Rotfeld: wizyta Tuska w Moskwie to powrót normalności
Wizyta premiera Donalda Tuska w Moskwie
będzie krokiem ku przywracania normalności w polsko-rosyjskich
relacjach - ocenia w rozmowie b. szef MSZ Adam D. Rotfeld.
Według Rotfelda, choć oczekiwania przed wizytą powinny być "umiarkowane", to już samą obecność polskiego premiera w Moskwie można uznać za sukces.
Premier Donald Tusk udaje się w najbliższy piątek z wizytą do Moskwy. Szef polskiego rządu spotka się m.in z prezydentem Rosji Władimirem Putinem.
Sam fakt, że prezydent Rosji zaprosił premiera, jest świadectwem woli obu stron znalezienia jakiegoś "modus vivendi". To będzie krok w kierunku przywracania normalności -ocenił Rotfeld. Według niego, sama wizyta "po tak długim okresie nieobecności polskiego premiera w Moskwie", to jest "sukces poza dyskusją".
B.szef MSZ przyznał jednak, że "nie robi sobie złudzeń", że wizyta będzie "ogromnym sukcesem", bo "nigdy, z żadną wizytą nie wiąże takich nadziei".
Podkreślił, że w stosunkach polsko-rosyjskich trzeba naprawić bardzo wiele rzeczy m.in. sprawę rosyjskiego embarga na polskie artykuły rolne czy kwestie wizowe związane z wejściem Polski do strefy Schengen.
Pytany, czy w związku z negatywnymi sygnałami płynącymi w ostatnich dniach z Rosji, Polacy powinni mieć mniejsze oczekiwania wobec wizyty Tuska, Rotfeld powiedział, że te oczekiwania "od początku powinny były być umiarkowane".
Po ubiegłotygodniowej wizycie ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego w Stanach Zjednoczonych pojawiły się ostre w tonie wypowiedzi polityków rosyjskich i rosyjskiej prasy pod adresem Polski, w kontekście możliwości budowy w Polsce tarczy antyrakietowej. Sikorski powiedział po spotkaniu z amerykańską sekretarz stanu Condoleezzą Rice, że Polska uzyskała obietnicę pomocy USA w modernizacji swych sił zbrojnych, co przybliża porozumienie między obu krajami w sprawie umieszczenia na jej terytorium tarczy antyrakietowej.
W poniedziałek przewodniczący komitetu spraw zagranicznych Dumy Konstantin Kosaczow powiedział, że amerykański system obrony przeciwrakietowej w Polsce może się stać celem systemów obronnych Rosji.
Z kolei stały przedstawiciel Rosji przy NATO Dmitrij Rogozin w wypowiedzi dla agencji "Interfax" powiedział, że "chciałby przypomnieć polskim kolegom ich niedawną historię, która dowodzi, że próby sytuowania Polski 'na linii konfrontacji' zawsze doprowadzały do tragedii".
Odnosząc się do tych wypowiedzi b. szef polskiej dyplomacji powiedział, że w sygnałach płynących z Rosji do Polski jest "zamierzona ambiwalencja".
Nie uważam, by dla Rosjan to, co stało się w Waszyngtonie było zaskoczeniem - powiedział Rotfeld. Jego zdaniem, rozmowy Sikorskiego z szefem rosyjskiej dyplomacji Siergiejm Ławrowem podczas styczniowej wizyty w Moskwie były "bardzo uczciwym, rzetelnym podejściem, które opiera się na zasadach przejrzystości we wzajemnych stosunkach", by Rosjanie nie byli zaskoczeni.
Z tego punktu widzenia nie sądzę, by reakcja Rosjan była związana z zapowiedzią porozumienia polsko-amerykańskiego - powiedział. W Rosji są tacy, którzy uważają, że czas dojrzał do normalizacji naszych stosunków i są tacy, którzy uważają, że jest to albo niepotrzebne, albo przedwczesne, albo chcą utrzymać wokół Polski niedobry klimat, podgrzewany przez ostatnie 2-3 lata przy każdej okazji.
Rotfeld podkreślił przy tym, że nie lekceważy nieprzychylnych Polsce sygnałów płynących w ostatnich dniach z Rosji. Ale nie wykluczam, że jest to taka dyplomatyczna gra - z jednej strony rozmawiamy, a z drugiej strony zaostrzamy ton -zaznaczył.
Dopytywany, czy ta gra może być prowadzona przez Putina na użytek polityki wewnętrznej, a negatywne sygnały mają być swoistym "wentylem bezpieczeństwa", by pokazać się społeczeństwu jako twardy gracz, Rotfeld odparł, że "nie wyklucza" takiej możliwości. Jakkolwiek przyznam się, że nie jestem osobą skłonną do takiego rozumowania, bo jest to sprzeczne z moją mentalnością- dodał.
Rotfeld przyznał, że najbardziej zaszokowała go jednak publikacja artykułu o zbrodni katyńskiej w dodatku do "Niezawisimoj Gaziety".
Cotygodniowy dodatek do dziennika "Niezawisimoje Wojennoje Obozrienije" zanegował w najnowszym wydaniu prawdę o mordzie NKWD na polskich oficerach w 1940 roku. Pretekstem do publikacji jest nominowanie do Oscara filmu "Katyń" Andrzeja Wajdy.
To szokujący przejaw cofania się (...) do czasów najgorszej stalinowskiej propagandy. Kłamstwo katyńskie jest czymś, nad czym nie można przejść do porządku dziennego, bo zatruwa ono świadomość nowych pokoleń - uważa Rotfeld. Jego zdaniem, na artykuł powinna zareagować przede wszystkim polska prasa.