Ryszard Kalisz: jak ten Kaczyński to zrobił?
Monika Olejnik rozmawia z Ryszardem Kaliszem - wiceprzewodniczącym klubu SLD
30.10.2002 | aktual.: 30.10.2002 10:29
Jak pan myśli, na czym polega sukces Lecha Kaczyńskiego? Sam się nad tym zastanawiam. I w ogóle chciałem serdecznie panu przewodniczącemu Lechowi Kaczyńskiemu, panu ministrowi, pogratulować. Uważam, że ten wynik, który najprawdopodobniej osiągnął w pierwszej turze - 49,6 - jest naprawdę wynikiem znakomitym. I jadąc tu do studia zastanawiałem się, na czym to właśnie polega, bo przecież w ogóle cała partia Prawo i Sprawiedliwość opiera się tylko na jednym nazwisku - to jest Kaczyński. Ale dwóch braci. Tak, dwóch braci. I Jarosław Kaczyński, czyli brat Lecha Kaczyńskiego, kiedy startował w wyborach parlamentarnych zdobył wtedy w Warszawie 144 tysiące głosów. To też bardzo znaczący wynik, ustępował tylko Markowi Borowskiemu, który miał 150 tysięcy głosów. Teraz Lech Kaczyński, czyli osoba, która nie startowała w wyborach parlamentarnych w Warszawie, startowała w Gdańsku, uzyskuje taki wynik. Lech Kaczyński, który w zasadzie mówi tylko o zaostrzeniu prawa, o surowym karaniu, nie wypowiada się na temat zdrowia,
procesów społecznych, mówi tylko o różnych zjawiskach związanych z prawem, o walce z przestępczością, osiąga taki wynik. I ten wynik jest, szczerze mówiąc, znacznie przewyższa wynik jego ugrupowania, czyli PiS. Patrzę na wyniki w wyborach do rad miast wojewódzkich i PiS ma 6,6 procenta, czyli to jest wielokrotnie, bo prawie ośmiokrotnie, więcej. Na czym polega ten fenomen? Zadaję to pytanie socjologom. Myślę, że może polega na bardzo dużej wyrazistości, może akurat jest taki nastrój społeczny w Polsce, że tego rodzaju zachowanie i wypowiedzi jak Lecha Kaczyńskiego trafiają do ludzi. Zadaję to pytanie socjologom, bo sam jestem ciekawy... Ja też chciałbym wiedzieć, na czym polega właśnie, co tu dużo mówić, ta umiejętność, jaką posiada Lech Kaczyński - trafiania w zapotrzebowanie mieszkańców stolicy. Chcę również podkreślić, pani redaktor, że wynik Marka Balickiego, kandydata SLD-Unii Pracy, czyli 22 procent, jest również wyśmienity. Pamiętajmy, że startował od kilku procent. Kampania wyborcza pokazała
bardzo... Najpóźniej zaczęła się kampania senatora Balickiego. Tak, ale jednak pokazano, że można przedstawić program. Ten program może znaleźć bardzo duże zaufanie. Dobrze, ale nie żałuje pan, że pan Ryszard Kalisz nie stanął do wyborów obok Lecha Kaczyńskiego? A to już dzisiaj nie jest to. Zawsze podkreślałem, że jestem w parlamencie, tam znalazłem swoje miejsce, działam na rzecz społeczeństwa. Tworzę najbardziej interesujące ustawy, właśnie system reformy prawa karnego, reformy postępowania administracyjnego. Ja tam naprawdę po prostu dobrze się czuję i uważam, że parlament jest miejscem, gdzie dzisiaj najlepiej mogę służyć mieszkańcom Warszawy, całemu społeczeństwu. Dobrze, proszę powiedzieć, dlaczego wielu pewniaków SLD już od dzisiaj może lizać rany - jak napisano w „Trybunie”? Nie tak wielu, nie tak wielu. Muszę powiedzieć, że te osoby, które były pewniakami, wygrały. W pierwszej turze w Gorzowie Wielkopolskim wygrał prezydent Tadeusz Jędrzejczak, który pełnił tę funkcję przez ostatnie cztery lata,
