Ryszard Czarnecki: to próba przerzucenia winy na posła PiS
Goście programu "7 Dzień Tygodnia" dyskutowali na temat działań podjętych przez posła PiS, Tomasza Kaczmarka. Kontrowersyjny agent Tomek wezwał policję do kancelarii premiera, gdyż odmówiono mu wydania dokumentu pokazującego, kto czytał "tajną notatkę" ABW o Amber Gold. W ocenie posła ten dokument jest jawny, dlatego wezwał posiłki. W rozmowie z reporterem Radia ZET tłumaczył, że Donald Tusk mówił wcześniej, że chce aby ta notatka była odtajniona. - Premier nabił wszystkich w butelkę, bo tylko on może odtajnić ten dokument, a tego nie zrobił - mówi poseł.
09.09.2012 | aktual.: 09.09.2012 14:12
- Nie wyobrażam sobie, że wchodzi przeciętny poseł do premiera z ulicy i przegląda papiery. Granica śmieszności została przekroczona – powiedział Stanisław Żelichowski o Tomaszu Kaczmarku z PiS, który chciał zdobyć notatkę ABW dla premiera ws. Amber Gold. Przypomniał, że dla sejmu organem kontrolnym jest NIK. – Jeżeli posłowie czegoś nie wiedzą, to składa się wniosek do Najwyższej Izby Kontroli i Izba wykonuje kontrolę przy pomocy odpowiednich ekspertów – mówił polityk PSL.
Ryszard Czarnecki w odpowiedzi powiedział, że to próba przerzucenia winy na posła PiS. – Po trzech dniach od ujawnienia afery hazardowej okazało się, że winny jest Mariusz Kamiński i CBA. Teraz ja słyszę, że to poseł Tomasz Kaczmarek jest winny. A powinniśmy mu podziękować, ponieważ to dzięki niemu wiemy, że ta notatka ma klauzulę "poufne”, a nie "ściśle tajne” – argumentował eurodeputowany PiS.
- Pan poseł Kaczmarek uwierzył, że został Batmanem. I będzie teraz w imieniu Jarosława Kaczyńskiego wkraczał do różnych budynków i zdobywał dokumenty - skomentował wydarzenia w KPRM Robert Biedroń z Ruchu Palikota. - Poseł Kaczmarek tę sprawę ośmiesza swoimi działaniami - dodał.
- Widzę potrzebę zaistnienia u tego młodego polityka, który działalnością legislacyjną nie dał się zauważyć. Pan go porównuje do Batmana, a ja uważam, że to taka podróba Rutowskiego. Wchodzę, pokazuję blachę, wzywam krawężnikowego policjanta i oto sprawy ruszają gwałtownie z miejsca. Wydaje mi się, że gdzieś jest granica absurdu - ocenił Marek Siwiec z SLD.