Roland Freudenstein: Nord Stream 2 to projekt bardzo szkodliwy. KE ma tu ważną rolę do odegrania i szkoda, że Polska ma z nią konflikt
- Nord Stream 2 to projekt bardzo szkodliwy, bo wprowadza element dwustronnych silnych relacji rosyjsko-niemieckich, które zaprzeczają idei wspólnej polityki unijnej w relacjach z Rosją. Komisja Europejska ma tu bardzo ważną rolę do odegrania. I szkoda, że w innej sprawie jest konflikt między Polską a KE, bo to nie pomaga w tej kwestii - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Roland Freudenstein, wicedyrektor brukselskiego think tanku Martens Centre. - Mam jednak zaufanie do Komisji, że ze względu na dobro wspólnego rynku, na solidarność energetyczną, a także strategię polityki wschodniej, będzie uniemożliwiać Nord Stream 2 - dodaje.
30.05.2016 | aktual.: 30.05.2016 09:36
WP: Dominika Ćosić: Czy pana zdaniem sankcje na Rosję zostaną przedłużone?
Roland Freudenstein: - Moim zdaniem jest duża szansa na to, że latem sankcje zostaną przedłużone o kolejnych sześć miesięcy. Inna sprawa, czy także pod koniec roku będą przedłużone. Trudno będzie je utrzymać, bo jest coraz większa grupa krajów członkowskich, które uważają, że sankcje nie odnoszą żadnego efektu.
WP: Jak wygląda oś podziału?
- Włochy są przeciwko sankcjom, Austria, Węgry, Hiszpania trochę mniej, podobnie jak Cypr czy Grecja. Zwłaszcza włoski premier Matteo Renzi głośno mówi o nieskuteczności sankcji. Natomiast moim zdaniem w tej debacie nie powinniśmy się zastanawiać nad tym, czy sankcje wpłynęły na rosyjską gospodarkę, ale co by się stało, gdyby ich nie było. Dzięki sankcjom uniknęliśmy jeszcze większej eskalacji konfliktu na Ukrainie, bo polityka rosyjska i militarna agresja tzw. powstańców wschodnioukraińskich byłaby o wiele większa, gdyby nie sankcje.
WP: A Niemcy? Dalej są za?
- W przypadku Niemiec sytuacja jest bardzo skomplikowana. Jeden z partnerów koalicyjnych, czyli socjaldemokraci jest przeciwko sankcjom. Podobnie jak niemiecki biznes, który chce jak najszybciej wrócić do normalnej współpracy z Rosją. Te same środowiska chcą forsować projekt Nord Stream 2. Ich wpływy równoważy jednak większy partner koalicyjny, czyli chadecy, dzięki którym rząd kanclerz Merkel konsekwentnie jest za przedłużaniem sankcji.
WP: Wspomniał pan o projekcie Nord Stream 2. Jak ta rosyjsko-niemiecka inicjatywa się ma do sankcji?
- Politycznie jest to szkodliwe i sprzeczne. Ale patrząc na to tylko z prawnego punktu widzenia, nie ma tej sprzeczności. Bo sankcje dotyczą przecież tylko niektórych sektorów gospodarki - przede wszystkim banków, możliwości refinansowania przedsiębiorstw rosyjskich i technologii. W stosunku do energetyki sankcje nie mają zastosowania.
WP: Tak, ale premier Włoch publicznie się oburza na podwójne standardy unijne: z jednej strony Unia Europejska wstrzymuje budowę gazociągu South Stream, a z drugiej nie przeszkadza rozwijaniu koncepcji Nord Stream 2.
- Rozumiem oczywiście, że Włochom zależy na rozwoju i bezpieczeństwie sektora energetycznego, który ma się opierać na silnej współpracy z Rosją. Ale premier Renzi podejmuje ostatnio wiele różnych, kontrowersyjnych decyzji. On ma tendencję do usilnego, mocnego profilowania się, nieważne w sumie na co. Szuka tematów, na których wypłynie i się wyspecjalizuje. Zwłaszcza, jeśli dzięki temu może się wykreować na przeciwwagę dla kanclerz Merkel. Chce pokazać zwłaszcza Włochom, że w Europie coś znaczy i jego głos ma siłę.