miał bardzo dobry wynik. W trzynastu miastach wojewódzkich kandydaci SLD są w drugiej turze z dużymi szansami na zwycięstwo. Powiedziałbym, że wyborcy w wyborach samorządowych preferują jednak ludzi z polityki. To znaczy taka osoba, która ma popularność niejako z innego źródła, jest dobra w swojej dziedzinie, w kulturze, w sztuce, w sporcie i tak dalej, musi jednak przekonać wyborców, że ma również umiejętność funkcjonowania na rzecz społeczeństwa w polityce zarządzania również, również w realizacji pewnych spraw. Ale Sojusz powinien chyba zacząć wyciągać wnioski. Widać, że jednak scena polityczna przesunęła się w prawą stronę. Jakie są błędy Sojuszu, jak pan myśli? Jednak, żeby była jasność, dodam, że Sojusz Lewicy Demokratycznej ma w podziale mandatów, w radach miast wojewódzkich, 39 procent. Tak więc to jest 4 procent mniej niż było w wyborach parlamentarnych, czyli jest niewielkie obniżenie. Proszę natomiast zwrócić uwagę, że jest to ponad prawie czterokrotnie więcej niż ma kolejna partia w podziale
mandatów w radach miast wojewódzkich, czyli LPR. Sojusz jest prawie czterokrotnie lepszy od kolejnej partii politycznej. Czyli można powiedzieć, że jest to wielki sukces. A to obniżenie? To obniżenie powoduje... Ale przyzna pan, że jeśli chodzi o czas trwania na scenie politycznej Ligi Polskich Rodzin i Sojuszu Lewicy Demokratycznej, jest wiele lat różnicy. Czyli jest dużo większa siła oddziaływania Sojuszu przez... To prawda, to prawda. I oczywiście... ...rząd, poprzez media nawet. Ale Liga Polskich Rodzin ma, chociażby przez parlament, bardzo duże możliwości oddziaływania. Dobrze, a jak pan myśli, skąd to się wzięło? Myślę natomiast, że akurat w wyborach samorządowych grają rolę dwa podstawowe czynniki. Pierwszym czynnikiem jest jednak sposób zarządzania w konkretnym mieście, w konkretnej gminie, na terenie jednostki samorządu terytorialnego. Tam ci ludzie są bezpośrednio oceniani z dokonań, które zrobili przez ostatnie cztery lata. I jeżeli rządził przedstawiciel konkretnej partii, a te dokonania były
kiepskie, to i wynik jest kiepski. Jeżeli konkretne dokonania były wysokie, to i wynik jest dobry. Oczywiście na to wszystko ma też pewien wpływ - polityka ogólnopolska. W tej chwili mamy rząd koalicji SLD-Unia Pracy-PSL. Siłą rzeczy rząd to jest odpowiedzialność za państwo. A odpowiedzialność za państwo wiąże się czasami z takimi decyzjami, chociażby w dziedzinie finansów publicznych, które nie zawsze znajdują uznanie wśród społeczeństwa czy wśród wyborców. I to również powoduje pewne zużycie, ale jak już mówiłem, w przypadku partii rządzącej to jest skala czterech procent. Pomorska lewica nawet w okręgach, które do tej pory dominowały, na przykład w słupskim, lęborskim, chojnickim straciła dotychczasową pozycję. Jeden z działaczy SLD mówi: nie wypromowano własnych, mocnych liderów, sięgnięto po wypróbowanych towarzyszy, wyjętych z historycznej lodówki. Ale tu pani redaktor zwróciła uwagę na pewien problem. Mianowicie, że SLD jest partią, która potrafi działać bardzo dobrze tam, gdzie działa zbiorowo. Jest
