Rosjanie wprost: "Zawieszenie broni jest nierealne". Oto groźny scenariusz dla Ukrainy
Przy zastoju na froncie Rosja może kontynuować działania wojenne przez długi czas, krwawić jeszcze przez miesiące, a nawet lata. Ukraina natomiast ma ograniczone zasoby ludzkie - uważa dr Wojciech Siegień, ekspert w dziedzinie analiz rosyjskiej propagandy. Ostatnio rosyjski przedstawiciel przy ONZ oświadczył, że "zawieszenie broni w wojnie Rosji z Ukrainą jest obecnie nierealne".
Podczas briefingu w siedzibie ONZ stały przedstawiciel Rosji Wasilij Niebenzia ogłosił, że w obecnych warunkach zawieszenie broni jest nierealne. Oskarżył Ukrainę o złamanie moratorium na ataki na obiekty infrastruktury energetycznej, twierdząc, że to właśnie te działania zniweczyły szanse na ograniczone porozumienie. "Mieliśmy próbę ograniczonego zawieszenia broni w odniesieniu do infrastruktury energetycznej, której nie przestrzegała strona ukraińska" - powiedział rosyjski dyplomata.
Według ekspertów nadzieje na zawieszenie broni gasną. Rosja i USA znalazły się na rozdrożu w sprawie Ukrainy. - Rosyjski przedstawiciel w ONZ to znana postać, postrzegana jako krzykacz na arenie międzynarodowej. Jest aktorem propagandy. Jego rola polega na publicznym wzmacnianiu narracji Kremla, według której to Ukraina jest odpowiedzialna za niedotrzymywanie zawieszenia broni - komentuje w rozmowie z WP dr Wojciech Siegień, ekspert w dziedzinie analiz rosyjskiej propagandy oraz autor podcastu "Blok wschodni" w serwisie KrytykaPolityczna.pl.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Rości sobie prawo". Reaguje na "bojówki Brauna" w szpitalu
Dlaczego padły słowa o "nierealności" zawieszenia broni?
Rozmówca WP uważa, że Rosja nie jest nastawiona na szybkie zwycięstwo i przełom na wojnie. Może kontynuować strategię wykrwawiania Ukrainy przez długi czas, szczególnie jeśli USA i administracja Donalda Trumpa będą się dystansować od konfliktu.
- To nie nasza wojna - to słowa, które ostatnio padły z ust sekretarza stanu Stanów Zjednoczonych Marco Rubio. USA są gotowe zrezygnować z prób osiągnięcia pokoju między Rosją i Ukrainą, jeśli w najbliższych dniach nie pojawią się wyraźne oznaki możliwości osiągnięcia porozumienia.
- Uważam, że najważniejsza będzie reakcja Stanów Zjednoczonych. To jest najbardziej groźny scenariusz dla Ukrainy. Po Trumpie nie możemy oczekiwać żadnego poziomu współczucia czy jakiegokolwiek innego interesu poza wąsko pojętym interesem swoich sympatyków. Trump może w każdej chwili zmienić swoje stanowisko i uznać konflikt za "nie swój". Zrobi to jednym pociągnięciem flamastra, nie zwracając uwagi na konsekwencje dla Europy, Rosji czy Ukrainy - mówi dalej dr Siegień.
Trump czeka na odpowiedź. Kreml reaguje: nie planujemy rozmów
17 kwietnia prezydent Trump, komentując w Białym Domu stan negocjacji, wyraził nadzieję na rychłą odpowiedź Rosji w sprawie zawieszenia broni. "Otrzymamy od nich odpowiedź w tym tygodniu. Chcemy, żeby śmierci i zabójstwa się skończyły" - powiedział polityk. Trump powtórzył także alarmujące dane: w wyniku wojny ginie tygodniowo około 2500 osób, głównie żołnierzy obu walczących stron.
