ŚwiatRosyjska gra o Bałkany. Moskwa dzieli i rządzi

Rosyjska gra o Bałkany. Moskwa dzieli i rządzi

Rywalizacja między Zachodem i Rosją wkracza na kolejny grunt: Bałkany. A ponieważ opiera się na napięciach etnicznych, może to być niebezpieczna rozgrywka.

Rosyjska gra o Bałkany. Moskwa dzieli i rządzi
Źródło zdjęć: © PAP/EPA | SRDJAN SUKI
Oskar Górzyński

26.05.2015 08:59

Od kilku tygodni na ulice Skopje, stolicy Macedonii, wychodzą tysiące demonstrantów domagających się ustąpienia rządzącego od 9 lat premiera Nikoły Gruewskiego. W poprzednią niedzielę zgromadziły one rekordowy, ponad 20-tysięczny tłum. Powodów do protestów Macedończycy mają niemało: sukcesywnie publikowane przez lidera opozycji nagrania z prywatnych rozmów rządzącej elity ujawniły niekiedy szokujące praktyki władzy: fałszowanie wyborów, ścisłą kontrolę nad sędziami, tuszowanie policyjnych zbrodni i zwykłą korupcję. Oliwy do ognia dodał jeszcze incydent w Kumanowie, mieście przy granicy z Serbią i Kosowem, gdzie grupa podająca się za albańskich separatystów starła się w krwawej walce z siłami bezpieczeństwa.

Zachodni spisek

Z perspektywy Moskwy, która w ostatnich czasach bardzo zbliżyła się do obecnego rządu, sprawy wyglądają zupełnie inaczej. Jeszcze przed niedzielną demonstracją rosyjskie media określiły protesty jako zorganizowaną z zewnątrz (w domyśle - przez Zachód) próbę przeprowadzenia kolejnej "kolorowej rewolucji" - wszystko po to, by nie dopuścić do zbliżenia kraju z Rosją i by wykoleić rosyjski projekt gazociągu "Turkish Stream", którym Moskwa chce przesyłać gaz do Europy (z pominięciem Ukrainy). Ten sam cel miał mieć atak w Kumanowie. Albańscy terroryści mieli według tej wersji być wynajęci przez NATO, a ich celem miało być doprowadzenie do destabilizacji rządu (i w rezultacie śmierć "Tureckiego potoku"). Tę optykę podzielają - co nie jest niespodzianką - także rosyjscy oficjele. Szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow posunął się w tym nawet do otwartego oskarżenia dwóch sąsiednich państw - Bułgarii i Albanii - o próbę rozbioru Macedonii, co miałoby być karą za jej odmowę przyłączenia się do sankcji na Rosję i
zgodę na budowę gazociągu.

Chodzi o gaz

- Dopiero po akcji w Kumanowie Rosja tak naprawdę zainteresowała się sytuacją w Macedonii i tak mocno poparła obecny rząd. W ciągu ostatnich tygodni, mieliśmy do czynienia z całym szeregiem gestów i wypowiedzi ze strony Moskwy, podczas gdy przedtem rosyjski MSZ nie wydał ani jednego komunikatu w sprawie Macedonii - mówi WP Andreja Bogdanovski, ekspert z ośrodka Analytica w Skopje.

Macedonia to jednak tylko jeden z elementów wielkiej gry Kremla w regionie. Gry, której kluczem wydaje się właśnie energetyka. Projekt "Turkish stream" był reakcją Kremla na fiasko innego planowanego gazociągu, mającego doprowadzić rosyjski gaz na Bałkany, Gazociągu Południowego, którego trasa miała prowadzić przez Morze Czarne do Bułgarii. Wszystkiemu przeszkodziła jednak Unia Europejska, która nie zgodziła się na monopolistyczną pozycję Gazpromu jeśli chodzi o kontrole nad infrastrukturą. Odpowiedzialnością za fiasko projektu Moskwa obciąża nie tylko Brukselę, ale też Bułgarię, która dziś oskarżana jest o próby rozczłonkowania Macedonii.

Tymczasem nowy rurociąg - mimo że nie wiadomo, czy w ogóle ma szanse powstać - po stronie europejskiej miałby prowadzić przez państwa pozostające w dobrych stosunkach z Kremlem: Grecję, Macedonię, Serbię i Węgry.

