ŚwiatRozmów Kaczyńskiego z ambasadorem USA było więcej. Coraz silniejsze sygnały ostrzegawcze Waszyngtonu wobec Polski

Rozmów Kaczyńskiego z ambasadorem USA było więcej. Coraz silniejsze sygnały ostrzegawcze Waszyngtonu wobec Polski

• Marcowe spotkanie prezesa PiS z ambasadorem nie było jedyną ich rozmową nt. Trybunału
• Amerykanie coraz częściej wywierają presję na polski rząd, by złagodził swój kurs
• Kluczowe dla przyszłości stosunków z USA będzie to, czy Polska zastosuje się do zaleceń Komisji Weneckiej

Rozmów Kaczyńskiego z ambasadorem USA było więcej. Coraz silniejsze sygnały ostrzegawcze Waszyngtonu wobec Polski
Źródło zdjęć: © PAP/EPA | JUSTIN LANE
Oskar Górzyński

We wtorek "Gazeta Wyborcza" informowała o spotkaniu ambasadora USA Paula Wayne'a Jonesa z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim. Rozmowa dotyczyła działań rządu wobec Trybunału Konstytucyjnego i miała przebiegać w "lodowatej atmosferze". Tymczasem jak dowiedziała się Wirtualna Polska, nie było to pierwsze takie spotkanie.

- Mogę potwierdzić, że takich spotkań z ambasadorem było kilka. Sytuacji wokół trybunału dotyczyły też rozmowy z byłym ambasadorem Danem Friedem, który oficjalnie przyjechał do Warszawy rozmawiać o sankcjach nałożonych na Rosję - mówi WP osoba zbliżona do sprawy. Informację o kilku spotkaniach potwierdzają też dwa inne źródła. Pośrednio przyznał to także sam Kaczyński, który w piątkowym wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" powiedział, że ma "częste kontakty z ambasadorem".

Strona amerykańska miała podczas rozmów wyraźnie komunikować swoje zaniepokojenie panującym kryzysem konstytucyjnym i naciskać, by rząd zastosował się do rekomendacji Komisji Weneckiej.

Prywatnym spotkaniom towarzyszył w ostatnich tygodniach cały szereg innych, nieoficjalnych sygnałów wysyłanych przez Waszyngton. Chodzi m.in. o list trzech amerykańskich senatorów do Beaty Szydło wzywający ją do "potwierdzenia wierności podstawowym zasadom, włączając w to poszanowanie dla demokracji i rządów prawa" oraz brak zgody administracji Obamy na spotkanie z prezydentem Dudą podczas Szczytu Bezpieczeństwa Nuklearnego w Waszyngtonie. Według MSZ do rozmowy w cztery oczy z Obamą nie dojdzie ze względu na charakter szczytu, w którym weźmie udział kilkadziesiąt głów państw, wobec czego na dłuższe spotkanie po prostu nie będzie czasu. Eksperci podważają jednak tłumaczenia resortu.

- To czysty spin. Strona polska zabiegała o to spotkanie i oficjalnie o tym mówiła. Tymczasem biorąc pod uwagę sytuację, i stopień nacisku na respektowanie rozstrzygnięć Komisji Weneckiej, odpowiedź USA była jednoznaczna. Zarówno MSZ jak i Pałac Prezydencki o tym dobrze wiedzą - mówi WP Eugeniusz Smolar, ekspert Centrum Stosunków Międzynarodowych, który pierwszy doniósł o odmownej odpowiedzi Waszyngtonu.

- To tłumaczenie to próba wyjścia z tej sytuacji z twarzą i bardzo łatwo je podważyć. Wystarczy przypomnieć posiedzenie Zgromadzenia Ogólnego ONZ w Nowym Jorku, podczas którego Obama znalazł czas, by spotkać się z Dudą i usiąść z nim przy jednym stole podczas kolacji. Teraz, w świetle tego co się dzieje i tego, jak o Polsce pisze prasa, taki gest byłby dla Obamy niekorzystny - mówi dr Janusz Sibora, badacz dyplomacji i protokołu dyplomatycznego.