doskonale logistycznie, strukturalnie przygotowaną, ma swoje przedstawicielstwa w każdej gminie. Są to ludzie naprawdę potrafiący doskonale zorganizować każdą imprezę. Ale teraz SLD musi zwrócić uwagę właśnie na kreacje liderów. To jest niezwykle istotne, żeby w gminie, w powiecie czy chociażby w miastach wojewódzkich – tam, gdzie ich jeszcze nie ma, wykreować wyraźnych liderów dlatego, że po 12 latach zmienia się również system uprawiania polityki. Jest to również polityka, która opiera się na partiach, bo to jest naturalne, ale musi się też opierać na liderach i to tych liderach lokalnych. Czyli krótko mówiąc lewica ma krótką ławkę. Ma długą ławkę w rządzie, długą ławkę w parlamencie. Nie, ma bardzo długą ławkę. Chcę tylko zwrócić uwagę na jedną prostą rzecz. I też jak obserwujemy wyniki chociażby polityków działających w Sejmie, a którzy wystartowali w wyborach samorządowych, to widać, że jednak w tych wyborach wyborcy preferowali polityków samorządowych. Zobaczmy, kto przegrał chociażby w Krakowie, Jan
Maria Rokita, Zbigniew Ziobro, a kto wygrał w Gdyni, o której pani mówiła. No właśnie. Polityk z Platformy Obywatelskiej, który w skali ogólnopolskiej jest mniej znany, w parlamencie nie funkcjonuje, a był prezydentem Gdyni. To świadczy o tym, że ludzie jednak w tych wyborach preferują polityków lokalnych, na swoim poziomie funkcjonowania. I naprawdę teraz SLD w tych strukturach lokalnych musi bardzo intensywnie popracować nad wykreowaniem takich liderów. Marek Barański napisał w „Trybunie”: „W Gdyni kandydatem lewicy był dżentelmen, który jeszcze niedawno należał do jakiejś prawicowej kanapy. Przegrał w pierwszym podejściu. Na tle takiej lewicy choćby i Kaczyński jawi się jako człowiek zdecydowany”. Właśnie o tym mówię. Trzeba powiedzieć, że jeśli chodzi o struktury lokalne, to musi być w nich osoba, która jest personalnym odniesieniem partii w danym terenie. To jest bardzo ważne. Ale może personalny w SLD źle zarządza? Personalnym jest sekretarz generalny. SLD to jest partia, która liczy 150 tysięcy
członków, SLD to jest partia, która jest zdecentralizowana. I te struktury lokalne muszą odpowiadać za to, że wykreują swoich liderów - i wykreowali w niektórych miejscach, w wielu miejscach, a tam, gdzie tak się nie stało, szwankuje jakiś element działalności politycznej. Partia to jest również kreacja liderów. Powiem jeszcze więcej - partia to jest ciągły ruch: ruch myśli, ruch poglądów, również ruch w ludziach. Przepraszam, miał być ruch w ludziach, miały startować kobiety. I były kłótnie, kobiety nie dostawały dobrych miejsc na listach, może to też się przyczyniło do tego, że... Tak, ubolewam nad tym bardzo, że panie, których w SLD jest bardzo dużo i które naprawdę odgrywają decydującą rolę w wielu sprawach, poczuły się w ramach SLD, powiedziałbym, niedowartościowane w ten sposób, że... I zostały wycięte przez kolegów. Nie, może nie tak. Może po prostu doszło do tego, że miejsca, na których one znalazły na listach, nie zawsze były dla nich satysfakcjonujące. Myślę, że kolejny... Chciałby pan być na
pierwszym, a nie na czwartym miejscu, prawda? Właśnie o tym mówię, że tam były te spory co do tego. Myślę jednak, że w kolejnych wyborach nasze struktury, od dołu do samej góry, muszą wyciągnąć wnioski i przeanalizować te wyniki wyborów. Bo szanowni państwo, proszę pani, można działać, ale zawsze ze swojej działalności trzeba później wyciągać wnioski. Właśnie. Dużo optymizmu przekazywał słuchaczom Radia Zet wiceprzewodniczący klubu SLD Ryszard Kalisz.