WP: Wracając do Nord Stream 2, to niedawno szef frakcji chadeckiej w Parlamencie Europejskim, nota bene polityk niemiecki Manfred Weber, wystosował list do kanclerz Merkel i komisarza unijnego ds. energii, w którym opowiedział się przeciwko temu projektowi. Poparli go europosłowie, także niemieccy.
- Tak, ale pamiętajmy o tym, że PE reaguje w sposób bardziej moralny niż pewne stolice. W samym Berlinie są bardziej sprzeczne opinie. Jest różnica między tym, co się myśli w ministerstwie spraw zagranicznych, a tym co w urzędzie kanclerskim. Reakcje berlińskie na ten list były trochę pobłażliwe, na zasadzie: Weber, owszem, jest Niemcem, ale jest też politykiem europejskim i jako taki podlega naciskom ze strony innych krajów i musi tak pisać. Ten list nie miał do tej pory, niestety, dużego wpływu na politykę niemiecką.
WP: To co dalej może być z Nord Stream 2? Do polskiego sprzeciwu dołączają inne państwa, m.in. kraje bałtyckie, ale też Czechy, ostatnio także kraje skandynawskie (ze względu na szkodliwy wpływ na środowisko) oraz również Komisja Europejska. Komisarze odpowiedzialni za energię, Miguel Arias Cañete i Maroš Šefčovič, są przeciwko.
- Komisja Europejska ma tu bardzo ważną rolę. I szkoda, że w innej sprawie jest konflikt między Polską a KE, bo to nie pomaga w tej kwestii. Mam jednak zaufanie do Komisji, że ze względu na dobro wspólnego rynku, na solidarność energetyczną, a także strategię polityki wschodniej, będzie uniemożliwiać Nord Stream 2. I dzięki temu ten projekt - przez rząd niemiecki określany jako prywatny, w związku z tym nie podlegający rządowi w Berlinie - nie będzie zrealizowany. To projekt bardzo szkodliwy, bo wprowadza element dwustronnych silnych relacji rosyjsko-niemieckich, które zaprzeczają idei wspólnej polityki unijnej w relacjach z Rosją. Kanclerz Merkel ma odmienne podejście, czego dowodzi jej stanowisko wobec sankcji na Rosję.
WP: Co z przewodniczącym PE, Martinem Schulzem? Pod koniec roku kończy się jego druga kadencja na tym stanowisku. Szanse na trzecią kadencję ma mizerne i na mocy porozumienia między chadekami a socjalistami od stycznia powinien go zastąpić polityk chadecki. Ale wówczas z czterech najważniejszych stanowisk unijnych, chadecy będą mieli aż trzy (szefa Rady, Komisji i Parlamentu), a socjaliści tylko tekę szefowej dyplomacji unijnej. W dodatku odzywają się liberałowie, którzy mówią, że na poziomie szefów rządów mają silniejszą pozycję od chadeków i Guy Verhofstadt chce być następcą Martina Schulza...
- Tak, pan Verhofstadt może dużo mówić i chcieć, ale umowa to umowa. A dwa lata temu była taka, że to dwie największe frakcje: chadecy i socjaliści podzielą się kadencjami szefa PE. I liberałowie nie mają tu nic do powiedzenia, niezależnie od tego jak głośny będzie pan Verhofstadt.
WP: Nie zagrozi to pozycji Donalda Tuska?
- Teoretycznie mogłoby, ze względu na równowagę polityczną. Ale pamiętajmy o tym, że Tusk jako jedyny reprezentuje nowe kraje członkowskie.
WP: Chyba, że zastąpiłby go polityk także z tej części Europy...
- Owszem, ale jak na razie to nie widzę kandydata, mogącego mu zagrozić. Pamiętajmy o tym, że ułożenie tych unijnych "puzzli" jest bardzo trudne, a każda zmiana wywołałaby kolejne. Nikomu chyba teraz nie zależy na tym, by burzyć dotychczasową równowagę i układ sił.