Rosjanie ostrzeliwują się wzajemnie. Mają z tym ogromny problem, "Z" na czołgach nie pomaga
O pomyłkę na polu walki nie jest trudno - może dojść do sytuacji, w której zamiast wroga ostrzelany zostanie przyjaciel. Choć każda armia stara się minimalizować takie sytuacje, niski poziom rosyjskiej techniki spowodował, że wielkie oznaczenia na pojazdach stały się koniecznością. Koniecznością, która nie zawsze się sprawdza.
Wielkie symbole liter "V" i "Z" stały się symbolem rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Nie zostały one wymalowane na wojskowym sprzęcie tylko ze względów propagandowych, w tym celu zostały wykorzystane dopiero później. Pierwotnym zadaniem było rozpoznanie wizualne - jak przed stu laty, kiedy nie istniały systemy rozpoznania, kto jest "swój", a kto "obcy".
Rosjanie mają ogromne problemy ze świadomością operacyjną na polu walki. Było to widać przede wszystkim na początku wojny, kiedy dochodziło do ataków rosyjskiego lotnictwa szturmowego na poruszające się kolumny zmechanizowane. Zwłaszcza po zmroku. W trakcie walk pod Kijowem oddziały zmechanizowane uderzające na Hostomel ostrzelały się wzajemnie, myśląc, że walczą z Ukraińcami. Zniszczeniu uległy przynajmniej dwa bojowe wozy piechoty BMD-2, należące do wojsk powietrznodesantowych i czołg brygady zmechanizowanej, która szła spadochroniarzom na odsiecz.
Nie jest to niezwykłe wydarzenie na wojnie. Również Ukraińcy mają na koncie ogień pomiędzy własnymi oddziałami. Podczas obecnej wojny udokumentowano dwa takie przypadki. Najtragiczniejszy wypadek miał miejsce 12 kwietnia 2022, kiedy ukraiński T-64 ostrzelał ukraińskich żołnierzy stojących nad zdobycznym rosyjskim transporterem BMP, zabijając wszystkich piechurów.
Innym razem żołnierze ukraińskich wojsk specjalnych przez dwie godziny walczyli z żołnierzami Legionu Międzynarodowego. Obie jednostki nie miały pojęcia o swojej obecności w rejonie operacji. Dopiero gdy sztabowcy zorientowali się, co się dzieje, przerwano walkę.
W pierwszym przypadku zawiodło rozpoznanie wzrokowe, w drugim planowanie i współpraca pomiędzy rodzajami sił zbrojnych. Na tle rosyjskich pomyłek wyżej opisane wypadki wyglądają jednak blado.
Ślepa artyleria
Największym problemem Rosjan jest brak środków rozpoznawczych na poziomie taktycznym. Walczące oddziały bardzo często nie wiedzą, co się znajduje dwa kilometry do przodu. Nie mają pojęcia, czy pojazdy przed nimi są własne, czy ukraińskie. Problemem jest to, że obie strony używają sprzętu wywodzącego się z czasów Związku Radzieckiego. Brak systemów rozpoznawczych swój-obcy w wojskach lądowych i brak lekkich środków rozpoznawczych, w tym bezzałogówców, spowodowały, że pojawiły się - w tym momencie owiane złą sławą - litery.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W gorszej sytuacji jest piechota. Współczesne mundury są niezwykle do siebie podobne - zwłaszcza, kiedy są utytłane błotem czy kurzem. Stąd właśnie kolorowe oznaczenia noszone na ramionach i udach. Ukraińcy też takie noszą, przydają się podczas walki na bliskim dystansie. Co innego w przypadku walki z daleka. Ukraińcy używają sieciowych systemów zarządzania polem walki, które dają dowódcom pełną wiedzę o sytuacji taktycznej. Informacje z różnych źródeł są przekazywane i analizowane w czasie rzeczywistym. Dlatego też ogień ukraińskiej artylerii jest tak celny - czego nie można powiedzieć o tym rosyjskim.
