"Rydzyk przychodzi kiedy chce, a 'Solidarność' nie może"
- Dyrektor Rydzyk przychodzi do sejmu kiedy chce, a szefowie "Solidarności" nie mogą przyjść wtedy, gdy przyjmuje się ustawę, która przesądza o losie milionów Polaków - powiedział były premier Leszek Miller w TVN24, komentując piątkowe zamieszanie przed sejmem, gdy związkowcy zablokowali drogi wyjazdu z budynku.
- Praprzyczyną zajść pod sejmem było to, że marszałek Ewa Kopacz nie zgodziła się na obecność kierownictwa "Solidarności" na sejmowej galerii - ocenił szef SLD. Decyzję tę Miller ocenił jako "zdumiewającą". - Bo dyrektor Rydzyk przychodzi do sejmu kiedy chce, a szefowie "Solidarności" nie mogą przyjść wtedy, gdy przyjmuje się ustawę, która przesądza o losie milionów Polaków - powiedział były premier.
Pytany o blokadę sejmu przez związkowców "Solidarności", Miller powiedział: - Nie uważam tego za rzecz godną pochwały, ale - jak rozumiem - była to reakcja na wydarzenia wcześniejsze. Zresztą jak popatrzymy na cały proces legislacyjny w sejmie, to takiego pośpiechu, żeby ustawę przyjąć na chybcika dawno nie było. Ostatni raz ten pośpiech towarzyszył ustawie hazardowej - przypomniał szef SLD.
W piątek, gdy sejm przegłosował zmiany w systemie emerytalnym (zarówno powszechnym, jak i służb mundurowych), przed parlamentem protestowała "Solidarność". Związkowcy na kilka godzin otoczyli kompleks budynków sejmowych i uniemożliwili opuszczenie tego terenu tym posłom, którzy poparli reformę.
Donald Tusk mówił wówczas, że szanuje działania szefa NSZZ Solidarność Piotra Dudy, gdyż związki zawodowe mają prawo do protestu. Zdaniem premiera, dobrze się jednak stało, że marszałek Ewa Kopacz zapobiegła "zbyt dużemu naciskowi" związkowców na posłów, nie wpuszczając ich na sejmową galerię.