Rosjanie straszą szturmem na Odessę. Znowu nie wyszło. Od razu stracili dwa samoloty
Na wodach koło Odessy we wtorek pojawiło się kilkanaście rosyjskich okrętów wojennych, w tym także desantowce z elitarną piechotą morską. Nie doszło do spodziewanego w każdej chwili ataku od strony morza. W środę o świcie zaczęło się od kosztownej straty. Ukraińscy obrońcy ogłosili, że zestrzelili dwa samoloty Su-30.
W Odessie doszło do czegoś, co rzadko obserwuje się na ukraińskiej wojnie. Im bardziej zagraniczni dziennikarze martwią się rosyjskim atakiem na miasto, z tym większym spokojem jego mieszkańcy zapewniają, że nie ma co panikować.
- Odessa jest gotowa do obrony. Na razie jest spokojnie. Zobaczymy, co będzie dalej - powiedział WP Borys Tynka z Odessy, pytany o możliwy atak od strony morza.
"Otrzymałam dzisiaj wiele wiadomości o tym, że Rosja przygotowuje inwazję na Odessę. (...) Odessa trzyma się bardzo mocno. Nie musicie się martwić" - napisała na Twitterze przebywająca w mieście studentka Daria Korsak.
To komentarze po informacjach z 15 marca, gdy upubliczniono zdjęcia satelitarne z grupą 14 okrętów rosyjskich, która obrała kurs na strategiczne dla Ukrainy i zamieszkałe przez milion osób miasto portowe.
W środę o świcie to Rosjanie przyjęli bolesny cios w nos. Dowództwo Sił Powietrznych Ukrainy poinformowało o zestrzeleniu dwóch samolotów SU-30sm, rzekomo najlepszych maszyn, jakie Rosjanie wystawili do walki. Pilocie katapultowali się, a wraki wpadły do morza. Poinformowano, że celem ataku było kilka z miejscowości koło Odessy. Część wystrzelonych rakiet została unieszkodliwiona przed uderzeniem w cel.
Łukaszenka zdradził plany. Miasto stało się fortecą
O desancie mówiono od pierwszych dni wojny. Miejsce planowanego ataku nieopatrznie ujawnił Aleksandr Łukaszenka. 1 marca na posiedzeniu swojej rady bezpieczeństwa pokazał mapę inwazji z naniesionymi strzałkami kierunków ataku. Można było wśród nich dostrzec planowany atak na Odessę.
Obrońcy mieli dwa tygodnie, aby zamienić miasto w twierdzę. Na atakujących czekają zaminowane plaże, okopy i stanowiskami karabinów maszynowych. Główne ulice są zastawione jeżami przeciwczołgowymi. Obrońcy mogą się chronić w podziemnym systemie historycznych katakumb.
Według wojskowych analityków atak na ufortyfikowane miasto ma małe szanse na powodzenie.
- Gdyby doszło do ataku, to byłby to raczej akt desperacji rosyjskich dowódców, którzy nie wypełnili tego zadania. Operacja nie miałaby wsparcia od lądu, co jest wielkim ryzykiem i grozi masakrą. Żołnierze zgromadzeni na okrętach i bazach jedzą konserwy od trzech tygodni, spada morale, pewnie już wariują i coś trzeba z nimi z robić, czyli posłać do ataku albo rozpuścić do domów - komentuje płk Andrzej Kruczyński, weteran GROM, uczestnik misji w Bośni, Kosowie oraz Iraku.
- Odessa to teraz twardy orzech do zgryzienia. Gdyby tam doszło do porażki, to Rosjanie już by się na tej wojnie nie podnieśli. Ogarnie ich rozpacz - dodaje.
Analitycy waszyngtońskiego Institute for the Study of War (ISW) wskazują, że desant jest mało prawdopodobny, ponieważ lądowe siły utknęły w walkach o Mikołajów (150 km na wschód od Odessy). Zabezpieczenie drogi do Odessy zajęłoby im co najmniej tydzień.
"Siły rosyjskie prawdopodobnie nie zdołają skutecznie okrążyć Mikołajowa i zagrozić Odessie w najbliższej przyszłości, ale zachowają niezaangażowane rezerwy piechoty morskiej, które mogłyby przeprowadzić operację desantową lub wyokrętować w celu wzmocnienia rosyjskich operacji lądowych" - podsumowuje ISW w najnowszym raporcie.