje.
Tak, jest jeszcze gorszy od tego o konieczności wnoszenia opłat. Administracja na każdym szczeblu może stwierdzić, że prośby o otrzymanie informacji są "zbyt uporczywe".
Jak to?
Osoba odpowiadająca na wniosek o informacje może stwierdzić, że zadała pani za dużo pytań i to "paraliżuje pracę" urzędu lub ministerstwa. Za uporczywe może też zostać uznane wysłanie pytań dwa razy. Istnieje ogromny wachlarz interpretacji tego zapisu, a więc i duża dowolność w odmawianiu odpowiedzi na pytania ludzi. I, żeby było jasne, to nie są zapisy, które dotkną tylko dziennikarzy, one dotyczą wszystkich obywateli.
Będzie się można przecież odwoływać, iść do sądu.
Jasne, tyle tylko, że spory w sądach w takich kwestiach toczą się około trzech lat... Proszę sobie wyobrazić, że pyta pani ministerstwo o to, kto wydał jakąś decyzję. Po kilku latach odpowiedź będzie pani zupełnie niepotrzebna. Media, szczególnie lokalne, które w dużej mierze opisują działania miejscowych polityków i urzędów, mogą zostać sparaliżowane.
A jak ustawa wpłynie na życie Kowalskiego?
Przyjmijmy, że będzie chciał się dowiedzieć dlaczego likwidowana jest szkoła jego dziecka, albo poznać listę lekarzy w pobliskim szpitalu. Przy braku dobrej woli administracji, będzie musiał się borykać z opisanymi przeze mnie trudnościami.
Ale to podstawowe informacje...
Zgadza się. W dodatku dostęp do informacji publicznej jest według Trybunału Europejskiego prawem człowieka. Warto się zastanowić, czy ustawa nie będzie tego prawa łamać.