Rozdarty kraj - nadchodzą ciężkie czasy dla Pakistanu
Od lat w Pakistanie wybuchają konflikty na tle politycznym, religijnym i etnicznym. Przyszłość tego kraju wcale nie maluje się lepiej. Do końca 2014 r. z Afganistanu wycofają się siły międzynarodowe i brak stabilności z pewnością dobije się na sąsiedzie. I choć Amerykanie zapewniają o wsparciu dla Islamabadu, jest to sojusz bez zaufania. Nie mają go też do pakistańskich władz lokalni talibowie, którzy zapowiedzieli: żadnych rozmów pokojowych. Do tego dochodzą ruchy separatystyczne. Kraj ten mogą więc wkrótce czekać wyjątkowo ciężkie czasy.
Przedstawiciele pakistańskich władz nie ukrywają obaw związanych z możliwością całkowitego wycofania się do końca 2014 roku wojsk Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników z Afganistanu. A jest to coraz bardziej prawdopodobne, ponieważ afgański prezydent Hamid Karzaj nie podpisał dotąd dwustronnego paktu z USA, który regulowałby kwestie związane z dalszą obecnością amerykańskich żołnierzy w jego kraju.
- Pakistan, podobnie jak w przeszłości, będzie musiał zmierzyć się z ciężarem braku stabilności, która może wystąpić w Afganistanie po 2014 roku - stwierdził w końcu stycznia podczas otwartej debaty w Waszyngtonie Sartaj Aziz, pakistański doradca do spaw zagranicznych i bezpieczeństwa narodowego. Według niego Amerykanie, podejmując kolejne działania w Afganistanie, powinni uwzględnić kwestie bezpieczeństwa jego kraju.
Amerykański sekretarz stanu John Kerry odpowiedział, że Pakistan oczywiście jest ważnym partnerem w działaniach afgańskich: - A wiemy, jak bardzo bezpieczeństwo Pakistanu jest związane z sukcesem w Afganistanie.
Brak zaufania
Pomimo zapewnień o potrzebie współpracy relacjom amerykańsko-pakistańskim towarzyszy nieufność. Jednym z powodów było odkrycie, że w pobliżu pakistańskiego garnizonu przez lata spokojnie żył Osama bin Laden. Amerykanie wysłali w maju 2011 roku w głąb Pakistanu siły specjalne i go zlikwidowali. Nie uprzedzili jednak o tym władz w Islamabadzie, bo obawiali się przecieku.
W USA od dawna panuje opinia, że jednym z powodów niepowodzenia pacyfikacji talibów w Afganistanie jest to, że mają oni bezpieczne schronienia po pakistańskiej stronie granicy. Amerykanie zaczęli zatem przeprowadzać ataki na rebelianckie kryjówki w Pakistanie, do których używają bezzałogowych statków powietrznych Centralnej Agencji Wywiadowczej (CIA).
W takich operacjach giną nie tylko rebelianci, lecz także cywile, więc te działania budzą sprzeciw większości Pakistańczyków. Zaprzestania ataków domagał się od prezydenta Baracka Obamy pakistański premier Nawaz Sharif w czasie wizyty w Waszyngtonie w październiku 2013 roku. Nic jednak nie osiągnął.
Co więcej, 1 listopada 2013 roku Amerykanie przeprowadzili następny rajd z wykorzystaniem dronów, podczas którego zabito Hakimullaha Mehsuda, lidera pakistańskich talibów (zginęli też jego kierowca i ochroniarz). Władze USA oferowały za głowę talibskiego przywódcy 5 mln dolarów, ponieważ był on poszukiwany po zamachu, który miał miejsce 30 grudnia 2009 roku w bazie Camp Chapman w prowincji Chost w Afganistanie. Straciło wówczas życie siedmiu pracowników CIA, a sześciu innych zostało rannych.