Zdaniem Sibory, do listy sygnałów ostrzegawczych wysłanych przez USA należy dodać także niedzielny artykuł "Frankfurter Allgemeine Zeitung", sugerujący, że planowany na lipiec tego roku szczyt NATO w Warszawie mógłby zostać przeniesiony do jednej ze stolic państw bałtyckich. Szef MSZ Witold Waszczykowski bagatelizował te doniesienia, uznając je za prasowe spekulacje. Oświadczył przy tym, że szczyt na pewno odbędzie się w Polsce, choćby dlatego, że wydrukowane są już wszystkie materiały.

- Nie dyskredytowałbym tego artykułu. "FAZ" to poważna i wiarygodna gazeta i jestem przekonany, że informacja o groźbie przeniesienia szczytu została przekazana przez źródła w amerykańskiej dyplomacji, właśnie po to, by wysłać Warszawie sygnał - mówi Sibora. - Nie byłoby zresztą trudne zgadnięcie, kto był tym źródłem - dodaje.

Ekspert wyjaśnia, że jeśli chodzi o stosunki z sojusznikami amerykańska dyplomacja jest zazwyczaj bardzo ostrożna, dlatego woli komunikować swoje ostrzeżenia nieoficjalnymi kanałami.

- Na pewno metoda, którą stosują Amerykanie, czyli poprzez dyskretną dyplomację, jest lepsza niż komunikowanie się przez oświadczenia w mediach, jak to czyniła Unia - mówi WP Paweł Kowal, były wiceszef MSZ i politolog PAN. - W klasycznej metodzie dyplomatycznej jest tak, że najpierw jest rozmowa, o której nikt nie wie, potem jest nagłośnienie rozmowy, następnie wieloznaczne, lecz znaczące gesty, a dopiero na końcu są wypowiedzi publiczne. Liczę, że ten proces nie będzie się w tym przypadku rozwijał i zostanie zatrzymany - dodaje.

Jak poważne są sygnały wysyłane przez Waszyngton i co oznaczają dla stosunków polsko-amerykańskich? Opinie są różne. Według wpływowego portalu Politico.eu, kurs przyjęty przez rząd PiS, zagrażający podstawom demokracji liberalnej sprawił, że z wartościowego sojusznika Polska stała się dla Ameryki "problemem". Zdaniem Michała Baranowskiego, dyrektora warszawskiego oddziału think-tanku German Marshall Fund, to zbyt daleko idąca teza.

- Te sygnały nie są jeszcze zbyt mocne, bo z wyjątkiem krótkich wypowiedzi Johna Kerry'ego czy rzecznika prasowego Departamentu Stanu, tak naprawdę oficjalnie administracja Obamy milczy na ten temat. Dlatego stwierdzenie, że Polska stała się dla USA problemem jest sporą przesadą - mówi ekspert. - Ale czy dla Stanów Zjednoczonych ważne są sprawy z Trybunałem? Jak najbardziej tak, bo im zależy na tym, by w parze ze wspólnymi interesami szły także wspólne wartości. A trójpodział władzy i zasada "checks and balances" to jedna z fundamentalnych dla USA - zauważa.

Jak wynika z informacji WP, kluczową kwestią dla przyszłości stosunków na linii Warszawa - Waszyngton będzie to, czy Polska dostosuje się do zaleceń Komisji Weneckiej.

- Jeżeli ze strony rządu nie będzie żadnej próby załagodzenia sytuacji, to ciężko sobie wyobrazić, by nie było w końcu mocniejszej i oficjalnej reakcji Waszyngtonu - mówi źródło zbliżone do strony amerykańskiej.

Zdaniem dr. Sibory, polski rząd nie może sobie pozwolić na ignorowanie zabiegów USA. - Dla dyplomatów to są poważne gesty i poważne sygnały - mówi ekspert. - Problem w tym, że my mamy w rzeczywistości dwie polityki zagraniczne: jedna skierowana do zewnątrz, a druga robiona z myślą o jej odbiorze w kraju. Ta druga w tej chwili zdecydowanie przesłania wszystko. To błąd, który może nas sporo kosztować - podsumowuje.

Zobacz również: Stankiewicz: O sprawie TK zadecyduje administracja Obamy
Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1653)