Rosja: bojkot olimpiady w Pekinie jest nie do przyjęcia
Bojkot tegorocznej olimpiady w Pekinie
jest nie do przyjęcia - uznało w komunikacie
rosyjskie MSZ.
Moskwa z Chinami, swoim kluczowym partnerem handlowym, utrzymuje bliskie stosunki; przywódcy obu krajów spotykają się regularnie. Chiny stały się po rozpadzie ZSRR w 1991 roku głównym odbiorcą rosyjskiego uzbrojenia. W 2001 roku oba kraje podpisały traktat o przyjaźni potwierdzający rosyjskie poparcie dla terytorialnej integralności Chin.
Rosja wielokrotnie mówiła przy różnych okazjach, że uważa Tybet za integralną część Chin, oceniając, iż uregulowanie stosunków z dalajlamą to wewnętrzna sprawa Chin - głosi komunikat MSZ.
Rosyjskie MSZ wyraziło też nadzieję, że władze Chińskiej Republiki Ludowej podejmą wszelkie konieczne kroki, by rozprawić się z bezprawnymi działaniami w Tybecie i zapewnić szybką normalizację sytuacji w tym autonomicznym regionie.
Rosja, w której żyje wielu wyznawców buddyzmu, odrzucała co najmniej trzykrotnie od 1994 roku prośby o wizę dla Dalajlamy XIV. Pozwoliła na jego wizytę w 2004 roku pod warunkiem, że powstrzyma się podczas niej od tematów i spotkań politycznych.
W piątek w stolicy Tybetu Lhasie zginęło co najmniej 80 osób - dane te potwierdziły źródła w kręgu Dalajlamy XIV w Dharamsali, w Indiach, gdzie przebywa tybetański rząd na uchodźstwie. Z kolei tybetański parlament na wygnaniu mówi o kilkuset ofiarach. Liczby te są o wiele wyższe niż liczba 13 zabitych podana oficjalnie przez chińskie władze.
Poza ofiarami śmiertelnym w Lhasie, w niedzielę w historycznej części Tybetu, obecnie w granicach prowincji chińskich, w zamieszkach na tym samym tle zginęło według organizacji praw człowieka co najmniej osiem osób. Według tych organizacji w niedzielę chińskie siły bezpieczeństwa rozpoczęły ponadto w Lhasie masowe aresztowania.
Tymczasem władze Chin odesłały z Tybetu ponad 10 hongkońskich dziennikarzy, zarzucając im "nielegalne informowanie" o tamtejszych zamieszkach. Podczas gdy dziennikarzy zagranicznych obowiązuje zakaz podróży do Tybetu bez oficjalnej zgody władz w Pekinie, media hongkońskie mogły wjechać do Tybetu na podstawie paszportu Hongkongu. Dzięki temu podczas zamieszek w Lhasie docierał stamtąd strumień wiarygodnych obrazów telewizyjnych.
Na początku ubiegłego tygodnia w 49. rocznicę krwawego stłumienia tybetańskiego powstania przeciwko Chinom i ucieczki dalajlamy w Lhasie rozpoczęły się pokojowe marsze. W kolejnych dniach przerodziły się one w największe od 20 lat antychińskie wystąpienia i zamieszki. Demonstracje przekroczyły granice Tybetańskiego Regionu Autonomicznego i objęły tybetańskie okręgi autonomiczne w chińskich prowincjach na terenach związanych historycznie z Tybetem.
Tybetańczycy domagają się wolności i powrotu dalajlamy do kraju.