Ryszard Czarnecki: "Tusk jest w Brukseli passe. Żadnego stanowiska nie obejmie" [WYWIAD]
- Donald Tusk jest w Brukseli "passe". On nawet nie tyle przegrał, co w ogóle nie był brany pod uwagę na szefa Komisji Europejskiej. Przegrali natomiast Timmermans i Weber, wcześniej budując swoją pozycję na atakowaniu Polski - mówi w rozmowie z Marcinem Makowskim były wiceprzewodniczący Europarlamentu i europoseł PiS, Ryszard Czarnecki.
25.06.2019 | aktual.: 25.06.2019 16:23
Marcin Makowski: Obsada najważniejszych stanowisk unijnych przed nami, w kuluarach rozmawia się o potencjalnych kandydatach w przypadku pięciu kluczowych pozycji; szefa Komisji Europejskiej, Rady Europejskiej, Europarlamentu, komisarza ds. Polityki Zagranicznej oraz przewodniczącego Europejskiego Banku Centralnego. Zacznijmy od KE - niektórzy twierdzą, że w grze pojawiło się nazwisko Donalda Tuska.
Ryszard Czarnecki: Kiedyś w Polsce popularnością cieszył się satyryczny tygodnik "Szpilki". Jeżeli chciałby pan go wznowić, można zacząć od wątku Tuska jako szefa Komisji Europejskiej. A mówiąc bardziej serio, nikt nie rozpatruje go dzisiaj w mniej lub bardziej oficjalnych rozważaniach na ważne stanowiska - Donald Tusk jest w Brukseli "passe". On nawet nie tyle przegrał, co w ogóle nie był brany pod uwagę w nowym rozdaniu. Przegrali natomiast Franz Timmermans i Manfred Weber, który ubiegali się o posadę Jean-Claude Junckera, wcześniej budując swoją pozycję na atakowaniu Polski.
Tyle, że o sprawie pisała "Rzeczpospolita", a nie tabloid.
Nie będę wypowiadał się na temat skuteczności PR-u Donalda Tuska i jego ekipy, który jak widać potrafi czasem zainteresować sobą dziennikarzy w Polsce w kontekście surrealistycznych w praktyce planów politycznych. Raz jeszcze podkreślam, w europarlamencie na korytarzach ten temat nie istnieje, zejdźmy na ziemię. Sądzę, że stanowisko Niemiec, Francji i Włoch , a przede wszystkim Berlina i Paryża, co do obsady stanowisk zostanie uzgodnione na szczycie G20 w Japonii, a następnie na szczycie unijnym w niedzielę - moim zdaniem - możemy już poznać nazwisko prawdziwego kandydata na szefa KE.
Na kogo w takim razie dzisiaj by pan postawił?
W tej chwili najbardziej prawdopodobnym kandydatem jest Michel Barnier, negocjator warunków brexitu, były minister rolnictwa i szef MSZ-u Francji, komisarz w Komisji Europejskiej ds. rynku wewnętrznego i usług. On nigdy, w przeciwieństwie do innych oficjeli, nie atakował naszego państwa. Jest powściągliwy, stonowany, znający mechanizmy realnej polityki. To kandydat, z którym można się w sposób cywilizowany spierać i dochodzić do wspólnych konkluzji. Oczywiście nic nie jest na tym etapie przesądzone. Stanowisko szefa KE może być formalnie przegłosowane na drugim posiedzeniu Parlamentu Europejskiego np. 17 lipca, ale nie razem z całą Komisją, bo nie ma takiej możliwości. Na to trzeba będzie poczekać do września lub października już po przesłuchaniu przez europarlament wszystkich kandydatów na komisarzy.
Niedługo, bo już w przyszłym miesiącu, kończy się jednak kadencja Antonio Tajaniego, przewodniczącego Parlamentu Europejskiego. Jak się domyślam, są już faworyci na jego zastąpienie.
W kuluarach mówi się o dość sensacyjnym rozwiązaniu. Ponieważ trwa próba wciągnięcia Zielonych do establishmentu unijnego, a to była do tej pory formacja w wielu sprawach stająca okoniem do socjalistów, chadeków i liberałów, z inicjatywy Niemców i z powodu ich polityki krajowej rozważa się postawienie na Ska Keller. Była ona do tej pory kandydatką Zielonych na szefową Komisji Europejskiej, ale sądzę, że teraz ma szansę na stanowisko przewodniczącej PE. Byłaby pierwszą kobietą na tej funkcji w historii EWG - UE. To oczywiście rodzi pytanie co dalej z Manfredem Weberem, który może zostać w zamian - zamiast szefem Komisji czy PE - niemieckim komisarzem z silną gospodarczą teką.
