PolskaRozpoczął się proces w aferze salezjańskiej

Rozpoczął się proces w aferze salezjańskiej


Pierwszy proces w jednym z wątków tzw. afery
salezjańskiej rozpoczął się przed Sądem Rejonowym w
Legnicy (Dolnośląskie). 11 osobom, w tym trzem księżom, zarzuca
się wyłudzenia kredytów. Łączna wysokość strat, na które mieli
narazić Kredyt Bank z Legnicy, wynosi ponad 1,7 mln zł.

27.01.2005 | aktual.: 27.01.2005 15:55

Część oskarżonych nie przyznaje się do winy. Twierdzą, że są ofiarami i dodają, że to ksiądz Roman M. namówił ich do pomocy w budowie kościoła i zaciągania na ten cel na swoje nazwiska pożyczek z Kredyt Banku.

W sprawie tej chodzi o pożyczki, które - zdaniem prokuratury - zostały wyłudzone przez prywatne osoby, najczęściej na podstawie sfałszowanych dokumentów o zarobkach ich i poręczycieli oraz o miejscach zatrudnienia. Oskarżeni w tym procesie to głównie przedstawiciele rodzin katolickich z Lubina, a także trzech duchownych.

Zaciągali oni kredyty gotówkowe na cele konsumpcyjne najczęściej w dolarach, rzadziej w euro, w wys. od kilkudziesięciu do ponad 400 tys. zł - tyle w jednym roku, w ramach czterech pożyczek uzyskał jeden z duchownych - wikary z Kłodzka.

Według tłumaczeń oskarżonych, namówił ich do tego ksiądz Ryszard M., prezes lubińskiej fundacji im. św. Jana Bosko i mimo, że oni figurowali jako kredytobiorcy, to ksiądz był jedynym beneficjentem pożyczek, które miał spłacać. Pieniądze miały wspomóc budowę świątyni.

Przed sądem oskarżeni tłumaczyli w jaki sposób zaciągali kredyty. Wszystko organizował ksiądz M., moja rola sprowadzała się do złożenia podpisu w banku. Ufałam mu. To była ślepa wiara w zapewnienia księdza. Nawet nie wiedziałam, jaka jest wysokość kredytu i nigdy nie widziałam na oczy tych pieniędzy - mówiła w sądzie jedna z oskarżonych.

Utrzymywała, że nie odniosła żadnej korzyści finansowej, ani osobistej. Przyznała jednak, że kilka miesięcy wcześniej otrzymała od księdza 3 tys. zł pożyczki. Ksiądz wiedział, że jestem w ciężkiej sytuacji, a pieniądze zamierzałam mu oddać. Oprócz pożyczki zaproponował też stypendium dla mojej studiującej córki. Pomocy tej nie łączyłam z jego prośbą bym wzięła kredyt - powiedziała.

Dodała, że przyszła do banku tylko raz, aby podpisać dokumenty, które dał jej tam ksiądz. Nie widziała umowy kredytowej. Dopiero podczas śledztwa w prokuraturze zobaczyła, że w dokumentach Kredyt Banku było m.in. fałszywe zaświadczenie o jej zarobkach podpisane przez księdza, Romana M. Widniało na nim, że kobieta, która w rzeczywistości zarabiała jako pracownik służby zdrowia 950 zł, jest dyrektorką w Fundacji Pomocy Młodzieży im. Św. Jana Bosko w Lubinie i że zarabia 11 tys. zł.

Inny oskarżony tłumaczył, że uwierzył słowom Romana M., bo ten miał bardzo dobrą opinię - księdza z prawdziwego powołania, który pomaga młodzieży i ubogim. O tym, że informacje o potrzebach parafii nie są gołosłowne, miała natomiast świadczyć postępująca z miesiąca na miesiąc budowa kościoła w Lubinie. Ksiądz prosząc parafian o pomoc w uzyskaniu kredytów zapewniał np., że niebawem ma otrzymać środki z Włoch, ale do tego czasu musi zapłacić za materiały budowlane i płacić robotnikom.

Jeden z księży - Waldemar Z. przyznał się w śledztwie do wszystkiego i wyjaśnił, że w zamian za wzięcie kredytu otrzymał z tej kwoty 100 tys. zł na otwarcie baru w ówczesnym województwie elbląskim. Ksiądz Waldemar Z. o wzięcie kredytu poprosił też swoją matkę Janinę. Kobieta w lipcu 2001 roku wzięła kredyty na sumę blisko 200 tys. zł. W zamian za wzięcie kredytów jednemu z oskarżonych ksiądz Ryszard M. spłacił kredyt samochodowy i opłacił studia żonie.

Krystyna Zarzecka z Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu wyjaśniła, że sprawę kredytów indywidualnych podzielono na kilka postępowań, bowiem wszystkich indywidualnych kredytobiorców jest ponad 120. Szacuje się, że łączna wysokość kredytów indywidualnych w całej aferze salezjańskiej to ok. 16 mln zł. Mieli je spłacać księża salezjanie, ale gdy nie wywiązali się z tego, do kredytobiorców zapukał komornik. W ubiegłym roku Kredyt Bank podpisał umowę z Towarzystwem Świętego Franciszka Salezego z Rzymu dotyczącą spłacenia zobowiązań prywatnych pożyczkobiorców z Lubina. Salezjanie zakupili od banku wierzytelności ponad 100 osób fizycznych.

W wątku dotyczącym kredytów indywidualnych, zarzuty postawiono również pracownikom banku z Legnicy oraz pracownicom salezjańskiej fundacji, które fałszowały dokumenty potrzebne do pobierania kredytów. Zdaniem prokuratury, robiły to na polecenie księdza Ryszarda M. Śledztwo, w którym Ryszard M. jest głównym podejrzanym, nadal trwa.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)