PublicystykaRosyjska afera Trumpa, czyli Watergate dla idiotów. Trump wpadnie przez głupotę

Rosyjska afera Trumpa, czyli Watergate dla idiotów. Trump wpadnie przez głupotę

Sprawę rosyjskich powiązań ludzi Trumpa nazywa się "głupim Watergate". Nie bez powodu. Za pomocą jednego tweeta, Donald Trump wpakował się w jeszcze głębsze tarapaty i pośrednio przyznał się do popełnienia przestępstwa.

Rosyjska afera Trumpa, czyli Watergate dla idiotów. Trump wpadnie przez głupotę
Źródło zdjęć: © Getty Images
Oskar Górzyński

04.12.2017 | aktual.: 04.12.2017 13:55

To nie był najlepszy weekend dla Donalda Trumpa. W piątek jego były doradca ds. bezpieczeństwa narodowego gen. Michael Flynn oficjalnie przyznał się do składania fałszywych zeznań dla FBI na temat kontaktów z Rosjanami i poszedł na pełną współpracę z ekipą specjalnego prokuratora Roberta Muellera, prowadzącego śledztwo w sprawie rosyjskich powiązań ludzi Trumpa z Moskwą. To potencjalnie bardzo złe wieści dla Trumpa. Flynn był jednym z najbliższych współpracowników prezydenta, który musiał posiadać bardzo dużą wiedzę na temat wewnętrznych procesów i zewnętrznych kontaktów kampanii. A wiedza ta może się okazać dla prokuratury bardzo przydatna. O tym, jak bardzo przydatna, świadczy fakt, że dzięki układowi ze śledczymi, zamiast kary do 5 lat pozbawienia wolności, Flynn ostatecznie może w ogóle uniknąć więzienia.

Samozaoranie Trumpa

Trump postanowił więc przeprowadzić kontratak i w swoim stylu zrobił to na Twitterze. Również w swoim stylu, tym tweetem tylko się pogrążył. I kto wie, czy jego wpis nie przejdzie do historii, jako ten, który spowodował jego upadek.

"Musiałem zwolnić generała Flynna, bo okłamał wiceprezydenta i FBI. Przyznał się do tych kłamstw. Szkoda, bo jego działania podczas okresu przejściowego [okres między wyborami a rozpoczęciem prezydentury - przyp. OG] były zgodne z prawem. Nie było nic do ukrycia!" - napisał Trump.

Pogrążają go w tym tweecie dwa słowa: "i FBI". Dlaczego? Bo zaledwie dwa dni po zwolenieniu Flynna, prezydent miał naciskać na ówczesnego szefa FBI, Jamesa Comeya, by ten dał sobie spokój ze śledztwem w sprawie Flynna, bo to "dobry gość". Comey odmówił i kilka tygodni później został zwolniony. Krótko mówiąc, Trump w tweecie przyznał się, że wiedział, że Flynn popełnił przestępstwo, a mimo to starał się ukrócić jego ściganie. W Stanach Zjednoczonych takie zachowanie nazywa się "obstruction of justice", czyli utrudnianie działania wymiaru sprawiedliwości i jest przestępstwem.

Sam Comey zareagował na te wieści w wiele mówiący sposób. Zacytował werset ze starotestamentowej księgi Amosa: "Niech sprawiedliwość wystąpi jak woda z brzegów i prawość jak potok nie wysychający wyleje!"

Ekipa Trumpa potem próbowała wybrnąć z kłopotów, w jakie wkopał się prezydent. Stwierdzili, że autorem tweeta nie była sama głowa państwa, lecz jego prawnik John Dowd. Nie trzeba chyba dodawać, że to jedno z najmniej przekonujących kłamstw tej administracji.

Parodia Watergate

Epizod ten doskonale pokazuje, dlaczego ciążąca nad Trumpem od początku prezydentury "Russiagate" jest nazywana "Głupim Watergate" albo "Watergate dla idiotów". Tym, co pogrążyło prezydenta Nixona w sprawie Watergate wcale nie było bowiem samo przestępstwo w centrum sprawy, czyli włamanie się do siedziby Demokratów w celu założenia podsłuchu. Pogrążyły go próby tuszowania sprawy.

W sprawie Russiagate może być podobnie, z tym że przestępstwa w centrum afery mogło w ogóle nie być, a Trump i jego ludzie wykazują się komiczną wręcz niekompetencją w jego tuszowaniu. Wcale nie jest bowiem wykluczone, że Trump ma w swoim tweecie rację: że kontakty Flynna - a także wielu innych przedstawicieli prezydenckiej ekipy - z Rosjanami nie łamały żadnego prawa. Owszem, syn prezydenta Donald jr. przyznał w opublikowanym e-mailu, że był zainteresowany "brudem" oferowanym przez Rosjan, lecz nie wiadomo, czy ostatecznie doszło do aktywnej współpracy. Podobnie nie wiadomo, czy liczne kontakty i powiązania innych działaczy kampanii z Rosją miały przestępczy charakter. Problem w tym, że wszystkie te kontakty były ukrywane, a pytani na ich temat ludzie Trumpa kłamali, często pod przysięgą. Tuszowanie to było zresztą niezwykle nieudolne, bo dowodów na to, że się odbyły jest całe mnóstwo.

Tymczasem jak przekonał się właśnie generał Flynn, kłamstwa mają swoje konsekwencje. Czy o tym samym przekona się Trump? Ostatecznie o wszystkim może zdecydować rozkład sił w Kongresie po przyszłorocznych wyborach. Impeachment to proces polityczny i to od decyzji parlamentarnej większości zależy, czy zostanie uruchomiony. Pewne jest jednak to, że nawet jeśli prezydentowi nie zostanie udowodniona wyborcza zmowa z Rosjanami, pretekst do odwołania go i tak już jest. I Trump sam go swoim przeciwnikom sprezentował.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)