Rosjanin: za aferą z tablicą stoją premier i prezydent Rosji
Zmiana napisu na tablicy w Smoleńsku była zamierzona i inspirowana z samej góry - nie mam najmniejszych wątpliwości, że za wszystkim stoi Kreml, na czele z prezydentem i premierem Rosji - pisze Władimir Bukowski, rosyjski dysydent, pisarz i obrońca praw człowieka w ZSRR.
11.04.2011 | aktual.: 11.04.2011 10:17
Dmitrij Miedwiediew i Władimir Putin nie chcieli przepraszać za Katyń. Nie chcieli tego napisu, który wyraźnie stwierdzał, że zbrodnia katyńska była ludobójstwem. To dla mnie jest jasne. Nie uznają tej zbrodni. Nie chcieli przy takiej tablicy składać kwiatów. Oczywiście wykorzystali do tego władze Smoleńska, które po cichu podmieniły tablicę na wygodną dla włodarzy z Kremla.
Tak to się w Rosji odbywa. Tak jest zawsze. Potem się tłumaczy ludziom, że chodzi o to by, tablica była dwujęzyczna. To takie wytłumaczenie dla opinii publicznej, żeby się wybielić. Że to niby przypadek, że chcieliśmy lepiej. A w efekcie przemyca się pod takim kamuflażem bardziej korzystne dla siebie treści.
Dziwi mnie jednak stosunek polskich władz i premiera Donalda Tuska do tej sprawy i w ogóle do relacji polsko-rosyjskich. Chcą za wszelką cenę dobrych relacji z reżimem, nie bójmy się tego powiedzieć, z reżimem KGB. Bo Kreml jest właśnie opanowany przez takich ludzi. Ludzi pozbawionych skrupułów i gotowych za wszelką cenę postawić na swoim.
Donald Tusk powinien się spodziewać takich rzeczy i pilnować tego. Ostrożności w relacjach z Rosją powinna go nauczyć historia. Ludzie Kremla nie szanują miękkich i słabych partnerów. Oni szanują twardych przeciwników. Dlatego postawa szefa polskiego rządu jest dla mnie niezrozumiała i budzi zdziwienie.
W tym wypadku, po takim skandalu, prezydent Polski Bronisław Komorowski nie powinien w ogóle jechać do Smoleńska. Powinien zostać w domu i wyrazić zdecydowany sprzeciw i oburzenie.
Tylko w ten sposób uzyskacie szacunek w oczach rosyjskich władz. Mówiąc krótko - "złe relacje" z Rosją, w gruncie rzeczy oznaczają, tak naprawdę, relacje dobre. Bo oparte na wzajemnym szacunku, a nie dominacji jednej strony nad drugą.