PolskaRyzykowna akcja prezydenta miasta

Ryzykowna akcja prezydenta miasta

Rafał Dutkiewicz postanowił zaryzykować. Jako twarz projektu Obywatele do Senatu. Jeśli po raz drugi nie powiedzie mu się próba zaistnienia w wielkiej polityce, trzeciej szansy może już nie mieć.

Ryzykowna akcja prezydenta miasta
Źródło zdjęć: © PAP

To będzie drugie podejście Rafała Dutkiewicza do ogólnopolskiej polityki. Pierwsze – pomyślane z dużym rozmachem – nowe ugrupowanie polityczne z Dutkiewiczem jako kandydatem na prezydenta – okazało się nieudane. Teraz prezydent Wrocławia próbuje dużo ostrożniej i w zupełnie inny sposób. Próba zbudowania bloku wyborczego w wyborach do Senatu jest bardzo spontaniczna, trochę chaotyczna, dla wielu niejasna, ale nie można wykluczyć, że okaże się skuteczna.

Dutkiewicz jest dość nietypową postacią w polskiej polityce. Trzecią kadencję rządzi niepodzielnie Wrocławiem, który jest jednym z najlepiej – jeśli nie najlepiej – rozwijających się polskich miast. Umie zabiegać o inwestycje i dbać o wizerunek swój i miasta. Nawet jeśli wiele rzeczy w mieście funkcjonuje ciągle źle, to na zewnątrz Wrocław jest postrzegany jako kwitnąca nowa metropolia. Międzynarodowe imprezy kulturalne i polityczno-intelektualne sprawiają, że Wrocław przegania wizerunkowo wszystkie inne polskie miasta. Dutkiewicz osiąga oszołamiające wyniki w lokalnych wyborach i buduje własną regionalną siłę polityczną, z którą muszą się liczyć i Platforma, i PiS. Wrocław jest jego twierdzą, w której nie ma nawet cienia konkurenta. Z Wrocławia rozszerza swoje wpływy na Dolny Śląsk i próbuje dalej.

Kto kogo zostawił

Wydawałoby się – idealny kandydat do zawojowania ogólnopolskiej sceny politycznej.

A jednak pierwsza próba wejścia do ogólnopolskiej polityki skończyła się porażką. Polska XXI powstała jako ugrupowanie, które miało pokazać nową jakość w życiu politycznym. Jej lokomotywą miał być Rafał Dutkiewicz jako kandydat na prezydenta. Od początku było widać, że ani działacze Polski XXI nie mają wielkiego rozpędu do mrówczej pracy, ani Dutkiewicz nie ma czasu i pomysłu na walkę o elektorat w całej Polsce. Obie strony oczekiwały, że dadzą sobie znacznie więcej. Skończyło się rozejściem. Dutkiewicz zrezygnował ze startu, zanim zaczęły się przedbiegi. Jego współpracownicy narzekają, że Polska XXI chciała wisieć tylko na nim i nie pomagała mu. Politycy Polski XXI byli wściekli, że Dutkiewicz złamał umowę i zostawił ich samych, kiedy cały pomysł na nową siłę polityczną był zbudowany pod jego prezydencką kampanię. To ona miała być motorem nowej partii.

Dutkiewicz wtedy najwyraźniej nie poczuł ogólnopolskiej polityki. Mówił językiem, który był atrakcyjny w jego mieście, ale nie porywał tłumów oczekujących na wielkiego politycznego przywódcę. Nie umiał sformułować myśli, wizji, przekazu, które zbudowałyby jego wizerunek ogólnopolskiego polityka. Zabrakło mu przygotowania, sztabu doradców i czasu na pracę nad sobą oraz gotowości do bardzo aktywnej politycznej walki.

Prowadzenie lokalnej polityki, skupionej na rozwiązaniu bardzo konkretnych, realnych problemów, rządzi się zupełnie innymi regułami niż polityka krajowa. Nawet podczas dużych imprez we Wrocławiu Dutkiewicz czuje się jak ryba w wodzie, w studiu warszawskiej telewizji traci swoją moc.

Podczas takich imprez jak choćby Wrocław Global Forum, na których pojawiają się i polski prezydent, premierzy, ministrowie, dyplomaci, i eksperci z różnych krajów, tacy politycy jak John McCain, Rafał Dutkiewicz błyszczał. Każdy mówca zaczynał swoje wystąpienie od wyrażenia szacunku dla „Mayor of Wroclaw”. W Warszawie ten sam Dutkiewicz staje się nijaki i nie umie skupić na sobie uwagi.

Samorządowcy do Senatu

Rezygnacja z wyborów prezydenckich nie przeszkodziła mu jednak w umacnianiu swojej pozycji we Wrocławiu i regionie. Kolejne wybory prezydenckie w mieście wygrał w cuglach. Ale czwarty raz już prezydentem pewnie być nie zechce. Prywatnie powtarza, że nie musi być w polityce, ale i on, i jego otoczenie mają poczucie, że posiada duży kapitał polityczny, który po prostu szkoda byłoby zmarnować.

Zarządzając miastem przez niemal dziesięć lat, zrozumiał dobrze, jakie mechanizmy rządzą administracją i gospodarką. Podobnie jak wielu innych prezydentów i burmistrzów myśli zupełnie innymi kategoriami niż większość znanych polskich działaczy partyjnych. Bo on, a także jego koledzy w innych miastach, są rozliczani nie za efektowne uczestnictwo w walkach kogutów, ale za efektywne zarządzanie bardzo konkretnymi, lokalnymi problemami. Drogi, szkoły, szpitale, a nie płomienne przemówienia w parlamencie czy starcia w TVN24 są istotne dla wyborców decydujących o tym, kto ma rządzić ich miastem.

I tak Dutkiewicz, jak wielu innych prezydentów i burmistrzów, wie najlepiej, jak fatalnie działa polski parlament, jak bardzo jest nieprzyjazny samorządom, jak niewielki wpływ na prawo mają oni – ludzie, którzy w praktyce i na co dzień zarządzają ogromnymi budżetami miejskimi. Widzą, jak polityka kolejnych rządów utrudnia rozwój ich miast, a nie go usprawnia. I z tej złości także z ambicji politycznych nie tylko Dutkiewicza, ale zapewne kilku innych znanych samorządowców zrodził się pomysł wystawienia wspólnej listy w wyborach do Senatu. Bo Senat rzeczywiście może być dobrym miejscem, w którym przedstawiciele samorządów mogliby skutecznie walczyć o swoje interesy.

Bez strategów

Obywatele do Senatu to spontaniczny pomysł. Akcję bezpośrednio sprowokował minister finansów Jacek Rostowski, który postanowił zdecydowanie ograniczyć możliwość utrzymywania deficytu budżetowego przez samorządy, co – zdaniem zainteresowanych – radykalnie ograniczyłoby ich możliwości rozwojowe i inwestycyjne. Ta propozycja wywołała spontaniczny bunt dużej grupy samorządowców.

I wtedy w głowie Dutkiewicza i kilku innych prezydentów zrodził się pomysł, by ten moment wykorzystać, zjednoczyć popularnych przywódców samorządowych i próbować wepchnąć swoich ludzi do parlamentu. Akcja była błyskawiczna i dość chaotycznie zarządzana. Prezydentom do tego momentu, czyli zarejestrowania komitetu wyborczego i ułożenia list, udało się spotkać razem tylko trzy razy! Rozmawiają ze sobą przez telefony, konsultują się poprzez przedstawicieli. Kalendarz ludzi zarządzającymi miastami jest niezwykle napięty. A jeszcze nałożyły się na to wakacje. I obietnice złożone dzieciom i żonom, że tym razem to będzie wypoczynek bez pracy.

Zasadę przyjęto mocno niestandardową jak na polską politykę – każdy z prezydentów wskazuje kandydatów w swoim regionie. Stąd na pierwszy rzut oka lista kandydatów wygląda na bardzo dziwną i przypadkową zbieraninę mniej lub bardziej znanych postaci. Twórcy nowego ruchu przekonują, że ten sposób wyłaniania jest bardzo ważny, bo ma zapewnić w przyszłości niezależność senatorom. Brzmi to atrakcyjnie, bo taki ruch mógłby wnieść powiew świeżości do gnijącej polskiej polityki. Jednakże trudno znaleźć wspólny mianownik dla tak wielu różnych osób. Wiele wątpliwości wnosi obecność wyeliminowanego z polityki Tomasza Misiaka, któremu zarzucano konflikt interesów. Wrocławscy działacze przekonują, że konfliktu nie było, a sam Misiak chce udowodnić, że jest uczciwym politykiem.

Obywatele do Senatu nie mają wielkich strategów, nie mają machiny marketingowej, nie mają pieniędzy ani wielkiego politycznego doświadczenia. W ich szeregach panuje chaos, często niewiele wiedzą o kandydatach występujących na ich liście z innych regionów. Nawet czołowi twórcy inicjatywy pytani o konkretne nazwiska kandydatów mówią: „Nie wiem, to kandydat prezydenta X czy Y”. Mają problem w postaci ordynacji wyborczej, która wcale nie musi im sprzyjać. Jeśli nawet w swoich okręgach zdobędą niezłe wyniki, bo np. 20-, 30-procentowe, poparcie byłoby wynikiem znakomitym, nie muszą wprowadzić nikogo, bo wygra tylko jeden – ten, który uzyska najlepszy rezultat w danym okręgu. To urok jednomandatowych okręgów.

Badania wróżą sukces

Ale mają dwa poważne atuty. Jeden – to poparcie najpopularniejszych polskich prezydentów miast. Wsparcie takich ludzi jak Wojciech Szczurek (Gdynia), Zygmunt Frankiewicz (Gliwice) czy Jacek Majchrowski (Kraków), a zwłaszcza ich wszystkich razem może być olbrzymim kapitałem. Sztab inicjatywy prowadził badania fokusowe, z których wynikało, że argument poparcia nie pojedynczego prezydenta miasta, ale Unii Prezydentów, działał na przyszłych wyborców mocno. Te wskazania potwierdzały zamawiane przez nich sondaże ilościowe. Drugim argumentem przemawiającym za tym, że ta inicjatywa może mieć poważne szanse, są wyniki badań przeprowadzonych na bardzo dużej grupie niezdecydowanych wyborców, którzy dziś nie mają swojego kandydata. Dla nich może być to atrakcyjna oferta.

Najciekawsze pytanie oczywiście jest takie: Co dalej? Co jeśli ta inicjatywa się powiedzie? Dziś wszyscy zarzekają się, że nie myślą o zakładaniu partii. Ale znając temperament takich ludzi jak Wojciech Szczurek czy Rafał Dutkiewicz, trudno uwierzyć, by nie myśleli o tej inicjatywie jak o wehikule do dalszych politycznych bojów. Sam Dutkiewicz zaryzykował. To on jest postrzegany jako główna twarz inicjatywy. Jeśli drugi raz nie powiedzie mu się ogólnopolski projekt polityczny, trudno mu będzie próbować raz jeszcze. Może oznaczać to koniec marzeń o karierze ogólnopolskiego polityka. Ale jeśli się uda – może być odwrotnie. Niemniej, choć sam nie startuje, to bierze za nią polityczną odpowiedzialność. Może sporo wygrać, ale jeszcze więcej stracić.

Igor Janke

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)