PolskaRuszył proces w sprawie tragedii na Juwenaliach

Ruszył proces w sprawie tragedii na Juwenaliach

Przed łódzkim sądem okręgowym rozpoczął się proces trojga policjantów oskarżonych w sprawie
tragicznych wydarzeń podczas łódzkich Juwenaliów przed pięcioma
laty.

23.03.2009 | aktual.: 23.03.2009 13:38

Cała trójka jest oskarżona o niedopełnienie obowiązków oraz nieumyślne sprowadzenie niebezpieczeństwa dla zdrowia i życia wielu osób, w wyniku czego śmierć poniosły dwie osoby. Grożą im kary do ośmiu lat więzienia.

W maju 2004 roku w trakcie Juwenaliów na osiedlu studenckim Uniwersytetu Łódzkiego grupa chuliganów wywołała zamieszki. Napastnicy obrzucili policjantów m.in. butelkami i kamieniami. Interweniujący policjanci, w wyniku pomyłki, oprócz gumowych kul użyli sześciu sztuk ostrej amunicji. Postrzelone zostały trzy osoby, dwie z nich - 23-letnia Monika i 19-letni Damian - zmarły. Kilkadziesiąt osób w trakcie zajść odniosło lżejsze obrażenia, uszkodzonych zostało 10 radiowozów.

Prokuratura przedstawiła zarzuty trójce policjantów - ówczesnemu oficerowi dyżurnemu sekcji ruchu drogowego Romanowi I. i Małgorzacie Z. - policjantce, która feralnej nocy była jego pomocnikiem (to oni - zdaniem śledczych - pomyłkowo wydali ostrą amunicję) oraz Radosławowi S., oficerowi komendy miejskiej, który koordynował policyjną akcję.

Oskarżeni odpowiadają z wolnej stopy. W śledztwie nie przyznali się do winy. W procesie pokrzywdzonych jest 46 osób. Po odczytaniu aktu oskarżenia sąd odroczył rozprawę do wtorku, kiedy to oskarżeni mają rozpocząć składanie wyjaśnień.

Z ustaleń prokuratury wynika, że w czasie tłumienia zamieszek policjantom zabrakło gumowych nabojów. Dyżurny stanowiska kierowania policji wezwał na miejsce posiłki z całego miasta i polecił zabranie dodatkowej broni gładkolufowej i amunicji z magazynów podręcznych różnych jednostek policji, m.in. z sekcji ruchu drogowego. To właśnie tam wraz z gumowymi nabojami pomyłkowo wydano 25 sztuk ostrej amunicji, mimo że - zdaniem prokuratury - była ona dobrze oznakowana.

Według śledczych, oficer dyżurny sekcji ruchu drogowego i policjantka nie sprawdzili rodzaju amunicji wydawanej funkcjonariuszom. Natomiast Radosław S., który koordynował akcję, mimo że otrzymał wiadomość o omyłkowym wydaniu ostrej amunicji, nie zareagował wystarczająco szybko, aby zapobiec jej użyciu przez policjantów.

- Od rozmowy z dyżurnym sekcji ruchu drogowego, w trakcie której przekazana mu została informacja o wydaniu groźnej dla życia człowieka amunicji, do przekazania przez koordynatora komunikatu zawierającego ostrzeżenie do dowodzącego policyjną akcją na miejscu zdarzenia, upłynęły 2 minuty i 23 sekundy - mówiła prok. Agnieszka Czajka.

W śledztwie oskarżeni złożyli wyjaśnienia, ale nie przyznali się do winy. Dwoje z nich nadal pracuje w policji; trzeci - Roman I. - przeszedł na emeryturę.

Oskarżeni nie chcieli rozmawiać z dziennikarzami. Radosław S. pytany, czy ma wyrzuty sumienia, powiedział, że "wyrzuty sumienia pozostaną do końca życia".

Jego adwokat Michał Garus podkreślił, że jego klient czuje się niewinny. - Materiał dowodowy był gromadzony przez długi czas, a jego analiza musi być bezpośrednio przeprowadzona przed sądem. W postępowaniu sądowym będziemy dowodzić racji mojego klienta, że nie doszło do niedopełnienia obowiązków służbowych - mówił.

Według niego błędy zostały popełnione na niższym szczeblu. - Chodzi o kwestie decyzyjności, a także wykonywania określonych zadań, w szczególności w momencie wydawania określonych sztuk amunicji, które nie były poddane jakimkolwiek oględzinom - mówił mec. Garus.

Śledztwo w tej sprawie trwało ponad cztery lata; prokuratura tłumaczyła jego długotrwałość koniecznością wykonania ekspertyz dotyczących odtworzenia i spisania stenogramów z zapisów rozmów z łączności radiowej policji tragicznego dnia, koniecznymi opiniami biegłych i przesłuchaniem ponad 330 świadków.

Pomimo tego w śledztwie prokuraturze nie udało się ustalić, którzy z policjantów w trakcie akcji oddali śmiertelne strzały. W tym zakresie zostało ono umorzone.

Tragedia na Juwenaliach wstrząsnęła pięć lat temu całą Polską. Po tych wydarzeniach prezydent Łodzi ogłosił trzydniową żałobę w mieście, a główną ulicą - Piotrkowską - przeszedł kilkutysięczny marsz milczenia. Swoje stanowiska stracili m.in. ówczesny komendant wojewódzki i miejski policji w Łodzi.

Specjalny zespół powołany przez kolejnego szefa łódzkiej policji uznał, że policja popełniła poważne błędy na etapie planowania zabezpieczenia Juwenaliów - m.in. funkcjonariuszy było za mało, byli niedostatecznie wyposażeni, a dowodzący akcją nie miał doświadczenia.

Kilka miesięcy po zamieszkach policja zawarła ugody z rodzinami zastrzelonych osób i wypłaciła odszkodowania w wysokości około 230 tys. i 200 tys. zł. Natomiast sąd po długotrwałym procesie zdecydował, że ponad 30 tys. zł zadośćuczynienia i odszkodowania policja ma zapłacić też 23-latkowi, który podczas zamieszek został raniony gumową kulą w twarz. Przeszedł on operację połączoną z plastyką twarzy.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (10)