8 maja na odcinku zaporoskim ukraińscy żołnierze 97. batalionu piechoty poinformowali, że rosyjska artyleria ostrzelała rosyjskich żołnierzy, którzy przygotowywali się do uderzenia na ukraińskie pozycje. Straty są nieznane. Nie tylko ze względu na mgłę wojny. Piechota została ostrzelana przez system TOS-1A, którego głównym orężem są pociski termobaryczne. Jedna wyrzutnia jest w stanie w ciągu 12 sekund wypalić do cna obszar o powierzchni czterech hektarów. Maksymalny zasięg systemu to 10 km. Wówczas ostrzelani zostali żołnierze oddaleni o około cztery kilometry.
Zniszczona kolumna
Dwa dni później rosyjska artyleria ostrzelała w Donbasie własną kolumnę zmechanizowaną, próbującą odciąć wycofujące się spod Siewierodwińska oddziały ukraińskie. Nie pomogły wielkie białe litery wymalowane na kadłubach czołgów i transporterów. Wyposażone w cywilną optykę rozpoznawcze bezzałogowce nie są bowiem w stanie skutecznie rozpoznać pojazdów. Zwłaszcza, że te nie mają innych środków rozpoznawczych. O pomyłkę więc łatwo.
Głównym środkiem rozpoznawania obrazowego rosyjskich bezzałogowców Orłan-10 i Orłan-30 są cywilne aparaty fotograficzne Phase One IXU 150, Phase One IXA 180, Sony RX- 1 albo Canon 5D Mark II. Głowica optoelektroniczna ma wbudowaną amerykańską kamerę podczerwieni Flir Photon 320 lub 640. Wszystkie te elementy można kupić w każdym sklepie z elektroniką. Przy odrobinie zdolności modelarskich każdy może zbudować sobie takiego drona. Problem jednak w tym, że w żaden sposób nie spełni on swojej roli na wojnie.
Dlatego właśnie w obwodzie ługańskim rosyjskie haubice samobieżne, kierowane przez bezzałogowca, ostrzelały i zniszczyły około 20 własnych pojazdów. Początkowo Rosjanie odtrąbili wielki sukces, publikując nagrania z ataku. Dość szybko jednak nabrali wody w usta, kiedy okazało się, że to głównie ich artyleria doznała zniszczeń.
Niewyobrażalne błędy
O ile przypadki ostrzelania przez własną artylerię mogą się jeszcze przytrafić - zwłaszcza w armiach, które są zacofane technologicznie - trudno zrozumieć przypadki ostrzelania własnych magazynów amunicji, jak miało to miejsce na południu Ukrainy.
Podczas ukraińskiej kontrofensywy nad Dnieprem rosyjska artyleria rakietowa zniszczyła własny punkt etapowy w Neskuchnie. Pełen zapasów amunicji i paliwa. W wyniku ostrzału zginął jeden żołnierz, a kolejnych dwóch zostało rannych.
Najboleśniejszą stratą jest zniszczenie myśliwskiego Suchoja, który został zestrzelony nad obwodem ługańskim. W zasadzie jest to kompromitacja rosyjskiej armii, gdyż systemy rozpoznawcze pozwalające rozróżnić maszyny swoje od przeciwnika są znane od czasów II wojny światowej, a nowoczesne pozwalają zablokować odpalenie pocisku przeciwlotniczego w przypadku ludzkiego błędu.
Tymczasem rosyjscy przeciwlotnicy zestrzelili najnowocześniejszy samolot, jaki jest na stanie ich sił powietrznych. Co ciekawe, pilot Suchoja nawet się nie bronił przed atakiem. Na razie nie wiadomo, która wersja samolotu została zestrzelona. Niewątpliwie jednak ten wypadek jest symboliczny. Pokazuje, w jak złym stanie jest rosyjska armia i jak wiele jej brakuje na polu elektroniki i nowych technologii.
Sławek Zagórski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Czytaj też: