Rozmawialiśmy z członkami "rodziny" Radia Maryja. Spodziewaliście się takich historii?
Pan Jan ma 79 lat, na urodziny ulubionego radia jeździ od 22. Na ostatnich byliśmy tam razem z nim i innymi członkami "rodziny" Radia Maryja. - Jeżdżę, bo może sobie różne rzeczy wymodlę. Teraz chciałbym zdrowie dla żony - mówi. I dodaje, że przywiązał się do tych wyjazdów, bo tu ma okazję poczuć się zauważony i zaopiekowany.
Pana Jana poznaję w drodze z dworca do Areny Toruń, gdzie odbyły się uroczystości z okazji 26. urodzin Radia Maryja. Spotykamy się w miejskim autobusie. - Jak to dobrze, że młodzi ludzie jeszcze wiedzą, co w życiu ważne - cieszy się, gdy zgadujemy się, co do tego, że oboje jedziemy na tę samą "imprezę". Jan szybko skraca dystans i zaczyna opowiadać o sobie. Ma 79 lat, żonę chora na cukrzycę, sam jest rencistą, bo 7 lat temu wypadł z okna na trzecim piętrze i do tej pory nie odzyskał pełnej sprawności.
ZOBACZ WIDEO: Nasza reporterka była na urodzinach Radia Maryja. Mówi, jak było
- Przyjeżdżam tutaj, bo może sobie różne rzeczy wymodlę. Teraz chciałbym zdrowie dla żony wymodlić. Poza tym tutaj czuję się zauważony. Mam przyjaciół, z którymi regularnie tu jestem. To zawsze jakaś okazja, żeby wyrwać się z domu - wyjaśnia Jan. Inni ludzie (głównie powyżej 60 roku życia), z którymi rozmawiam, wskazują podobne powody swojej obecności. Wbrew stereotypowi, nie spotykam ludzi spędzających uroczytość na klęczkach.
Jest radość, wspólne śpiewanie, trzymanie się za ręce, taniec. Ci, którzy tu przyjechali, wyglądają na zadowolonych. Mietek, właściciel niewielkiego gospodarstwa rolnego, mówi, że zazwyczaj nie ma czasu jeździć po edukacyjne książki dotyczące religii. Tutaj może ich trochę kupić dla dzieci i wnuczków. To duży plus. Narzeka tylko, że jedzenie jest tu nieco drogie. - Miska zupy za 6 złotych. Przecież ja bym za tyle pieniędzy to pół gara ugotował - podkreśla.
Pieniądze to nie wszystko
Na ceny narzeka nie tylko on. Słyszę to również pośród grupy starszych kobiet. Ale, gdy przychodzi do dania "na tacę" dla ojca Rydzyka, zebrani przestają liczyć koszta. Z portfeli wyciągają wysokie nominały, które księża skrzętnie zbierają do sporych wiklinowych koszyków. Tak, jak pani, która zajmuje miejsce przede mną - jest już mocno posiwiała, praktycznie nie wstaje z zajętego miejsca, a jej jedynym posiłkiem w ciągu całego dnia jest suchy chleb. Gdy jednak wysłannik ojca Rydzyka wyciąga rękę po pieniędze, starownika wygrzebuje z portfela kilkadziesiąt złotych.
Zdaje się, że przywiązanie do Radia Maryja u członków jego "rodziny" jest tak duże, że przedkładają ofiarowanie czegoś ojcu dyrektorowi nad własne potrzeby materialne. Samemu Rydzykowi, biorąc pod uwagę to, jak szybko odbiera koperty od wiernych, raczej to nie przeszkadza. I samym ofiarodawcom chyba tez nie, być może dlatego, że w zamian otrzymują coś czego im brakuje na co dzień - poczucie, że gdzieś w końcu należą, że jest coś, co sprawia, że choć na chwilę nie czują się samotni.