Rząd dalajlamy o Kolei Tybetańskiej: "czarny dzień" w kalendarzu
Uruchomienie bezpośredniej linii kolejowej między Golmudem w prowincji Qinghai a stolicą Tybetu, Lhasą poważnie zaniepokoiło kierowany przez dalajlamę tybetański rząd na wygnaniu, z siedzibą w Dharamsala w północnych Indiach. W wydanym oświadczeniu dzień ten zaliczył do "najczarniejszych dni w tybetańskim kalendarzu historycznym".
Otwarcie tej wysokogórskiej drogi sprawiło bowiem, że Tybet po raz pierwszy uzyskał połączenie kolejowe z resztą Chin. W tym kontekście władze emigracyjne spodziewają się znaczącego napływu imigrantów. Nie kryją obaw, że może to doprowadzić do osłabienia tradycyjnej kultury tybetańskiej, do jej "folkloryzacji", i w efekcie do wynarodowienia Tybetańczyków.
Nie przyjmują na serio argumentów, że powstanie trasy umożliwi Tybetańczykom prowadzenie intratnych interesów. Ich zdaniem, nie mają oni kwalifikacji, by konkurować z przedstawicielami chińskiej większości Han, stanowiącej 91% ludności Państwa Środka.
Reprezentanci dalajlamy wskazują, że Tybetańczycy są słabo wykształceni, legitymują się najwyższym wskaźnikiem analfabetyzmu spośród dużych grup etnicznych zamieszkujących Chiny. Jest to owoc wieloletniej, celowej polityki centrum. Z tego powodu, zamiast awansu, oczekiwać można dalszej ekonomicznej marginalizacji Tybetańczyków - uważają.
Organizacje ekologiczne zaś alarmują, że powstanie linii Golmud-Lhasa doprowadzi do zniszczenia środowiska naturalnego.
Za to chińskie media tryskają optymizmem, podnosząc zwłaszcza walory społeczne tego "chińskiego cudu techniki". Przedstawiają nową linię kolejową jako "bramę i okno na świat" dla izolowanych dotąd Tybetańczyków oraz ułatwienie dla dochodowego ruchu turystycznego.
Podkreślają również, że przewoz koleją towarów do Tybetu, o 3/4 zmniejszy koszty transportu.
Zdaniem dziennika "Renmin Ribao", organu Komunistycznej Partii Chin, Kolej Tybetańska "to szlak, łączący serca tybetańskich rodaków z całym naszym narodem, oraz punkt wyjścia do modernizacji zaśnieżonych terenów wyżynnych".
Gazeta cytuje słowa prezydenta Hu Jintao, który inwestycję uznał za "wspaniały wyczyn ludu chińskiego". Chiński przywódca wziął udział w ceremonii inauguracyjnej w Golmudzie, skąd w sobotę rano wyruszył pierwszy pociąg do Lhasy. Wieczorem zaś do stolicy Tybetu wyjechał pociąg z Chengdu, stolicy Prowincji Syczuan, oraz z Pekinu, z gigantycznego, największego w Azji, Dworca Zachodniego.
Kontrowersyjną magistralę przez pięć lat budowało 20 tys. robotników. Kosztowała ok. 4 mld dolarów.
Kolej Tybetańską wytyczono na długości 1142 km. Biegnie przez górskie przełęcze, przeważnie na poziomie 4 tys. metrów n.p.m. Jej najwyższy punkt sięga 5072 m.
Bezpieczeństwo podróży na takich wysokościach zapewnić mają zastosowane przez Chińczyków rozwiązania techniczne.
Przedziały wyposażono w urządzenia i maski tlenowe, a także w okna chroniące przed szkodliwą ekspozycją na promieniowanie ultrafioletowe. W wagonach dodatkowo zainstalowano specjalne systemy chłodzące, które pozwalając uniknąć przegrzania szyn i podkładów, zapobiegną tajaniu wiecznej zmarzliny, na której osadzono torowiska.
Henryk Suchar