Fiasko rozmów
Operacja w miejscowości Danda Darpa Khel w Waziristanie Północnym jeszcze bardziej zaogniła relacje między Waszyngtonem a Islamabadem. Władze Pakistanu zirytowały się, bo premier Szarif wygrał wybory parlamentarne, obiecując społeczeństwu zakończenie wieloletniej wojny z talibami. Podobno Mehsud miał się spotkać z innymi 25 dowódcami ruchu, aby omówić rządową propozycję porozumienia. Ministerstwo spraw zagranicznych Pakistanu określiło atak jako "nieproduktywny w stosunku do pakistańskich wysiłków na rzecz pokoju i stabilności w tym kraju i regionie". Jeszcze dosadniej ocenił to zdarzenie szef tego resortu. Chaudhry Nisar Ali Khan stwierdził, że atak na lokalnego lidera talibów "to nie tylko zabójstwo jednej osoby, lecz 'śmierć' wszystkich wysiłków pokojowych".
Rząd premiera Szarifa uprzedził USA i Wielką Brytanię o zamiarze rozpoczęcia rozmów pokojowych z talibami, ale nie podał, które grupy rebeliantów były gotowe zasiąść do stołu rokowań. Pakistański Taliban (Tehrik-i-Taliban Pakistan), któremu przewodził Mehsud, to związek różnych zbrojnych grupek islamistów, działających na terytoriach plemiennych. Dlatego Saifullah Mahsud, dyrektor think tanku FATA Research Center, w rozmowie z korespondentem Reutersa uznał, że śmierć lidera niewiele zmieni w tej sprawie. - To jest bardzo zdecentralizowana organizacja, która już traciła przywódców we wcześniejszych atakach dronów - stwierdził ekspert.
Po śmierci Mehsuda sprawa negocjacji wydawała się nieaktualna, ponieważ rebelianci zaczęli myśleć raczej o zemście niż o pokoju. Pojawiły się jednak również opinie, że jego śmierć może okazać się korzystna dla procesu pokojowego. - Hakimullah Mehsud był bardzo kontrowersyjną postacią i miał bardzo wysokie wymagania - zauważył Saifullah Mahsud. Mullah Fazlullah, nowy przywódca Pakistańskiego Talibanu, wcześniej dowodził bojownikami w dolinie Swat. To jego ludzie w 2012 roku postrzelili uczennicę Malalę Yousafzai, by odstraszyć dziewczęta od chodzenia do szkół, gdyż talibowie są przeciwni edukacji kobiet. Nowy przywódca talibów tuż po swoim wyborze zasygnalizował, że nie jest skłonny do ugody z Islamabadem. - Nie będzie więcej rozmów, bo Mullah Fazlullah jest przeciwny negocjacjom z pakistańskim rządem - powiedział korespondentowi Reutersa rzecznik Pakistańskiego Talibanu Shahidullah Shahid. - Wszystkie rządy prowadzą z nami podwójną grę. W imię rozmów pokojowych oszukały nas i zabiły naszych ludzi. Jesteśmy w
stu procentach pewni, że Pakistan w pełni popiera Stany Zjednoczone w użyciu samolotów bezzałogowych - dodał.
Wymiana ciosów
Talibowie zapowiedzieli zemstę za śmierć swego lidera. Poprzednia fala zamachów i ataków w 2013 roku, w których zginęło kilkadziesiąt osób, nastąpiła po tym, gdy 28 maja amerykańskie drony zabiły Wali-ur-Rehmana, zastępcę Mehsuda. Wówczas zaatakowano kampus uniwersytecki i szpital w Kwecie, a po śmierci Mehsuda przewodniczący talibskiej szury jako cele wymienił obiekty rządowe, siły bezpieczeństwa, policję i liderów politycznych, głównie w prowincji Pendżab. Jednocześnie zapewnił, że nie będą atakowane cele cywilne.
Kiedy 18 grudnia 2013 roku samochód wyładowany materiałami wybuchowymi eksplodował w pobliżu punktu kontrolnego w prowincji Waziristan Północny, zginęło od trzech do sześciu wojskowych, a ponad 30 osób odniosło rany. Kilka dni później armia pakistańska podjęła działania odwetowe.
