Romski artysta winny pomówienia prezesa Związku Romów Polskich
Sąd Rejonowy w Szczecinku uznał Bogdana Trojanka, znanego
artystę, szefa zespołu "Terne Roma" i jedynego na świecie
romskiego Kawalera Orderu Uśmiechu, za winnego pomówienia prezesa
Związku Romów Polskich (ZPR) Romana Chojnackiego.
Sąd wymierzył Trojankowi karę 25 tys. zł grzywny, zawieszając jej wykonanie na dwa lata. Artysta ma też w ciągu 7 dni od uprawomocnienia się wyroku przeprosić na piśmie Chojnackiego, wysłać do 14 samorządowych i państwowych instytucji, w tym Kancelarii Sejmu i Prezydenta, sprostowanie podanej we wrześniu ub.r. informacji o rzekomo nieprawidłowym rozliczeniu przez ZPR wartej 238 tys. USD pomocy dla Romów i zapłacić 5 tys. zł. nawiązki na PCK.
Jestem zszokowany. Szkoda, że pan Chojnacki nie zażądał ścięcia mi głowy. Naruszono wszystkie romskie tradycje. Wolę iść do zakładu karnego, niż przepraszać, bo takie pisemne przeprosiny to największe poniżenie dla Roma - skomentował wyrok przebywający w szczecineckim szpitalu Trojanek.
Artysta trafił na oddział intensywnej opieki medycznej po tym, jak w ubiegły piątek niezidentyfikowane osoby ścigały go samochodem po ulicach Szczecinka. Trojanek nie ucierpiał w pościgu, ale silny stres doprowadził u niego do kłopotów z sercem i ciśnieniem. Według Trojanka, wydarzenia z piątku raczej nie miały bezpośredniego związku z procesem.
Na ogłoszeniu wyroku nie było również Romana Chojnackiego. Jego ojciec Jan Chojnacki po wysłuchaniu werdyktu powiedział, że jest zadowolony, bo wreszcie okazało się, kto mówi prawdę.
Roman Chojnacki skierował do sądu prywatny akt oskarżenia przeciwko Bogdanowi Trojankowi po tym, jak we wrześniu 2006 r. starszyzna i król Romów Henryk Nudziu Kozłowski uznali, że przywłaszczył sobie 238 tys. USD, które należały się Romom. Król wykluczył za to Chojnackiego z romskiej społeczności. Kara mogła być anulowana, gdyby Chojnacki - jak zeznał przed sądem król - oddał ludziom pieniądze. Kierując sprawę do powszechnego sądu Chojnacki sprzeciwił się tradycji, zgodnie z którą spory między Romami rozstrzyga wyłącznie starszyzna i król.
W czasie procesu Chojnacki wyjaśniał, że zrobił to, bo rozliczył się z każdego dolara, ale król nie dał mu możliwości obrony, zaś twierdzenia, jakie Trojanek zawarł w pismach skierowanych do 14 samorządowych i państwowych instytucji, podważają jego wiarygodność.
Trojanek bronił się, twierdząc, że pisma wysłał na prośbę starszych Romów. Przed sądem zeznał, że musiał to zrobić, bo gdyby postąpił inaczej, "poniósłby ogromną karę".
Proces zaczął się przed szczecineckim sądem w listopadzie ub.r. i od początku wzbudzał wśród Romów ogromne emocje.
Na pierwszy termin przyszła tak liczna grupa Romów, że ich obecność na godzinę sparaliżowała pracę sądu. Choć proces za zgodą oskarżyciela prywatnego i oskarżonego był jawny (sprawy o pomówienie z zasady toczą się z wyłączeniem jawności), sąd zakazał setce głośno zachowujących się i chodzących po całym budynku Romom uczestniczenia w posiedzeniach w charakterze publiczności. Od tej pory Romowie czekali na końcowy werdykt przed budynkiem sądu.
W czasie procesu dwukrotnie doszło do bójek między Romami. Za pierwszym razem doszło do szarpaniny między członkami zwaśnionych rodzin, za drugim razem tłum zaatakował zmierzającego do sądu Chojnackiego, co wywołało groźnie wyglądającą bijatykę. Interweniować musieli policyjni antyterroryści.
We wtorek przed sądem było bardzo spokojnie. Romowie nie przyjechali na sprawę, na wyrok czekali jedynie zaciekawieni obecnością wielu dziennikarzy mieszkańcy Szczecinka.
Wyrok nie jest prawomocny. Stronom przysługuje apelacja. Jej wniesienia nie wykluczył obrońca Trojanka mec. Tomasz Musiał.
Pełnomocnik Chojnackiego mec. Wojciech Litorowicz powiedział z kolei, że "kwestia kary była dla nas drugorzędna, przede wszystkim chodziło o sprostowanie informacji, które podważały wiarygodność Związku Romów Polskich".
Litorowicz w mowie końcowej żądał dla oskarżonego 1 roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata, opublikowania przeprosin w kilku lokalnych gazetach, szczecineckich telewizjach kablowych oraz "Gazecie Wyborczej", podania treści wyroku do publicznej wiadomości i 20 tys. zł. nawiązki na PCK.