Głównym sojusznikiem Rosji na Bałkanach tradycyjnie jest Serbia, z którą łączą ją więzy historyczne i religijne, a od niedawna też i energetyczne. W 2008 roku największa serbska spółka naftowa NIS, a z nią cała infrastruktura - trafiła pod kontrolę Gazpromu. W dalszych latach, Belgrad podejmował szereg kolejnych kroków zbliżających dwóch historycznych sojuszników, m.in. biorąc udział w rozmowach z organizacjami kierowanymi przez Moskwę, Eurazjatycką Unią Gospodarczą czy wojskowej Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym. Jednocześnie, Belgrad cały czas stara się o członkostwo w Unii Europejskiej, co w obecnej sytuacji stawia Serbię w osobliwej sytuacji, przypominającej po części tę, w jakiej znajdowała się Ukraina za czasów Wiktora Janukowycza.

- To bardzo trudny wybór. Z Rosją wiążą ją sprawy historii, a także powiązania energetyczne i wojskowe. Ale z drugiej strony, Serbia jest całkowicie uzależniona od europejskich rynków. I to Niemcy, a nie Rosja, mogą pomóc Serbii posuwać się naprzód. Serbski rząd wkrótce zobaczy, że Moskwa nie ma nic do zaoferowania - prognozuje politolog Iwan Krastew, politolog i szef Centrum Strategii Liberalnych w Sofii.

Igranie z ogniem

W innych państwach regionu Moskwa także aktywnie stara się hamować europejskie wpływy. Co więcej, coraz częściej wykorzystuje czynnik etniczny, by blokować ich ścieżkę do integracji z Unią Europejską. Koronnym przykładem jest tu Bośnia i Hercegowina, której skomplikowany ustrój federalny jest niemal przepisem na nieustanny impas. Na dodatek, zamiast łagodzić napięcia etniczne w państwie zamieszkałym przez muzułmanów, Chorwatów i Serbów, tylko je powiększa. Skrzętnie wykorzystuje to Rosja, która mocno angażuje się w poparcie dla serbskich separatystów w Republice Serbskiej (jednej z części składowej BiH). Według obserwatorów, wpływy Rosji w RS są nawet większe niż samych wpływy i poparcie okazywane przez samych Serbów. Aneksja Krymu dała przy tym bośniackim Serbom dodatkowy impet w ich działaniach i ambicjach. W efekcie Bośnia i Hercegowina, mimo starań o członkostwo w Unii Europejskiej, od lat jest w stanie paraliżu, co skutecznie uniemożliwia jej integrację z UE.

- Ten brak postępu w integracji z NATO i UE powoduje, że Moskwie łatwiej jest wpływać na kraje bałkańskie i realizować w ten sposób swoje interesy. Bruksela i Waszyngton powinny potraktować tę aktywność Rosji jako sygnał do przebudzenia się - uważa Andreja Bogdanovski.

Poza Bośnią, czynnik etniczny coraz częściej podnoszony jest również w Macedonii, gdzie 25 procent ludności stanowią Albańczycy. Wedle narracji suflowanej tak przez rosyjskie media, dyplomatów, jak i przez rząd Gruewskiego, Macedonii zagrażają albańscy separatyści wiedzeni ideą "Wielkiej Albanii" - połączenia wszystkich ziem w dużym stopniu zamieszkałym przez ten naród. Twierdzenie to nie jest całkowicie bezpodstawne. Mimo że w 2002 roku na mocy porozumienia w Ochrydzie główna grupa separatystów (Armia Wyzwolenia Narodowego, czyli macedońska odnoga walczącego w Kosowie UCK) złożyła broń, to od tego czasu kilkakrotnie dochodziło do ataków z udziałem Albańczyków. Problem w tym, że Rosja wykorzystuje to nie do łagodzenia, sporu, lecz go podkreślania - wszystko po to, by wzmocnić w ten sposób pozycję rządzącej ekipy, a przy okazji oskarżyć Zachód o udział w spiskach przeciwko rosyjsko-macedońskiej współpracy. Według rosyjskiej wersji wydarzeń, za działaniami albańskich nacjonalistów stoją bowiem Amerykanie,
którzy chcą w ten sposób nie dopuścić do "Tureckiego potoku" .

- Macedonia nigdy jeszcze nie była obiektem tak skoordynowanej i masowej akcji dezinformacyjnej ze strony Moskwy. Obawiam się, że ta akcja może skutecznie wpłynąć na macedońską opinię publiczną - mówi Bogdanovski.

- Obecny konflikt nie jest przede wszystkim konfliktem etnicznym, lecz politycznym, bo przeciw rządowi protestują tak słowiańscy Macedończycy, jak i Albańczycy czy Turcy zamieszkujący ten kraj - mówi WP dr James Ker-Lindsay z brytyjskiej London School of Economics - Obawiam się jednak, że jeśli ten aspekt nadal będzie podkreślany, to ten kryzys nabierze też charakteru etnicznego. A jak wiemy z historii, może się bardzo źle skończyć - ostrzega ekspert.

Zobacz również: Liberland - nowe "państwo" w Europie
Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (107)