Rząd jak reprezentacja w piłce nożnej [OPINIA]
Kibicowanie gabinetowi Donalda Tuska zaczyna przypominać kibicowanie polskiej reprezentacji w piłce kopanej. Tu wszystko jest podobne - pisze dla Wirtualnej Polski Marek Migalski.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Mamy trenera, który jest przekonany o swojej doskonałości i nie przejmuje się radami jakichś tam specjalistów. Bo co oni w ogóle mogą wiedzieć o polityce? On wiele lat przebywał na Zachodzie, więc doskonale wie, o co w tej grze chodzi. Poza tym bardzo dobrze się ubiera w drogie garnitury. Czego można chcieć od niego więcej? Otoczony potakiwaczami nie dostrzega, że drużyna gra coraz gorzej, a ostatnio przerżnęła mecz, który był nie do przegrania.
Mamy także graczy, czyli gwiazdorów. Oni też są przekonani o swojej "zajefajności" i nie rozumieją, jak można mieć do nich o coś pretensje. Że ostatnio przegrali i to z patałachami? Boisko było złe, pogoda nie taka, a poza tym mało brakowało, a by wygrali. Więc dlaczego niby mieliby coś zmieniać, zwłaszcza jeśli wymagałoby to od nich wysiłku oraz ograniczenia swoich gaż i apanaży?
Rekonstrukcja drużyny? Owszem, ale nie ich kosztem i nie za cenę zmniejszenia ich pensji lub prośby o zejście, przynajmniej czasowe, z boiska.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Dwa lata to szmat czasu". Posłowie o rosnącym poparciu PiS
Są także tłuści działacze aktywni na zapleczu. Oni również nie widzą żadnego problemu, dopóki mogą przybierać na wadze na różnych stanowiskach i stołkach. Stojąc z boku, mają najwięcej z tego, że uczestniczą w różnego rodzaju "dealach" i ubijaniu interesików, niż bardziej eksponowani aktorzy politycznej i partyjnej gry. Także nie widzą potrzeby zmiany, a perspektywa odsunięcia od koryta w 2027 r. wydaje się im na razie odległa. Szczególnie, że część z nich już ustawia się pod nowy układ, więc włos z głowy nie powinien im spaść. Za długo robią w tym interesie, by panikować.
Są wreszcie kibice, czyli wyborcy. Tu także widać analogię między tymi, którzy trzymają kciuki za kopaczy nożnych, a zwolennikami obecnego rządu. Obie grupy nie dopuszczają do siebie myśli, że coś może pójść nie tak i każdego, kto im to uświadamia, odsądzają od czci i wiary. Kochają swoich idoli i nie dadzą złego słowa o nich powiedzieć. Potrafią usprawiedliwić każdą porażkę - tym, że sędzia był przekupiony, że wynik sfałszowano, że warunki rywalizacji nie były równe. Ostatecznie pocieszają się, że choć ich reprezentacja przegrała, to moralnie i tak jest zwycięzcą. Do tego grała w ładniejszym stylu.
Kibice piłkarscy i zwolennicy obecnego gabinetu Donalda Tuska podobni są jeszcze w jednym - beznadziejnie wierzą w sukces, który jest tuż-tuż, zaraz za rogiem, za kolejnym meczem i kolejnymi wyborami.
Wbrew faktom są przekonani, że zwycięstwo jest na wyciągnięcie ręki i jeśli tylko jeszcze bardziej w nie uwierzą, to na pewno tak właśnie się stanie. Są zakochani w swoich idolach i dlatego nie potrafią na nich spojrzeć tak, jak ci ostatni na to zasługują - jako na loserów, nieudaczników, którym raz się udało, ale obecnie dostają łomot od każdego, z kim się zmierzą; jako na tłuste i leniwe koty zainteresowaniem wyjadaniem wiktuałów z państwowej spiżarni i trwaniem w obecnej, wygodnej dla nich pozycji.
To naprawdę smutny widok - kiedy kibicom reprezentacji Polski w piłce nożnej oraz zwolennikom Koalicji 15 października bardziej zależy na wygranej swoich idoli niż owym idolom. Ale taki to już los zakochanych bez pamięci i rozumu.
Dla Wirtualnej Polski prof. Marek Migalski
Marek Migalski jest politologiem, prof. Uniwersytetu Śląskiego, byłym europosłem (2009-2014), wydał m.in. książki: "Koniec demokracji", "Parlament Antyeuropejski", "Nieudana rewolucja. Nieudana restauracja. Polska w latach 2005-2010", "Nieludzki ustrój", "Mgła emocje paradoksy", "Naród urojony".