Zacząłem od Donalda Tuska, przejdźmy zatem do obsady jego stanowiska. Kadencja szefa Rady Europejskiej upływa w listopadzie tego roku. Kto przejmie stery po byłym polskim premierze?
Socjaliści uważają, że to im powinien przypaść ten fotel . Z drugiej strony pewnie liberałowie mogliby mówić to samo, a póki co mają w szeregach więcej obecnych premierów (ośmiu) niż socjaliści (sześciu). Choć po wyborach w Danii, gdzie prawdopodobnie liberałów zastąpi lewica, w meczu socjaliści vs liberałowie o udział we władzy w Unii Europejskiej, będzie remis siedem do siedmiu. Jednak w kontekście tych pierwszych czyli lewicy mówi się o dwóch kandydatach.
Czyli?
Pierwsza to Joseph Muscat, premier Malty, co samo w sobie byłoby sygnałem, że małe kraje, również te, które wstąpiły do Wspólnoty stosunkowo niedawno, mają coś w Unii do powiedzenia. Przypomnę, że Luksemburg trzy razy miał szefa Komisji. Wydaje się, że większe szanse ma jednak była premier Danii, Helle Thorning-Schmidt, która była już rozpatrywana pięć lat temu jako poważna kandydatka temu na szefową unijnej dyplomacji. Wtedy ten wyścig wygrała inna socjalistka, Federica Mogherini.
Zostały nam zatem dwa stanowiska z czołowej piątki - tj. wspomniana przez pana posada po komisarz Mogherini oraz szefowanie Europejskiemu Bankowi Centralnemu. Co dla kogo?
Warto podkreślić timing wpływający na obsadę tych funkcji. Pierwszego lipca następuje koniec kadencji starego europarlamentu, drugiego lipca wybór przewodniczącego PE, trzeciego lipca wybór wiceprzewodniczących europarlamentu i kwestorów - na tym polu spodziewam się, że PiS wygra z PO 2:1, ponieważ na stanowiska w prezydium PE mogą liczyć Zdzisław Krasnodębski i Karol Karski od nas oraz Ewa Kopacz z PO.
Wróćmy jednak do wymienionych stanowisk. Kto pokieruje unijną dyplomacją?
Jeśli wspomniana była premier Danii nie obejmie schedy po Donaldzie Tusku, nadal możliwy jest jej ponowny start na Wysokiego Komisarza ds. Polityki Zagranicznej. Co do EBC, w Unii panuje zasada proporcjonalności, więc jeśli Niemka Ska Keller zostanie szefową europarlamentu, zmniejsza to szansę Jensa Weidmanna na stanowisko przewodniczącego Europejskiego Banku Centralnego. Z kolei jeśli Michel Barnier wywalczy Komisję, trudno aby francuski rywal Weidmanna został szefem eurobanku z siedzibą we Frankfurcie. W tym momencie na placu boju może pozostać były fiński komisarz i mój kolega, Oli Rehn.
Na koniec "europarlament a sprawa polska" - tj. obsada stanowisk komisarzy przez polityków PiS-u. Wiele mówiło się w tym kontekście o ambicjach Beaty Szydło, tymczasem sprawa ucichła.
Na razie cieszymy się z tego, że będziemy mieć dwóch członków prezydium Parlamentu Europejskiego. Co do komisarza, to jeszcze żaden kraj członkowski nie przedstawił oficjalnych kandydatów, trudno, aby Polska wychodziła przed szereg. Nie słyszałem natomiast, aby premier Beata Szydło miała walczyć o jakieś stanowisko. Została teraz szefem Rady Sztabu Wyborczego PiS w najważniejszych dla nas od lat wyborach - parlamentarnych w Polsce. To ogromna odpowiedzialność i ogrom pracy. Na pewno prezes Jarosław Kaczyński naszego kandydata będzie wybierał biorąc pod uwagę trzy grupy - europosłów, ministrów oraz technokratów. Myślę, że będzie to jednak polityk, ale mamy trzy miesiące, także spokojnie.
A co z ministrem Krzysztofem Szczerskim. Wokół jego nazwiska też pojawiają się przymiarki na funkcje unijne.
Słyszę, że ma szansę na kluczowe stanowisko w NATO - byłby zresztą świetnym "nr. 2" w Pakcie, a tego z Unią nie da pogodzić. Chyba, że dywagacje o NATO okażą przedwczesne.
Czy Prawo i Sprawiedliwość zamierza pozostać w nieliczącej się w europarlamencie frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, czy jednak będzie zmierzała do stworzenia czegoś nowego albo aliansu z jedną z partii mainstreamu Unii?
Nie docenia Pan Europejskich Konserwatystów i Reformatorów. Dzisiaj i jutro jesteśmy w EKiR. Co będzie za rok, powiem Panu za rok.
Dla WP Opinie rozmawiał Marcin Makowski