Najbardziej krwawe w ostatnim czasie zamachy dokonane przez talibów miały jednak miejsce miesiąc później. 19 stycznia 2014 roku w ataku na konwój wojskowy w Waziristanie Północnym zginęło 20 żołnierzy, a następnego dnia samobójca wysadził się w Islamabadzie w pobliżu siedziby dowództwa wojsk lądowych. Życie straciło 13 osób, w tym pięciu żołnierzy. Po tych atakach lotnictwo rządowe ponownie zaczęło bombardować tereny na granicy z Afganistanem.
Jednak w lutym reprezentanci talibów rozpoczęli rozmowy z rządem Pakistanu, ale eksperci wątpią w ich sukces. Nie wierzą, by rebelianci byli gotowi zrezygnować ze swoich strategicznych celów politycznych. Porozumieniu nie sprzyjają też wewnętrzne podziały w tym środowisku. Pomimo rozmów nie ustały ataki na siły bezpieczeństwa, choć nie ma dowodów, że stoją za nimi talibowie.
Odwieczny antagonizm
Rebelia talibów nie jest jedynym konfliktem rozdzierającym Pakistan. Choć w wielu publikacjach poświęconych temu państwu pojawia się opinia, że tylko islam łączy mieszkańców prowincji, różniących się etnicznie i kulturowo, to wśród wyznawców tej religii istnieją bardzo silne historyczne podziały. Pakistan jest jednym z miejsc na świecie, gdzie odwieczny konflikt między wyznawcami dwóch głównych jej odłamów, sunnizmu i szyizmu, jest wyjątkowo intensywny.
Regularnie dochodzi w tym kraju do ataków wymierzonych w szyitów, którzy stanowią od kilku do 20% mieszkańców kraju. W 2012 roku zginęło co najmniej 400 członków tej społeczności. Miniony rok był równie krwawy. Tylko w pierwszych dwóch miesiącach w zamachach terrorystycznych w mieście Kweta, stolicy graniczącej z Iranem prowincji Beludżystan, straciło życie około 200 szyitów. Do równie brutalnych porachunków religijnych dochodzi w portowym mieście Karaczi, stolicy prowincji Sindh. Na początku marca 2013 roku w zamachu na meczet zginęło na przykład 45 szyitów.
Karaczi uchodzi za jedno z najniebezpieczniejszych miejsc w Pakistanie. Bardzo aktywni są tam również talibowie, którzy w 2013 roku przyznali się do zastrzelenia wysokiej rangi oficera tamtejszej policji i trzech pracowników prywatnej stacji telewizyjnej oraz przygotowali atak na szefa ochrony prezydenta Asifa Alego Zardariego.
Sunnici również nie mogą czuć się bezpieczni. W styczniu 2013 roku w ich meczecie w północno-zachodnim mieście Mingora wybuchła bomba i zginęły 22 osoby, a ponad 70 zostało rannych.
Podobnie jest w wypadku wyznawców innych religii. Kiedy we wrześniu 2013 roku terroryści samobójcy zaatakowali kościół anglikański w Peszawarze, życie straciło 78 chrześcijan. Pakistan nie jest też bezpieczny dla cudzoziemców. Głośnym echem odbił się w świecie czerwcowy atak na obóz himalaistów w rejonie ośmiotysięcznika Nanga Parbat, w którym zabito dziewięciu turystów. Ten akt terroru zdarzył się w regionie Gilgit-Baltistan, który jest uznawany za w miarę spokojny.
Szczególna sytuacja panuje w Beludżystanie, gdzie oprócz islamistów aktywni są również separatyści. W czerwcu 2013 roku dokonali oni głośnego w całym Pakistanie, a zarazem symbolicznego ataku w górskim mieście Zijarat. Jego celem była Quaid Azam Residency, gdzie w latach czterdziestych XX wieku po poważnej chorobie wypoczywał twórca koncepcji muzułmańskiego państwa obejmującego północne prowincje Indii, Muhammad Ali Jinnah. Dla Pakistańczyków, gdzie jest ciągle żywa pamięć o utracie wschodniej części kraju (dzisiejszy Bangladesz), widmo separatyzmu jest jednym z koszmarów, tym bardziej że Beludżystan, choć ma zaledwie 10 mln mieszkańców, to stanowi ponad 40% terytorium całego kraju.
Tadeusz Wróbel, "Polska Zbrojna"