Rosjanie boją się nowej ofensywy. Dla nich oznacza to, że zwiększa się ryzyko poboru
Popularną w Rosji sieć społecznościową W kontakcie zalewają wpisy sprowadzające się do jednego - dlaczego rezerwistów wzywają na ćwiczenia już w lipcu, a nie jak zwykle we wrześniu? Wpisów jest tak wiele, że moderacja się nie wyrabia. Pytania związane są z obawami, że Kreml przygotowuje ofensywę, do której potrzebni będą nowi poborowi, a więc również kolejna fala ukrytej mobilizacji.
Oczywiście oficjalnie żadnej mobilizacji nie ma, bo rządzący od dawna wiedzą, że to słowo wywołuje w społeczeństwie autentyczny strach. Dlatego władze starają się nie epatować masowymi powołaniami. Jednak na Rosjan padł blady strach. Zaczęło się w połowie czerwca.
Wtedy we wpisach coraz więcej Rosjan, zwłaszcza młodych mężczyzn, znowu zaczęło rozważać wyjazd z kraju. Najczęściej mówili o wyjeździe "na wakacje do Gruzji" albo na "wizytę rodzinną do Kazachstanu", co po prostu oznacza ucieczkę Rosji. Inni po prostu piszą o wyjeździe na prowincję, by zniknąć z radarów komisji wojskowych. Sygnały z sieci społecznościowych, choć cenzurowane, mają dziś większą wartość niż wiele oficjalnych komunikatów. Jeśli ktoś wie, że z jego regionu masowo wzywa się rezerwistów, dzieli się tym, ostrzega innych, szuka kontaktów, by się "uratować".
Na wielu forach i kanałach społecznościowych od końca czerwca zaczęły też krążyć doniesienia o nieoczekiwanym wezwaniu rezerwistów na ćwiczenia, i to zaledwie kilka dni po tym, jak Ministerstwo Obrony ogłosiło, że liczba ochotników z kontraktami wojskowymi "przekroczyła wszelkie oczekiwania". Zbieżność tych dwóch faktów nie jest przypadkowa.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zełenski zaatakuje Moskwę? "Ukraina dysponuje takimi rakietami"
Ukraińskie źródła donoszą o próbach wzmocnienia sił uderzeniowych w Donbasie, a zachodnie służby wywiadowcze już kilka tygodni temu informowały, że Rosjanie będą chcieli wykorzystać letnie, jeszcze suche warunki terenowe, by zyskać inicjatywę przed nadejściem jesiennych deszczów.
Zdążyć przed błotem i mrozem
Wojny toczone na wschodzie Europy zawsze były silnie uzależnione od kaprysów pogody. Zarówno Napoleon, jak i Hitler przekonali się, że rasputica i surowa zima potrafią rozbić nawet najlepiej zaplanowane kampanie. Dla zachodnich armii warunki panujące na stepach w czasie zimy bywają przerażające – brak odpowiedniego wyposażenia może błyskawicznie zamienić armię w zdezorganizowaną masę. Przykładem są Niemcy pod Stalingradem, gdzie więcej żołnierzy zginęło z zimna i głodu niż w wyniku bezpośrednich działań bojowych. Te straty były nawet o 30 procent wyższe niż bojowe.
Można by przypuszczać, że Rosja - kraj przyzwyczajony do ekstremalnych warunków atmosferycznych - odpowiednio przygotował swoją armię do walki jesienią i zimą. Rzeczywistość jest jednak zupełnie inna. Mimo że powoli nadchodzi kolejny już sezon zimowy tej wojny, rosyjscy żołnierze nadal nie otrzymali nowoczesnego umundurowania.
Ich podstawowe wyposażenie stanowią ciężkie, watowane kurtki i spodnie, które po przemoczeniu stają się jeszcze bardziej niepraktyczne – krępują ruchy i zwiększają zmęczenie, skutecznie ograniczając mobilność, co przy przyjętej taktyce jest wręcz zabójcze dla żołnierzy.
Właśnie dlatego rasputica, to słowo, którego w rosyjskim wojsku się nie lubi. Jej pojawienie się oznacza, że okno na większe działania zamyka się gdzieś w połowie września. Z tej perspektywy, masowe wezwania rezerwistów w lipcu wyglądają jak przygotowanie uderzenia wyprzedzającego jej nadejście.
Sygnały o ofensywie
Zarówno ukraiński, jak i zachodnie wywiady nie mają złudzeń, że Kreml będzie próbował przeprowadzić kolejną fazę ofensywy jeszcze przed nadejściem jesieni. Od maja 2025 r. ośrodki analityczne i wywiadowcze zauważają, że wyraźnie widać, że Rosjanie wzmacniają swoje zgrupowania ofensywne na froncie w Donbasie. To tam koncentrują się nowe jednostki, sprzęt i rezerwy, a ukraińskie służby rozpoznania odnotowują wzrost liczby ataków poprzedzających większe natarcia.
Ukraiński wywiad ocenia, że Rosjanie będą chcieli osiągnąć cele terenowe do końca września. Jak zaznacza rzecznik ukraińskiego wywiadu wojskowego, Andrij Jusow, Rosja "nie dysponuje obecnie wystarczającym potencjałem do zmasowanej ofensywy na całym froncie", ale podejmuje próby lokalnych przełamań – właśnie tam, gdzie najbardziej im zależy, czyli pod Pokrowskiem i Czasiw Jarem.
Z kolei zachodni analitycy, m.in. z Institute for the Study of War oraz brytyjskiego Royal United Services Institute, wskazują, że Rosja przyjęła "strategię eskalacji odcinkowej". W ich ocenie Kreml nie zdecyduje się na powszechną mobilizację, ale będzie angażował kolejne fale ukrytej mobilizacji tak, jak to robi dotychczas.
W tym kontekście przyspieszone ćwiczenia rezerwistów oraz masowa aktywizacja formacji rezerwowych i prywatnych firm militarnych, a także rosnące dostawy amunicji na front wyglądają nie jak przypadkowe ruchy, lecz przygotowanie do ograniczonej, ale celowo zaplanowanej operacji ofensywnej.
Uderzenie zapewne ruszy w sierpniu. Putin bowiem potrzebuje symbolicznego zwycięstwa, czegoś, co można wykorzystać jako kartę przetargową w negocjacjach z Zachodem. Dlatego, choć Kreml nie ogłosił i nie ogłosi mobilizacji, to może wykorzystać rezerwistów, których ściągnął na ćwiczenia dwa miesiące wcześniej, niż w poprzednich latach.
Sławek Zagórski dla Wirtualnej Polski