Rosyjskim milblogerom puszczają nerwy. Musieli "odszczekać newsa"
Rosyjskiej maszynie propagandowej zdarzają się coraz poważniejsze wpadki. Ostatnio tak zwani "korespondenci wojenni" zbyt wcześnie ogłosili początek ukraińskiej kontrofensywy. Musieli szybko to odwołać.
To rzadki przypadek, gdyż rosyjska propaganda od lat ma wizerunek sprawnej, dobrze naoliwionej machiny. W oczekiwaniu na szeroko zapowiadaną ukraińską kontrofensywę, w czwartek wieczorem 11 maja ta machina najwyraźniej zawiodła. Kilku blogerów, którzy zajmują się propagandą wojenną, ogłosiło na komunikatorze Telegram początek ofensywy ukraińskiej .
W ich relacjach o lokalnych sukcesach armii ukraińskiej można było wyczuć obawy przed przełomem militarnym i ewentualną utratą terenów okupowanych przez Rosjan.
Doniesienia o rozpoczęciu przez Ukrainę ofensywy pojawiały się już wcześniej. Pochodziły od blogerów mających dziesiątki tysięcy obserwujących. Ale tym razem chodziło o tych, którzy grają w wyższej lidze.
Ton ich relacji nie był paniczny, ale bardzo temu bliski. Kiedy jednak okazało się, że nie była to spodziewana ukraińska kontrofensywa, w mediach społecznościowych pojawiły się masowe apele, by nie wpadać w panikę. Niektórzy z blogerów musieli się usprawiedliwiać i uspokajać mocno poruszoną opinię publiczną.
"Nie ma odwrotu. Za wami jest wasza rodzina"
39-letni Jewgienij Paddubny jest długoletnim pracownikiem państwowych kanałów telewizyjnych Russia -1 i Russia -2. Punktem ciężkości jego pracy jest reportaż wojenny. W czwartek wieczorem Poddubny napisał o kilku udanych lokalnych ofensywach ukraińskich na wschodzie i swoich przewidywaniach, że nacisk na rosyjskie pozycje ma wzrosnąć także na południu.
"Wychodzimy z założenia, że ruszyła kontrofensywa" – napisał Poddubny do około 900 tysięcy swoich użytkowników na Telegramie. Jego opinię podzielił inny propagandysta Siemion Piegow – twórca popularnego kanału WarGonzo, który śledzi grubo ponad milion użytkowników.
Dołączył do nich inny z pierwszej dziesiątki rosyjskich blogerów, Aleksander Koz - reporter gazety "Komsomolskaja Prawda". Początkowo miał wątpliwości, gdy usłyszał o rozpoczęciu ukraińskiej kontrofensywy i ruchu ukraińskich czołgów z Charkowa w kierunku rosyjskiej granicy. Uznałby to za dezinformację ze strony Ukrainy, gdyby "nie napisały o tym m.in. znane i sprawdzone osoby"– wyjaśniał Koz.
Jego konkluzja: "Jak wiadomo, zaczęło się". Koz udostępnił między innymi inne wezwanie kanału Telegram do rosyjskich żołnierzy: "Bojownicy! Czekaliśmy na to od miesięcy. Nie ma odwrotu. Za wami jest wasza rodzina".
Ale już po kilku godzinach wiadomości te zostały skorygowane i pojawiało się słowo "może". "Zatem towarzysze, proszę, bądźcie spokojniejsi. Nie napisałem, że wróg maszeruje na Biełgorod. Czytajcie uważnie. Chodzi o aktywne przesunięcia uzbrojenia i techniki wojennej w rejonie Charkowa" – napisał Poddubny.
Wcześniej informował o ruchach ukraińskich kolumn ze sprzętem wojennym w kierunku granicy z obwodem biłgorodzkim (Rosja - red.) i w kierunku Kupiańska (Ukraina, w pobliżu linii frontu - red.). Jego kolejny komunikat wygląda już jak próba usprawiedliwienia się i uspokojenia słuchaczy: "Jest wielu, którzy chcą wykorzystać faktyczną sytuację do wywołania paniki. Ale ja nie dałem do tego żadnego powodu. Raczej do czujności i sportowego gniewu".
Propaganda zawiodła. Dlaczego?
Późnym wieczorem na mediach społecznościowych krążyły już podobne komunikaty z różnych odcinków frontu. Informowały one, że sytuacja jest pod kontrolą. A próby przebicia się sił ukraińskich przez rosyjskie linie zostały ograniczone lub odparte.
Z kolei rosyjskie ministerstwo obrony pospieszyło z zaprzeczeniem wiadomości od blogerów pisząc: "Doniesienia z niektórych kanałów Telegramu, że na różnych odcinkach doszło do ‘przełamania obrony' nie są prawdziwe".
Tymczasem strona ukraińska nie daje sobie zaglądać w karty. Prezydent Wołodymyr Zełenski powiedział w jednym z wywiadów że kraj potrzebuje czasu na przygotowanie kontrofensywy. Część rosyjskich blogerów potraktowała to jako podstęp i uwierzyła, że jest wręcz przeciwnie. Według obserwatorów są dwie możliwe przyczyny błędów rosyjskiej propagandy.
Jedna to napięcie po miesiącach oczekiwania na kontrofensywę. Najwyraźniej blogerzy nie są pewni, czy rosyjska armia jest w stanie przetrzymać uderzenie. Innym powodem jest sama funkcja blogera. Ich pragnieniem i techniczną umiejętnością jest bycie jednymi z pierwszych, którzy informują o ważnych, przełomowych wiadomościach. Ta dynamika wyświadczyła propagandystom niedźwiedzią przysługę.
Ekspertka ds. Rosji Susanne Spahn powiedziała DW, że "rosyjskiemu przywództwu i ministerstwu obrony coraz mniej udaje się utrzymać pozory, że na froncie w Ukrainie wszystko idzie zgodnie z planem". – Wojskowe niepowodzenia i długi czas trwania misji wymagają wyjaśnienia, ale Kreml nie oferuje żadnego wyjaśnienia, ponieważ te niepowodzenia nie mogą być publicznie potwierdzone - wskazała.
Zdaniem Sphan to wcale nie dziwi, że "nawet 'korespondenci wojenni' na Telegramie nie trzymają się już konsekwentnie swojej twardej linii. A zaprzeczanie ministerstwa obrony wydaje się mało przekonujące i raczej przypomina próbę ograniczenia szkód wizerunkowych".
Ukraińcy szydzą z "bezwiednej pomocy" rosyjskich milblogerów
Doniesienia te wywołały krytykę i sarkazm w rosyjskich serwisach społecznościowych, ale radość w ukraińskich. Ta pomyłka pokazała, w jakim stanie psychicznym znajduje się część rosyjskiego społeczeństwa. Podważyła również własną wiarygodność i zdezorientowała rosyjską armię.
"Kochani Rosjanie zorientowali się, jak są okłamywani na Telegramie" – szydził rosyjski bloger, który namiętnie popiera wojnę. Jednocześnie oskarżył innych blogerów oraz media o nieudolność. Ukraiński dziennikarz Andrij Zaplienko zaproponował przyznanie rosyjskim blogerom nagrody głównodowodzącego Wałerija Załużnego za "informacyjne wsparcie ukraińskiej armii".
Autor: Roman Gonczarenko
Żródło: Deutsche Welle