Takich słów Kreml nie pozostawił bez odpowiedzi. Rzecznik Władimira Putina Dmitrij Pieskow odparł, że rosyjski prezydent nie planuje żadnych rozmów z Trumpem do końca tygodnia. Przyznał jednak, że kontakty nawiązane ze stroną amerykańską pozwolą np. na szybką rozmowę telefoniczną. - Rosja dąży do rozwiązania tego konfliktu, dba o własne interesy i jest otwarta na dialog, kontynuujemy ten temat - zadeklarował Rosjanin.
- Być może za kilka dni pojawi się jakaś inaczej brzmiąca odpowiedź Rosji. Najgorsze w ogóle, co się może wydarzyć w tej całej sytuacji, to właśnie rodzaj stagnacji w negocjacjach i na polu walki. Tego Ukraina prawdopodobnie nie będzie mogła wytrzymać po prostu demograficznie, zabraknie jej ludzi do walki - ocenia tę wypowiedź dr Wojciech Siegień.
- Dla Rosji stagnacja konfliktu może trwać latami. Jest to możliwe, ponieważ Kreml nie ma realnej opozycji wewnętrznej, posiada rozwinięty aparat represyjny, a społeczeństwo jest apatyczne i rozczłonkowane. Wojna mogłaby zostać przerwana jedynie w przypadku całkowitego załamania na rynku ropy naftowej lub gdyby sankcje poważnie osłabiły rosyjski budżet - tłumaczy ekspert do spraw rosyjskiej polityki.
Negocjacje pokojowe? "To czas umierania"
Rosyjskie media regionalne (Sibir Realii) donoszą, że mimo rozmów pokojowych intensyfikowana jest kampania rekrutacyjna do armii, głównie poprzez podnoszenie jednorazowych wypłat za podpisanie kontraktu - w niektórych regionach nawet 2,5-krotnie.
Władze chwalą się wzrostem liczby ochotników, ale jednocześnie pojawiają się informacje o przyjmowaniu niemal wszystkich kandydatów, niezależnie od stanu zdrowia. W tle doniesień o "sukcesach rekrutacji" słychać też głosy o opóźnieniach w wypłatach żołdu i propagandowej ofensywie banerowej, mającej przykryć realne problemy na froncie i w armii.
W ostatnich dniach rosyjskie wojska rozpoczęły atak w regionie Pokrowska na wschodzie Ukrainy. Jak poinformował prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, jednego dnia obrońcy kraju zniszczyli ponad 20 jednostek sprzętu wroga, zadając również straty osobowe.
Statystyczna rosyjska kompania piechoty szturmowej ponosi do 50 proc. strat na dobę. Kombinacja ukraińskich ataków dronowych oraz pocisków artylerii kasetowej zbiera krwawe żniwo wśród rosyjskich żołnierzy. Nadszedł czas umierania. Taka sytuacja panuje na znakomitej większości aktywnych odcinków frontu
W piątek wczesnym rankiem Rosjanie przeprowadzili atak rakietowy na Charków, w wyniku którego jedna osoba zginęła, a 74 zostały ranne. Wśród ofiar jest pięcioro dzieci. Wiadomo, że dzieci mają 4 lata i 2,8 roku. Dane przedstawił szef administracji wojennej w Charkowie, Oleg Synegubow.
Według urzędnika Rosjanie z premedytacją uderzyli w zwykłe bloki zamieszkane przez cywilów. Już informowaliśmy w WP, że Rosja rozpoczęła ofensywę w regionie Charkowa, Sum i Czernihowa na granicy w północno-wschodniej części kraju.
Według gen. Romana Polko celem rosyjskich działań może być osłabienie morale ukraińskiego społeczeństwa poprzez atakowanie i bombardowanie obiektów cywilnych, a nie wojskowych. - Rosja nie szuka zwycięstwa na froncie, bo nie ma zdolności do przełamania impasu na polu walki. Za to dąży do zwycięstwa dyplomatycznego poprzez osłabienie czynników politycznych i wymuszenie na ukraińskim społeczeństwie żądania od ich władz ustalenia pokoju za wszelką cenę - komentował w rozmowie z Wirtualną Polską były dowódca jednostki GROM.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski