"Nie mogą się włamać". Putin wpadł w wielką pułapkę
Wielka ofensywa rosyjska nie przynosi żadnych efektów. Zdania co do tego, czy się już rozpoczęła, czy też nie - wciąż są podzielone. - Rosjanie są w strategicznej i koncepcyjnej pułapce. Można przypuszczać, że nie są w stanie ruszyć z dużym natarciem – mówi WP gen. Stanisław Koziej, były szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego.
Ołeksij Daniłow powiedział, że "wielka ofensywa Rosjan" trwa już "ósmy czy dziesiąty dzień", ale armia nie robi postępów. Według ukraińskiego sztabu generalnego, Rosjanie atakują na kierunku kupiańskim, łymańskim, bachmuckim, awdijiwskim i szachtarskim.
W ostatnich tygodniach władze w Kijowie oceniały, że zapowiadana ofensywa Kremla rozpoczęła się już na osi Bachmut-Awdijiwka-Marjinka-Wuhłedar. Wielu ukraińskich ekspertów i wojskowych uważało, że Rosja, mimo wcześniejszych planów, nie zamierza jednak przeprowadzać kolejnego zmasowanego uderzenia, na wzór tego z 24 lutego 2022 roku, lecz będzie cykliczne wysyłać masy żołnierzy na obecną linię frontu w obwodach donieckim i ługańskim. Zamiast dużego natarcia wzdłuż jednej części frontu, mamy więc serię rozproszonych bitew toczących się z północy na południe od Ługańska, do Bachmutu i południowego Doniecka.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nieoficjalnie mówi się, że Rosjanie tracą w trwających obecnie walkach 5 razy więcej ofiar niż w poprzednich miesiącach. Jak informował na początku lutego "New York Times", liczba zabitych i rannych rosyjskich żołnierzy na Ukrainie zbliża się do 200 tysięcy. Obecnie może być już znacznie większa.
Najwyższe straty Rosjanie odnotowali w Bachmucie i Wułhedarze, a miały je ponieść w szczególności "elitarne" 155. i 40. Brygady Piechoty Marynarki Wojennej. Według "NYT" to właśnie zajęcie Bachmutu postrzega jako klucz do zdobycia całego Donbasu, dlatego rosyjskie wojsko wysłało na linię frontu wielu słabo wyszkolonych rekrutów i byłych więźniów.
Z kolei amerykańscy analitycy wojskowi zwracają uwagę, że rosyjskie dowództwo używa rzeszy zmobilizowanych rezerwistów do zastąpienia ofiar na froncie. Choć jak podkreślają, "nie ma zbyt wielu dowodów na to, że w odwodzie czekają większe dodatkowe siły".
Według gen. Stanisława Kozieja, byłego szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego, Rosjanie nie mają wystarczających sił uderzeniowych i manewrowych, żeby rozpocząć spektakularną ofensywę.
- "Dosypują" rezerwistów do jednostek, które już walczą, próbując zwiększyć siłę swojego natarcia. Ale nie są w stanie zbudować skutecznego, silnego zgrupowania uderzeniowego na bazie zmobilizowanych żołnierzy. Większość z nich została skierowana do uzupełnienia strat – mówi Wirtualnej Polsce gen. Stanisław Koziej.
W jego ocenie, okazuje się również, że rosyjska machina mobilizacyjna nie jest wydajna.
- Mówiło się, że rosyjscy rezerwiści są jednymi z najlepiej przygotowanych do walki na froncie. Podobnie z zapasami mobilizacyjnymi – ciężkim sprzętem czy czołgami. Przed wojną chwalono się ćwiczeniami rezerwistów, którzy mieli rozwijać jednostki na dużą skalę. Wydawało się, że przełoży się na to skuteczność Rosjan na froncie. Dzisiaj widzimy, że było to pozorowane, udawane i robione na pokaz. Okazało się, że cały system militarny jest wydmuszką. Stąd moja ocena, że Rosja nie jest w stanie prowadzić ofensywy na wielką skalę - ocenia gen. Stanisław Koziej.
"Rosjanie nie mogą włamać się w ukraińską obronę"
Ostrożniejszy w ocenach obecnej sytuacji na froncie jest gen. Waldemar Skrzypczak, były szef Wojsk Lądowych.
- Rosjanie otworzyli natarcie nawet nie na pięciu, ale na sześciu kierunkach. A nie otwiera się ofensywy na tylu kierunkach równocześnie. Żeby ją prowadzić trzeba mieć zgromadzony duży potencjał i wprowadzić go na jednym odcinku. Wtedy jednym głębokim uderzeniem rozrywa się obronę przeciwnika i rusza do natarcia – komentuje gen. Waldemar Skrzypczak.
Jego zdaniem, mnogość kierunków świadczy o tym, że Rosjanie próbują znaleźć słabe i wrażliwe miejsce w ukraińskim ugrupowaniu.
- Oni mają odwody operacyjne, których jeszcze nie użyli. Używają jedynie odwodów taktycznych, próbując skruszyć Ukraińców, wyczerpać i zaangażować ich wojska będące na tyłach. Przerzucają rezerwistów na front, żeby uzupełnić straty, ale nie pozwala im to korzystnie zmienić położenia. Nie mogą "włamać się" w ukraińską obronę. A i Ukraina bardzo dobrze się broni i nie dopuszcza do przełamania. Płaci jednak za to wysoką cenę, ponosząc straty i zużywając odwody operacyjne – ocenia gen. Waldemar Skrzypczak.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Od dłuższego czasu w obwodzie donieckim centralnym punktem krwawych zmagań jest wspomniany Bachmut. Sytuacja jest tam dynamiczna. Rosjanom zależy na wzięciu obrońców w kleszcze, jednak są skutecznie powstrzymywani, a ukraińskim żołnierzom udaje się przeprowadzać skuteczne kontrataki. Oprócz Bachmutu intensywne walki trwają również w okolicach Awdijiwki i Marjinki koło Doniecka. W obwodzie charkowskim rosyjskie siły próbują atakować w kierunku Kupjańska. Z kolei w obwodzie ługańskim Ukraińcy odpierają zacięte ataki niedaleko od Kreminnej. Według Kijowa, obrona Donbasu i Bachmutu jest kosztowna, ale pozwala wygrać czas potrzebny do przygotowania kontrofensywy.
- Rosyjscy wojskowi są zakładnikami politycznego celu, jakim jest opanowanie terytorium Donbasu - głównie całego obwodu donieckiego, bowiem Ługański praktycznie jest w ich rękach. Putin wydał rozkaz, więc wojskowi muszą go wykonać i znowu walą głową w mur. Nie mają większych sił, żeby okrążyć ukraińskie jednostki. Poruszają się o metry, nie o kilometry – mówi WP gen. Stanisław Koziej, były szef BBN.
I jak podkreśla, Bachmut, który Rosjanie mieli całkowicie opanować, nie poddał się całkowicie.
- O natarciu Rosjan mówi się tam już od kilku tygodni. Ba, Kreml już kilkukrotnie ogłaszał zajęcie całej miejscowości. I co się okazało? To, że ukraińscy żołnierze nie poddali się i nadal mają dobre warunki do rozstrzeliwania przeciwnika. Co podejdzie nowa fala, to zostaje zlikwidowana. Dla Ukrainy uwiązanie się wokół Bachmutu, trzymanie tam Rosjan i niszczenie ich, jest dobrym wyjściem na przeczekanie i dotarcie na front zachodniego sprzętu - uważa były szef BBN.
Także gen. Waldemar Skrzypczak uważa, że celem strategicznym Putina jest zdobycie całego Donbasu.
- Jeśli Rosjanie w najbliższym czasie mieliby intensywniej uderzyć, spróbują to zrobić od północy. Tam bowiem będą mieli sprzyjające warunki pogodowe. Prognozy wskazują, że będzie mroźnie, a temperatury utrzymają się poniżej zera. Po zmrożonej ziemi będzie można wprowadzić większą masę wojsk. Jeśli mieliby ruszyć to w ciągu tygodnia, dwóch – prognozuje były szef Wojsk Lądowych RP.
"W zasadzie to Putin przegrał wojnę"
Jego zdaniem, dla Rosji to ostatnia szansa na ofensywę i ostatni moment na zryw.
- Później nie będzie ich stać na duże natarcie. Dowódca rosyjskich wojsk gen. Walerij Gierasimow wie o tym i szuka szansy do dużego uderzenia. On też nie chce rozpocząć decydującego natarcia, rozbić się i później czekać na kontrofensywę ukraińską. Więcej takiej szansy już nie będą mieli – mówi gen. Waldemar Skrzypczak.
W mocniejszych słowach ocenia szanse Rosjan gen. Stanisław Koziej.
- Rosjanie są w strategicznej i koncepcyjnej pułapce. Nie tylko pod względem sił, zasobów i środków, ale także mają problem z pogodą. Nie wiedzą, czy rozpoczynać zmasowane uderzenie z udziałem wojsk pancernych, bo za niedługo rozpoczną się wiosenne roztopy. Boją się, że po 2-3 tygodniach znowu utkną w błocie. To zastanawianie się Putina tylko wzmacnia ukraińską armię. Kijów czeka na dostawy broni z Zachodu. Jak już je otrzyma, Ukraińcy będą zdecydowanie trudniejsi do pokonania - przewiduje były szef BBN.
I jak podkreśla, po roku od wybuchu wojny widać, że rosyjska armia jest nieudolna. - Jest niewolnikiem politycznego dyktatu Putina, a dodatkowo jest słaba pod względem zasobów i kadr. Rosyjscy żołnierze są nieprzygotowani, nie mają motywacji i brakuje im sprzętu. W zasadzie Rosja wojnę przegrała, a teraz walczy, żeby pokazać propagandowo, że była to bitwa w obronie swoich obywateli – podsumowuje gen. Stanisław Koziej.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski