Putin już nic nie ukryje. Wydarzenia w Moskwie wszystko obnażyły
- Europa uwierzyła, że Rosja jest znacznie silniejsza, niż jest w rzeczywistości. Ale wojna drastycznie to wszystko zweryfikowała - mówi w rozmowie z WP prof. Daniel Boćkowski. W ten sposób komentuje skromną paradę wojskową w Moskwie z okazji Dnia Zwycięstwa, która obnażyła zasoby Rosji.
To już kolejna Parada Zwycięstwa w Moskwie, która odbywa się w trakcie wojny w Ukrainie. Rosja świętowała w czwartek 79. rocznicę zwycięstwa nad III Rzeszą. Już na pierwszy rzut oka było widać, jak skromna była defilada.
Jeszcze przed kilkoma laty, w 2019 roku, przez Plac Czerwony maszerowało 13 tys. pieszych, przejeżdżały setki czołgów, liczne wozy bojowe czy wyrzutnie. Nad Moskwą przelatywało wówczas nawet ponad 70 samolotów i śmigłowców, było sporo nowinek technicznych. A w tym roku?
Przede wszystkim nie dopisała pogoda - w trakcie defilady cały czas padał mokry śnieg, a termometry pokazywały zaledwie jeden stopień powyżej zera. Było zdecydowanie mniej pieszych uczestników parady, niż przed pięcioma laty. Spośród 9 tys. uczestników - jak przekazała analityczka Anna Maria Dyner - tysiąc stanowili ci, którzy brali udział w tzw. specoperacji. Pojazdów na paradzie było zaledwie kilkadziesiąt. W tym tylko jeden czołg - T-34.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Putin straszy. "Nie pozwolimy nikomu nam grozić"
Władimir Putin zaczął swoje przemówienie na Placu Czerwonym od przywitania żołnierzy i oficerów. Nazwał ich "bohaterami specopracji", mówiąc że "Dzień Zwycięstwa to najważniejsze święto w Rosji, obchodzone na pamiątkę wyzwolenia Europy". Stwierdził też - jak relacjonowała Anna Maria Dyner - że "pamięć o II wojnie światowej jest teraz zakłamywana".
Dyktator straszył również, że "rosyjskie siły strategiczne są zawsze w gotowości bojowej". - Nie pozwolimy nikomu nam grozić - mówił. Stwierdził też w propagandowym tonie, że "Rosja nie pozwoli na globalne starcie, do którego dążą zachodnie elity".
- Idziemy naprzód, polegając na naszych wielowiekowych tradycjach. Jestem przekonany, że razem zapewnimy wolną, bezpieczną przyszłość dla Rosji, naszego zjednoczonego narodu - oświadczył Putin w swoim przemówieniu.
Prof. Daniel Boćkowski, ekspert ds. bezpieczeństwa z Uniwersytetu w Białymstoku, w rozmowie z Wirtualną Polską komentuje, że nie tylko na paradzie, ale i na froncie Rosja nie ma już czego pokazać.
- Na froncie już jest to wszystko, co wyciągnięto z magazynu wielkiego składowania, więc nie ma tam sprzętu ani nowoczesnego, ani pancernego, ani artyleryjskiego. Większość z niego została utracona - podkreśla.
"Europa uwierzyła, że Rosja jest znacznie silniejsza niż jest w rzeczywistości"
Ekspert zaznacza, że defilady we wcześniejszych latach były głównie "pokazem do wewnątrz". - Jechały tam najnowocześniejsze sprzęty, wyrzutnie rakiet balistycznych. To było też coś, co obserwowali wszyscy analitycy, żeby zobaczyć, czym Rosjanie się pochwalą, co takiego mają, w którym kierunku idzie rosyjska myśl technologiczna. Działało to bardzo mocno psychologicznie na Zachód - zaznacza.
Prof. Boćkowski dodaje, że wcześniejsze parady i rosyjskie ćwiczenia przed inwazją na Ukrainę doprowadziły do sytuacji, w której "Europa uwierzyła, że Rosja jest znacznie silniejsza, niż jest w rzeczywistości". - Ale wojna drastycznie to wszystko zweryfikowała - podkreśla.
Jeden czołg na paradzie. Rosyjski symbol
Prof. Boćkowski zaznacza, że obecnie Rosja nie ma już czego pokazywać na defiladzie, skoro sprzęt jest jej potrzebny na froncie. - Nie mają nowych rzeczy. Firmy skupiły się na produkcji, odtwarzaniu i naprawianiu tego wszystkiego, co jest na froncie. Dlatego też parada wygląda tak, jak wygląda. I z pewnością ani Putin, ani inni nie są szczęśliwi z tego powodu. To brutalna prawda wojny - zaznacza ekspert.
Prof. Boćkowski odnosi się także do czołgu T-34, który jako jedyny pojawił się na paradzie. - To jest czołg-symbol II wojny światowej - mówi.
- Czołg, który - jak to Rosjanie mówią - wygrał II wojnę światową, ponieważ był prosty, produkowany w ogromnych ilościach. Był głównym czołgiem armii radzieckiej. On wjechał do Berlina, stał na wszystkich możliwych pomnikach w Polsce. Ten czołg był symbolem wyzwolenia i dla Rosjan jest czymś, co będzie jeździć zawsze. Dlatego paradę zaczynają właśnie nim - ocenia ekspert.
Podsumowując rosyjską paradę, prof. Boćkowski podkreśla: - Realia są takie, że nie ma czym się chwalić.
Żaneta Gotowalska-Wróblewska, dziennikarka Wirtualnej Polski